Zdjęcie: Czytelnik Rzeszów News

– Życie ludzkie nie miało dla nich żadnego znaczenia – tak pracę kominiarzy ocenia jedna z mieszkanek kamienicy przy ul. PCK 4 w Rzeszowie, gdzie w piątek wieczorem tlenkiem węgla podtruła się 15-letnia dziewczyna. 

Przypomnijmy: 15-letnia Nikola podtruła się tlenkiem węgla w trakcie kąpieli w łazience. Życie dziewczyny uratowała jej rodzina, która wyważyła drzwi i Nikolę wyniosła na zewnątrz. 15-latka trafiła do szpitala. 

Po zdarzeniu w internecie pojawiło się mnóstwo komentarzy, że to nie pierwszy przypadek w tej kamienicy (w sąsiedztwie fontanny multimedialnej), zarządzanej przez Miejski Zarząd Budynków Mieszkalnych w Rzeszowie, gdzie ktoś z mieszkańców cudem uniknął śmierci z powodu fatalnie działających przewodów kominowych. 

Jeden z takich listów trafił do naszej redakcji. Otrzymaliśmy go od pani Pauli, która od prawie 22 lat mieszka w kamienicy. Błaga nas o pomoc. 

„Mamy piece kaflowe, a w łazience piecyk na gaz. Już około 6 lat temu zauważyłam, że gdy się kąpie, jest mi po pewnym czasie niedobrze. Jakieś 4 lata temu moja siostra zatruła się czadem podczas kąpieli, trafiła do szpitala. Administracja co rok robiła przegląd, mówiąc, że wszystko jest OK. Jakieś trzy lata temu do szpitala trafiła moja sąsiadka. Policja, straż, pogotowie, a administracja nadal zatrudniała firmy kominiarskie, które robiły przeglądy i kłamały, że wszystko jest OK” – pisze w liście pani Paula. 

„Nauczeni, założyliśmy czujnik. Trzy tygodnie temu moja siostra znów trafiła do szpitala. Tydzień później nasza kolejna sąsiadka. Po tych dwóch zatruciach zrobiliśmy taką awanturę w administracji, że wreszcie postanowili coś zrobić. Rozwalali ściany, badali przewody, zauważyli mnóstwo rzeczy zagrażających życiu – firmy kominiarskie do tej pory wiedziały o tym, ale twierdziły, że jest dobrze, bo działały ze zlecenia administracji. Życie ludzkie nie miało dla nich żadnego znaczenia” – dodaje pani Paula. 

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

Firma remonty zakończyła w piątek na kilka godzin przed wieczornym podtruciem 15-letniej Nikoli. Pracownicy obiecali mieszkańcom, że nikomu więcej nie stanie się krzywda. Pani Paula w piątek wieczorem wróciła do domu, poszła do łazienki wziąć prysznic. Po raz pierwsza czuła wreszcie, że jest bezpieczna. 

„Po jakichś dwóch minutach zaczął się horror. Usłyszałam krzyki, wołanie do Boga i lament, jakiego w życiu nie słyszałam. Wyłączyłam wodę. Krzyki dochodziły od sąsiadów, z którymi mamy wspólny przedpokój (ich i nasze mieszkanie było kiedyś jednym dużym). Wyszłam do przedpokoju. Na ziemi leżała naga, nieprzytomna nastoletnia sąsiadka, a nad nią stali zapłakani rodzice i inna sąsiadka. Wszędzie było szkło z wybitej szyby od ich łazienki, krew, obraz, którego nigdy nie wyrzucę z pamięci” – opisuje piątkowy dramat pani Paula. 

„Dziewczyna dostała szczękościsku, nie odzyskiwała przytomności. Pierwszy raz w życiu myślałam o najgorszym. Nienawidziłam tej myśli, ale nawiedziła mnie. Późniejsze wydarzenia są równie dramatyczne, łącznie z widokiem krwi na twarzy mojego taty, który razem z innymi próbował ją [Nikolę – przyp. red.] przenieść bliżej dopływu powietrza. Sąsiadkę przewieziono do szpitala, odzyskała przytomność, ale wszystkie te wydarzenia… Nie chce mi się żyć. Czy naprawdę ktoś musi umrzeć, żeby administracja się tym zainteresowała?” – pyta mieszkanka kamienicy. 

„Chcę żyć, mogąc się wykapać, nie martwiąc się o życie swoje, mojej rodziny i sąsiadów. Sąsiadka po ostatnim zatruciu sprzed dwóch tygodni kontaktowała się z prawnikiem, to przejdzie na drogę sądową. Firma kominiarska nie chce udostępnić dokumentów, co było źle, co zrobili, będzie to egzekwować sąd. Nie odpuszczę osobom, które są za to odpowiedzialne” – napisała pani Paula.

Do tematu wrócimy.

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama