Od wielu miesięcy nurtuje mnie zagadka, co jeszcze musiałoby się w Polsce wydarzyć, aby aktualnie rządząca dobrozmianowa kamanda spod znaku PiS jakoś wyraźnie podupadła w społecznych rankingach poparcia.
Czy regularnie ujawniane skandale i żenujące zachowania „bohaterów” tychże idących już w dziesiątki historii są naprawdę obojętne tak dużej grupie Polek i Polaków, powiedzmy tych w miarę racjonalnie myślących i kojarzących fakty? No i czy pieniężne bonusy, te obiecane i te przelane na konto, faktycznie aż tak zniekształcają albo wręcz delirycznie odzierają ze zmysłów lud znad Wisły?
Flagowym przykładem na kompletnie pozbawioną choćby krzty racjonalizmu i przyzwoitości pozę władcy jest przypadek Marka Kuchcińskiego, byłego już marszałka Sejmu. Przez wiele dni ostentacyjnie zbywał on opinię publiczną w temacie swoich podniebnych wojaży, aż w końcu zwołał konferencję, na której… nie odpowiedział na ani jedno pytanie reporterów.
Przy okazji wyszło na jaw, że murem za naszym podkarpackim krajanem stanęła Kancelaria Sejmu, która klucząc i ślizgając się niczym piskorz w końcu potwierdziła, że familijnych lotów nie było kilka, tylko o dużo, dużo więcej. Zresztą ten, kto choć pobieżnie przejrzał ujawnione przez sejmowych kancelistów „dokumenty”, od razu wyniucha ściemę i to, że wykazy lotów, a szczególnie „ważne i pilne” ich powody klecone były w nocy na kolanie przez jakichś stażystów z łapanki.
Zresztą postawę Kuchcińskiego autoryzował i poparł szef wszystkich szefów z państwowych posad, czyli sam Jarosław Kaczyński. Jego dojmująco smutne wystąpienie w obronie swego wiernego druha świadczyło jedynie o tym, jak bardzo prezes PiS oddalił się od otaczającej go rzeczywistości i jak bardzo jej nie rozumie. Jemu jednakowoż wolno – wszak sam jest tylko szeregowym posłem, więc nie dotyczy go instrukcja HEAD, której istnieniu z uporem zaprzecza twierdząc, że nie ma przepisów regulujących, kto może latać rządowymi odrzutowcami i że dopiero PiS się o nie postara.
A jeśliby lud nie zrozumiał przesłania prezesa, to w trybie „a w razie czego wam przypomnę” padły nieśmiertelne słowa o winie Tuska. Szef PiS wie wszakże, że ten przekaz działa jak najlepszy środek odurzający, przynajmniej na jego wyznawców.
Ktoś mniej zorientowany mógłby pomyśleć, że powyższe historie to jakieś wycinki z kiepskiej satyrycznej prasy albo tanie dowcipy z ostatniej strony lokalnego tabloidu. Mijająca kadencja parlamentu i zbliżające się jesienią wybory każą jednak pamiętać, że ten psychodeliczny serial może trwać nadal i nie wiadomo tylko, czy docelowo zmieści się on w kategorii „komedia” czy „dramat”.