Co roku na dokarmianie ptaków Urząd Miasta Rzeszowa wydaje 1,5 tys zł. To nie dużo, ale wystarczy na kupno tony solidnej karmy.

Ptactwa wodnego, które zimuje nad Wisłokiem, nie można czymkolwiek dokarmiać . Nie wskazany jest chleb, chipsy czy ziemniaki. – Dokarmiamy je najwyższej jakości karmą, bardzo bezpieczną i bardzo wartościową kalorycznie, szczególnie w okresie zimy – zapewnia Rafał Salach, referent w wydziale ochrony środowiska i rolnictwa rzeszowskiego urzędu miasta. Z zamiłowania jest ornitologiem i obrączkarzem ptaków. – Karma, którą im podajemy, to mieszanka kukurydzy, rzepaku i pszenicy. Idealnie nadaje się do karmienia kaczek i łabędzi.

Nad Wisłokiem najwięcej zimuje łabędzi i kaczek. Miasto dokarmia je w zależności od temperatury zazwyczaj, co 2-3 dni. Wysypywana jest na brzegu rzeki obok kładki dla pieszych na Bulwarach. – Jeśli się zrobi chłodniej, to częściej – dodaje Salach. – Co roku zamawiamy około tony mieszanki zbóż za ok. 1,5 tys. zł. Zwykle wystarcza, by pomóc ptakom przetrwać okres zimowy, jednak zdarzały się zimy, że trzeba było dokupywać karmy.

Okazuje się, że nad rzeszowskim Wisłokiem można spotkać na prawdę rzadkie ptaki. – Widziałem tu kormorana. To wyjątkowy gatunek w tych stronach – mówi Erazm Tylko, ornitolog i ekolog, który codziennie obserwuje ptaki nad Wisłokiem. – Jestem przekonany, że ptaki z powodzeniem dałyby sobie radę bez dokarmiania. W ramach rekompensaty, że człowiek odbiera im naturalne środowisko, możemy je czasem dokarmiać. Róbmy to jednak tylko karmą, która im nie szkodzi – zaleca Erazm Tylko.

Według ekologów ptakom nie powinno się stwarzać sztucznych źródeł pożywienia. – W okolicach miasta takie miejsca zawsze będą, chociażby wysypiska śmieci – mówi Tylko. – W mieście takie dokarmianie ma sens, szczególnie w celach edukacyjnych. Możemy obserwować ptaki z bliska, pokazywać je dzieciom, czy podglądać ich zachowania – dodaje.

Reklama