Zdjęcie: Piotr Woroniec jr / Rzeszów News

– Czy osoby decyzyjne mają rzeszowian za głupców? Albo, jak mawiała do swoich pracowników Ewa Depa, za „debili i przedszkolaków”? – pyta były pracownik Urzędu Miasta w Rzeszowie

W piątek poinformowaliśmy, że po czterech miesiącach od rezygnacji ze stanowiska dyrektora Wydziału Komunikacji oskarżana o mobbing Ewa Depa objęła inny dyrektorski stołek w ratuszu – w Biurze Ewidencji Działalności Gospodarczej i Zezwoleń. 

W poniedziałek magistrat tłumaczył, że Ewa Depa została wybrana na dyrektora Biura spośród 11 osób, które zgłosiły się do konkursu, a zarzuty o mobbing były niejednoznaczne. 

Po naszej publikacjach otrzymaliśmy list od byłego już pracownika Urzędu Miasta w Rzeszowie. List trafił także do Rady Miasta, wiceprezydentów i prezydenta Tadeusza Ferenca. Poniżej treść. Tytuł pochodzi od redakcji. 

Są granice absurdu 

Jako wieloletni pracownik Urzędu Miasta Rzeszowa i człowiek przez całe życie związany z tym miastem (jestem mieszkańcem Rzeszowa od urodzenia, przez długie lata pracowałem w Urzędzie Miasta, a także działałem w kilku organizacjach społecznych) z niepokojem przyglądam się temu co dzieje się w strukturach urzędu i jak traktuje się dziś pracowników UM.

Mimo że od jakiegoś czasu nie pracuję w urzędzie (jestem już na emeryturze), to mam tam dalej wiele koleżanek i kolegów, a nawet przyjaciół. Z informacji od nich oraz z doniesień prasowych wnioskuję, że poziom nepotyzmu i kumoterstwa osiąga jakieś granice absurdu.

Jak wiadomo z prasy, 25 maja br. na ręce prezydenta zostało złożone wielostronicowe pismo z oficjalną skargą o mobbing w Wydziale Komunikacji, złożoną przez parunastu pracowników urzędu (to nie była jedna czy dwie osoby). Tego samego dnia Ewa Depa przestała pełnić funkcję dyrektora tego wydziału.

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

Jeśli tak, to zwykła logika nakazuje sądzić, że zarzuty jej stawiane były poważne, a ich wiarygodność nie została zakwestionowana.

Jak się jednak okazuje, w niczym to nie przeszkadza, żeby Ewa Depa, po tym jak traktowała pracowników i zrezygnowała ze stanowiska, po zaledwie 4 miesiącach powróciła na dyrektorskie stanowisko. W dodatku w tym samym budynku, w którym wcześniej pracowała, zaledwie piętro wyżej, gdzie codziennie mija na korytarzu swoich niedawnych podwładnych. I to w czasie, kiedy część pracowników dalej pozostaje pod stałą specjalistyczną opieką psychologów, po tym co musieli przejść.

Ewa Depa swoim zachowaniem, które na szczęście w końcu wyszło na jaw, w maju br. zrobiła bardzo dużo złego dla wizerunku zarówno miasta, jak i urzędu, który powinien być przykładem przestrzegania praw pracowników, a stał się miejscem, gdzie to prawo jest łamane i w dodatku bezkarnie. Prawo najbardziej elementarne, czyli prawo do godności.

Czy takim wizerunkiem miasto chce się szczycić i chwalić w całym kraju i poza jego granicami? Czy osoby decyzyjne mają swoich mieszkańców za głupców (albo, jak mawiała do swoich pracowników Ewa Depa, za „debili i przedszkolaków”)? To jest, niestety, jasne wskazanie dla wszystkich pracowników urzędu miasta, a także dla mieszkańców Rzeszowa. Co jest ważniejsze: człowiek czy „układy”?

I mieszkańcy miasta, i pozostali pracownicy innych wydziałów mają prawo oczekiwać od najwyższych władz bezstronności, braku kumoterstwa, poszanowania najbardziej elementarnych ludzkich praw i przede wszystkim braku przyzwolenia na podłe zachowania swoich pracowników (w szczególności kierowników i dyrektorów).

Jak to jest, że jak urzędnik czasem źle popatrzy na mieszkańca, to ten już ma prawo złożyć skargę w ratuszu i jest z tego wewnątrz urzędu robiona afera (no bo urząd jest dla mieszkańców), a kiedy takie rzeczy dzieją się pod nosem władz, w ich własnym gronie, to taka osoba w nagrodę przez 4 miesiące dalej pracuje w randze „głównego specjalisty”, a następnie ponownie zostaje dyrektorem?
 
Pamiętajcie Państwo, że Wasi pracownicy to w zdecydowanej większości także mieszkańcy miasta i Wasi wyborcy.

Oprac. (cm)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama