Czy to czary czy nauka? Na to pytanie odpowiadało w sobotę wielu naukowców, którzy wzięli udział w 7. Interaktywnym Pikniku Wiedzy „Dzień Odkrywców” w Rzeszowie. Udowadniali, że prawdziwą magią może być wiedza, bo to dzięki niej można stworzyć łuk triumfalny bez kleju oraz wysłać butelkę z wodą w „kosmos”.

W Rzeszowie w sobotę czyste szaleństwo! Na Rynku wciąż pachnie Francją, w Millenium Hall wieczorem pojawią się zabytkowe samochody. a w pobliżu zamku Lubomirskich odbywał się 7. Interaktywny Piknik Wiedzy „Dzień Odkrywców”, który przyciągnął mnóstwo rodzin z dziećmi.

Teatr Wysokich Napięć

Dla małych i dużych pasjonatów nauki stoiska zostały rozmieszczone przy al. Lubomirskich i ul. Szopena a także na placu AK, parkingu RARR-u, fosie zamkowej oraz w pobliżu fontanny multimedialnej. Swoje naukowe tajemnice uczestnikom prezentowało 150 różnych centrów nauki, uczelni wyższych, firm oraz indywidualnych pasjonatów nauki.

Pierwsze ekspozycje były widoczne już, gdy z ulicy 3 Maja wchodziło się w al. Lubomirskich. Uwagę od razu zawracali kowale, którzy przy rozżarzonym, specjalnym „grillu” prezentowali swoją pracę, biorąc całkiem na poważnie powiedzenie że „każdy jest kowalem własnego losu”.

Nieco dalej natomiast prezentowali się „gromowładni” z Teatru Wysokich Napięć. W ich namiocie można było usłyszeć zdecydowanie pełną energii muzykę. Pokusili się nawet o taki hit jak „Crazy Forg”.

Kierowców, tych przyszłych i tych, którzy już uprawnienia mają, o całkowity zawrót głowy, dosłownie, przyprawił symulator dachowania. Każdy, kto tylko miał ochotę, mógł wsiąść do pojazdu  i na własnej skórze przekonać się jak wygląda ten proces. Okazało się, że takie doświadczenie to nie tylko dobra zabawa, ale też i bardzo ważna nauka.

– Symulator dachowania uświadomił mi, że jednak pasy w samochodzie są potrzebne. Tak się tylko wydaje, że nie trzeba ich zapinać, ale jednak jak się wisi na nich do góry nogami, to człowiek sobie uświadamia dopiero wtedy, jak ważną one rolę spełniają – mówił Jakub z Lubaczowa, który skorzystał z symulatora.

Butelkowa „rakieta”

Gdy jednak pojazdy jeżdżące po ziemi nudziły, to można było dla odmiany wsiąść do szybowca, który udostępnił Aeroklub Ziemi Jarosławskiej. Co prawda prezentowali oni model konkursowy, do latania zawodowego, ale zapewniali, że mają również modele szkoleniowe i bardzo chętnie wyszkolą nowych pilotów.

Na głównej scenie pikniku prezentowali się wybrani naukowcy pokazując doświadczenia. Jednym z nich był Tomek Madej, człowiek-orkiestra, który reprezentował aż trzy instytucje: ExplorRes, Mądry Dzieciak i Uliczni Naukowcy.

Zgromadzonej widowni  pokazywał, jak można wystrzelić w powietrze butelkę z wodą za pomocom pompki. Przy eksperymencie pomagał mu chłopczyk, który dostał specjalny fartuch w postaci płaszcza przeciwdeszczowego, bo jak się okazało butelkowa „rakieta” przy starcie chlapała woda na wszystkie strony.

Tomek „zagrał” również na rurze, w której była umieszczona metalowa siateczka. Podgrzewając ją, a następnie umieszczając w pionie, spowodował, że z rury wydobywały się dźwięki. Tłumaczył to tym, że ciepłe powietrze unosi się do góry. Rura trzymana pionowo to umożliwia, dzięki czemu umieszczona w niej siateczka zaczyna drgać i emitować dźwięki.

Kolejny eksperyment był bardzo niebezpieczny, ponieważ do ciekłego azotu Tomek Madej wlał  gotującą się wodę. Dzięki temu zrobił niezły „dym”.

Naukowe „czary-mary”, może nieco mniej spektakularne, ale również ciekawe, można sobie było również wyczarować samemu np. układając z klocków łuk przestrzenny bez użycia kleju. Udawało się to nawet najmłodszym, dlatego, że konstrukcja miała kształt tzw. odwróconej krzywej łańcuchowej. Klocki w konstrukcji wzajemnie się podtrzymują, ponieważ działające na nie siły rozkładają się wzdłuż łuku krzywej łańcuchowej i do połączenia poszczególnych elementów nie jest potrzebny klej.

„Czarodziejskie” właściwości miało również lustro Frankensteina, w którym mogły przeglądać się na raz dwie osoby po to, aby stworzyć trzecią, całkiem nową.

Zakuwali w dyby

Podczas naukowego pikniku nie zabrakło też przedstawicieli świata nauk historycznych i przyrodniczych. Ci pierwsi, z Zakonu Rycerzy Dnia Ostatniego, w strojach z epoki zakuwali wszystkich chętnych w dyby. Opłatą za „uwolnienie” było wręczenie kilograma „krówek”. Dzielnym mężom towarzyszyły również urocze niewiasty, które przygotowywały specjalne sakiewki na drobiazgi.

Z czasów historycznych można się było przenieść do pięknego „lasu” dzięki Ekoskopowi, który na swoim stoisku zaprezentował tablice z odgłosami prosto z dzikiej puszczy. Interesująca była również prezentacja owadów, gdzie można było pooglądać motyle, modliszki, ptaszniki czy cykady.

Furorę robiła również wielka gumowa kula, do której można było wejść, by zostać w niej przetoczonym kilka metrów.

Organizatorem 7. „Dnia Odkrywców” byli stowarzyszenie Explores i firma Polimedia.

JOANNA GOŚCIŃSKA

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama