Z Rzeszowa wyruszyła Ekstremalna Droga Krzyżowa

Ponad 500 osób wyruszyło w piątkowy wieczór spod rzeszowskiej Fary w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej, podczas której obowiązuje żelazna zasada milczenia, a najgorliwszą towarzyszką jest samotność. W razie trudności liczyć można tylko na siebie i Boga.

Pod kościołem Farnym od godz. 18:30 zaczęły zbierać się grupki osób z drewnianymi krzyżami. Jedni przyszli z brzozowymi krzyżami na długość pół metra, inni z nieco mniejszymi. Starsi i młodsi, ale jednak w sile wieku, bo już po mszy świętej, po godz. 20:00 wszyscy wyruszyli w Ekstremalną Drogę Krzyżową.

Przemyśleć swoje życie

EDK to ogólnopolska inicjatywa, której pomysłodawcami są ks. Jacek Stryczek, twórca „Szlachetnej Paczki”, oraz Męska Strony Rzeczywistości – krakowskiego duszpasterstwa. Idea polega na przejściu drogi krzyżowej w milczeniu, nocą, w maksymalnie 10-osobowych grupach i na dystansie co najmniej 40 kilometrów. Jest ekstremalna, bo bez opieki jak na zwykłych pielgrzymkach i na końcu trasy na pątników nic nie czeka oprócz duchowej strawy.

– Niektórzy przyjmują uczestników Ekstremalnej Drogi Krzyżowej życzliwie, przygotowują posiłki, herbatę, ale to już jest kwestia zależna od danej parafii – mówi Adrian Skoczylas, współkoordynator Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.

Z Rzeszowa wyruszyło 515 osób. Mieli do wyboru 7 tras, w których najkrótsza liczy 43 km do Czudca, a najdłuższa 100 km – do Pustelni św. Jana z Dukli. Najwięcej chętnych, bo około 200 osób postanowiło przejść trasę fioletową liczącą 43 km i prowadzącą do Czudca.

Nieco mniej, bo 150 chętnych, zapisało się na trasę żółtą prowadzącą do Leżajska. To najkrótsza trasa, ale i tak nie tak łatwa, bo liczy 51 km. Blisko 100 osób postanowiło przejść 47 km na trasie niebieskiej prowadzącej do Borku Starego.

– To taki czas na przemyślenie swoje życia – mówi 44-letni pan Sławomir, który wybrał trasę niebieską do Borku Starego. W EDK bierze udział po raz pierwszy, ale był dobrej myśli. Planuje przejść 47 km na jeden raz. To za krótka trasa żeby nocleg planować. Trzeba pójść i dojść.

– Mam nadzieję, że dojdę – mówił pan Sławomir, który na wędrówkę zabrał ze sobą duży brzozowy krzyż.

Coś się obudziło

Pozostałe trasy: czerwona licząca 63 km do Leżajska, zielona licząca 61 km do Mielca i pomarańczowa licząca 64 km do Krosna zebrała zaledwie po 20 chętnych. Najdłuższą i zarazem najbardziej ekstremalną trasą do Pustelni św. Jana z Dukli przejdzie jedynie 5 osób. Ale oni przynajmniej mają pewność, że podczas swojej drogi krzyżowej spotkają tylko samotność.

– Uczestnicy idą tu na własną odpowiedzialność, bo to jest taka indywidualna forma duchowości. Sami zmagają się z trudem wędrówki, dlatego też jest zasada milczenia na tych trasach, bo chodzi o to, by skupić się na rozważaniach stacji drogi krzyżowej – tłumaczył nam Adrian Skoczylac.

– Każdy idzie ze swoją intencją. Jedni chcą się sprawdzić, przeżywają to jako przygodę, dla innych jest to wyraz duchowości, modlą się. Trasy wiodą po bezdrożach, terenach niezaludnionych, by samotność, małość człowieka była jeszcze bardziej możliwa do uzmysłowienia – dodawał.

Niektórzy, tak jak pan Grzegorz, specjalnie przyjechali do Rzeszowa, by wziąć udział w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej. Pan Grzegorz na co dzień pracuje za granicą. W piątek po pracy przyjechał z Francji na EDK, a w niedzielę wraca z powrotem.

– Po kilku latach znowu we mnie coś takiego się obudziło, że postanowiłem spróbować połączyć przeżycie duchowe z przyjemnością, bo prawie całe życie w górach spędziłem – uzasadniał swoją wędrówkę 38-letni pan Grzegorz.

SABINA LEWICKA

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama