Niedzielne referendum, którego oficjalne wyniki poznaliśmy dzisiaj, z wielu powodów jest porażką. A czy w czymś można tu dostrzec pozytywy?

To jeden z najbardziej bezsensownych sposobów wydania blisko 100 mln zł. Złożyło się na to co najmniej kilka powodów: wymyślenie tego referendum w celu desperackiej próby ratowania swojego wyniku wyborczego po pierwszej turze wyborów prezydenckich; nieprecyzyjne i tak naprawdę mało istotne dla społeczeństwa pytania referendalne; prawie wakacyjny (bez studentów) okres plebiscytu bez odpowiednio uzasadnionej przyczyny odwołania się do głosu obywateli.

Tymczasem odrzucone zostały inne pytania referendalne, dotyczące spraw znacznie istotniejszych dla przeciętnego Polaka. W ten sposób politycy jasno pokazali, że sens pytania rodaków o ważne sprawy można tak strasznie wypaczyć, traktując referendum instrumentalnie.

I tutaj rekordowo niska kilkuprocentowa frekwencja zawiera w pewnym sensie aspekt pozytywny – społeczeństwo zauważyło manipulację rządzących. Dało gorzką lekcję i wystawiło rachunek zarówno byłemu prezydentowi, jak i senatorom, którzy tak podeszli do obu pomysłów referendów. Tylko czy ta czerwona kartka dla rządzących musiała tyle kosztować?

Reklama