Do zwiększenia nakładów na rzeszowskie schronisko „Kundelek” zobowiązał się w piątek Marcin Warchoł. W kampanii wyborczej wiceminister sprawiedliwości chce dbać o bezdomne zwierzęta.
Połowa kwietnia, a pogoda styczniowa. Od rana sypie śnieg, a temperatura utrzymuje się blisko zera. W pobliżu mostu Mazowieckiego słychać gromkie szczekanie. Jedziemy do schroniska „Kundelek”.
Na miejscu są już ludzie Marcina Warchoła. Psy niecierpliwie krążą po kojcach i poszczekują. W recepcji jest spokojniej. Tam mieszkają seniorzy, którzy od wielu lat nie mogą znaleźć opiekuna. Jest wśród nich Don King; do „Kundelka” trafił w 2008 roku. Merda ogonem i liczy na przekąskę.
– Na tych dwóch dziadziusiów proszę uważać – mówi nam pracownica „Kundelka”, gdy wyciągamy ręce, by pogłaskać kundelki, które bacznie nam się przyglądają. – Pierwszy ma problemy neurologiczne. Drugiemu właściciel złamał łapę, jest więc podejrzliwy, może ugryźć – przestrzega kobieta.
Podchodzą do nas kolejne zwierzęta. Jeden kundelek się wyróżnia, jest częściowo sparaliżowany i porusza się z pomocą wózka. – To był kiedyś bardzo ruchliwy pies, lubił skakać z kanapy na kanapę i niestety podczas takiego skoku uszkodził sobie kręgosłup – tłumaczą nam pracownicy schroniska. Choroby jednak po nim nie widać. Wabi się Kajtuś. Żwawo przemyka między nogami dziennikarzy, podaje im piłkę i lekko powarkuje. Lubi aportować.
„Pieski nie zagłosują”
Na chwilę uwagę dziennikarzy przykuwa samochód, który zatrzymał się przed schroniskiem. Wysiadają z niego Marcin Warchoł z żoną i dziećmi. Rodzinie wiceministra pomagają jego sztabowcy. Dźwigają karmę dla psów, środki czystości i ręczniki. Prezenty. Kto za nie zapłacił? Nie wypada pytać, przecież chodzi o bezpańskie psy.
Spotkanie z Warchołem jest nadawane na żywo. Internauci są oburzeni. – Nawet biedne zwierzątka wykorzystuje w kampanii – komentuje pani Maria. – Pieski nie zagłosują, panie ministrze – żartuje pan Jerzy.
Warchoł robi swoje. W to, że bezinteresownie, trudno jednak uwierzyć. – Powinniśmy pamiętać o naszych czworonożnych przyjaciołach, zwłaszcza w taki dzień jak dzisiaj, zimny, śnieżny – zaczyna wiceminister sprawiedliwości. – Od 2005 roku zwierzęta nieraz męczone, opuszczone znajdują swój nowy dom w schronisku. Otrzymują tutaj opiekę – przypomina i zobowiązuje się do zwiększania nakładów na „Kundelka”.
Wśród obietnic są również coroczna zbiórka na rzecz schroniska w ratuszu i psie wybiegi.
Dziedzictwo Ferenca
W piątek na miejscu był Tadeusz Ferenc, ponownie wspierał Warchoła, którego wyznaczył na swojego politycznego spadkobiercę. To właśnie były prezydent w 2003 roku podjął decyzję o wybudowaniu schroniska i dwa lata później je otworzył.
– „Kundelek” był moją pierwszą inwestycją jako prezydenta Rzeszowa – wspomina dumnie Ferenc. – I stąd adoptowałem piękną i mądrą kotkę. Mam jeszcze psa, teriera – dodaje były prezydent. Wierzy też, że Warchoł, jeżeli zostanie jego następcą, będzie dbał o zwierzęta i rozwijał ośrodek, także o pomoc sąsiednim gminom.
Pod tym względem nie jest najgorzej. Do schroniska trafiają psy i koty nie tylko z terenu Rzeszowa, ale i gmin Świlcza, Trzebownisko, Głogów Małopolski, Chmielnik i Czudec. – Oby przyszła współpraca z samorządem była taka jak dotychczas, dobrze nam się współpracowało, panie prezydencie – mówi Halina Derwisz, szefowa „Kundelka”.
500 psów, 300 kotów
Na utrzymanie schroniska „Kundelek” miasto przeznacza miesięcznie 50-60 tys. zł. To 80 proc. finansowania ośrodka. Pozostałą kwotę zapewnia Rzeszowskie Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt.
Budynek schroniska liczy kilkadziesiąt kojców, w tym 37 ogrzewanych i 60 zadaszonych. Rocznie trafia tam ponad 500 psów i 300 kotów. Większość z nich znajduje nowych właścicieli lub zostaje odebrana przez dotychczasowych.
– Na 100 psów, które przygarniamy, 96 jest adoptowanych. To bardzo dużo – ocenia Halina Derwisz i podkreśla, że podopieczni kundelka są głównie zagubieni. – Choć zdarzają się także psy bezdomne – wtrąca. Przykład? W ubiegłym tygodniu do „Kundelka” przywieziono pięcioro porzuconych szczeniąt. Znaleziono je w pudełku przy ul. Ciepłowniczej.
– Dobra wiadomość jest taka, że tych bezdomnych zwierząt jest coraz mniej. A historie psiaków zagubionych zwykle kończą się dobrze – pociesza Derwisz.
Warchoł nie adoptuje
Na rozbudowę centrum adopcyjnego liczy Marcin Warchoł. Wiceminister planuje stworzyć interaktywną mapę, dzięki której wszystkie strony internetowe połączone z urzędem miasta mogłyby informować o możliwości adoptowania zwierząt. – To jest do zrobienia. Stworzymy taki innowacyjny produkt, jeśli rzeszowianie mi zaufają – obiecuje.
– A czy pan zaadoptuje jakieś zwierzę? – dopytują Warchoła dziennikarze. – Chciałbym, moje dzieci chcą, ale rozmawiamy z żoną, bo ona ma inne zdanie – odpowiada z zakłopotaniem wiceminister. Broni się dużą rodziną i małym mieszkaniem.
marcin.czarnik@rzeszow-news.pl