Prof. Jerzy Bralczyk w Rzeszowie – „Jak mówić, żeby nas słuchano?” [FOTO]

Mówmy komuś, a nie do kogoś, szukajmy tego, co nas łączy i bądźmy wiarygodni w tym, co mówimy – to jedne z niewielu uwag, które prof. Jerzy Bralczyk poczynił w poniedziałkowe późne popołudnie w Rzeszowie na temat tego, jak mówić, aby nas słuchano.

 

W ramach cyklu wykładów interdyscyplinarnych „Wielkie pytania w nauce”, których organizatorem jestem Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania, w Rzeszowie poniedziałkowym późnym popołudniem, gościł  jeden z wybitnych, ale też najbardziej rozpoznawalnych językoznawców – prof. Jerzy Bralczyk – specjalista w zakresie języka mediów, reklamy i polityki.

Uczony ma na swoim koncie ma szereg publikacji,  m.in. „O języku polskiej propagandy politycznej lat siedemdziesiątych”, „Język na sprzedaż” czy „Mój język prywatny”, a także jest wiceprzewodniczącym Rady Języka Polskiego, członkiem Polskiego Towarzystwa Językoznawczego, Komitetu Językoznawstwa PAN, Rady Etyki i Ładu Informacyjnego przy Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie i Collegium Invisibile.

O wielkości i sławie prof. Bralczyka świadczy również pewien e-mail, który rektor WSIiZ-u otrzymał od jednego z rzeszowskich licealistów przed spotkaniem z uczonym, na które wcześniej obowiązywała rezerwacja miejsc. Uczeń prosił, aby dr Wergiliusz Gołąbek „załatwił” rezerwację dla jego nauczycielki języka polskiego, bo dla niej już zabrakło miejsca.

– Odpisałem temu człowiekowi, że nie będę na tym wykładzie, a pan będzie – mówił  rozczulony dr Wergiliusz Gołąbek, rektor WSIiZ.

„Mocny w gębie”

Prof. Bralczyk  rzeszowskiej publiczności starał się odpowiedzieć na pytanie: „Jak mówić, żeby nas słuchano?”. Wykład oczywiście miał niezmiennie formę, gdzie wiedza naukowa spotykała się z żartobliwymi komentarzami uczonego, które wywoływały śmiech.

– Mam mówić o tym, jak mówić. Wygodnie jest mówić o tym, jak mówić. Wystarczy obserwować samego siebie, kiedy się mówi. Zresztą bardzo często ci, którzy mają mówić, mówią, że będą mówić, kiedy nie mają o czymś mówić – zauważył już na samym początku prof. Bralczyk.

Dziedzina nauki, o której językoznawca mówił, to retoryka, ale jak sam zaznaczył, naukowość tej dyscypliny jest problematyczna, bo nie wiadomo czy retoryka jest sztuką, nauką, a może jest umiejętnością? A przede wszystkim nie wiadomo, czy jest ona dobra, bo w końcu w przeświadczeniach potocznych uważa się, że człowiek, który pięknie mówi, czyni nieco gorzej.

Świadczą  o tym takie ludowe powiedzenia jak: „mocny w gębie”, „krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje” , czy „pies, który szczeka, nie gryzie”. Więc po co mówić?

– Ludzie nas nie zauważają z reguły. Jak już zauważą, to nie pozwalają mówić. Jak pozwolą, to nie słuchają najczęściej. Jeżeli nawet słuchają, to zazwyczaj nie rozumieją, co mówimy. Jeśli nawet zrozumieją, to nie uwierzą najczęściej, a jeśli nawet uwierzą to nie zapamiętają. Może jednak próżno się trudzić? – pytał retorycznie prof. Bralczyk?

„Słuchaj”, „eee”, „wiesz”…

Mimo tych niedogodności, o których wspomniał uczony, chcemy jednak, aby nas rozumiano, ale nie do końca, i zapamiętano, ale niezadługo.

– Bo tak zaznaczamy swoją obecność, więc musimy się szkolić w sztuce mówienia  – stwierdził uczony i zapytał:  „Jak my do siebie mówimy?”.  I tu przytoczył dialog dwóch mężczyzn ze swoimi autorskimi komentarzami.

Rozmowa zaczyna się od słów: „Słuchaj” (on i tak słucha, ale tak się mówi na wszelki wypadek), „eee” (stękanie świadczy, że ktoś myśli), „proszę ciebie” – (o coś prosi, jeszcze nie wiemy o co, ale prosi), „jest taka sprawa, nie” (o coś rozmówcy chodzi, inaczej by nie zagadał do kolegi, potem mówi „nie”, ale są tacy, co mówią „tak”. Ci, którzy mówią „nie” prowokują odpowiedź, ci którzy mówią „tak” poświadczają, że mówią prawdę).

Na końcu pada słowo „wiesz” (rozmówca nie wie, ale jak powie, to może się czegoś dowie) i  zaczynamy wreszcie mówić.

– Ta niezdarność jest po części rytualna. Musimy jakoś zagadać, a wiemy, że jak wyłożymy swoją sprawę od razu, jeszcze stawiając ogonki przy wszystkich nosówkach, to wtedy będzie coś nie tak, bo to nie będzie prawdziwe, spontaniczne, nie będzie naturalne. Dlatego w mówieniu powinniśmy być sprawni, ale naturalni – mówił prof. Jerzy Bralczyk.

Szukajmy tego, co nas łączy

Częścią  rytuału jest np. przemówienie oficjalne. Często używa się formuł typu „z tego miejsca” (jakby z innego miejsca ktoś nie chciał przemawiać), „bardzo się cieszę, że państwa tutaj widzę” (zawsze widzi się wszystkich, którzy są i zawsze są wszyscy którzy są) itp.

– To wszystko w jakiś sposób jest potrzebne. Każdy język ma swój rytuału – mówił prof. Bralczyk. Przestrzegał jednak, że nie powinniśmy być rozpoznawani, jako dobrzy mówcy, a już w żadnym razie być rozpoznawanym jako ci, którzy nauczyli się dobrze mówić.

Lepiej też, aby nasze językowe kontakty były udane, niż skuteczne, bo ich celem będzie m.in. bycie ze sobą.  Dobrze jest również, gdy podczas mówienia  satysfakcja mówiącego nie przewyższa znacznie satysfakcji słuchającego.

Mówimy posługując się cały ciałem. Mówimy nie tylko słowami, ale  głosem, gestem, ale też w pewnym sensie sytuacją, która można nam sprzyjać lub być przeciwko nam.

– Szukajmy tego, co nas łączy, wtedy będzie nam o wiele lepiej – mówił prof. Bralczyk i podał przykład swoich ulubionych spóźnialskich, których zawsze lubi witać wraz z audytorium. Wówczas wszyscy zgromadzeni integrują się z nim przeciwko temu, który nie przyszedł na czas.

– Kontakt z publicznością powinien być podtrzymywany. Niektórzy, aby to zrobić, stosują formułę „proszę państwa”. Można tak robić, ale lepiej nie częściej niż trzy razy w jednym zdaniu – zwracał uwagę językoznawca.

Mówić ludziom, nie do ludzi

Jak mówić, żeby nas słuchano? Nie mówić do kogoś, tylko komuś. Jeśli mówimy do kogoś, to przekazujemy mu pewne informacje, jeśli mówimy komuś to stosujemy bardziej przyjacielską intonację. – To nie przypadek, że można mówić „do państwa” i „państwu”, a zwierzać się tylko państwu  – zauważył prof. Bralczyk.

– Podstawową zasadą jest mówienie ludziom a nie do ludzi – dodawał. Gdy mówimy, powinniśmy być wiarygodni, powinniśmy mówić sprawnie, i nie za szybko i nie za wolno, do tego długie zdania powinniśmy dzielić na dwa lub trzy.

Prof.  Jerzy Bralczyk podczas wykładu mówił tyle, ile chciał, ale nie znaczy to, że powiedział wszystko, co chciał. Niemniej jednak publiczność licznie zgromadzona z Teatrze im. Wandy Siemaszkowej za to, co i jak powiedział, nagrodziła go gromkimi brawami.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama