„Hańba” i „Lwów nie oddamy” zwycięzcami 5. Festiwalu Nowego Teatru [ZDJĘCIA]

„Hańba” ujęła publiczność emocjonalnym przekazem, „Lwów nie oddamy” przekonało dziennikarzy niełatwym tematem, zespołową grą i ironią, która obalała stereotypy.

 

W sobotę zakończył się trwający od 19 listopada 5. Festiwal Nowego Teatru – 57. Rzeszowskie Spotkania Teatralne. O dwie nagrody publiczności i dziennikarzy, która od następnej edycji festiwalu będzie nosiła nazwę dr Joanny Puzyny-Chojki, tragicznie zmarłej dyrektor programowej festiwalu, walczyło pięć spektakli.

Wśród nich znalazły się: „Beniowski. Ballada bez bohatera” wg Juliusza Słowackiego w reżyserii Małgorzaty Warsickiej z Teatru Nowego w Poznaniu, „Ku Klux Klan. W krainie miłości” wg Katarzyny Surmiak-Domańskiej” w reżyserii Macieja Podstawny z teatru Nowego w Zabrzu, „Orestes” wg Eurypidesa w reżyserii Michała Zadaray z Centrali Warszawa w Warszawie, „Hańba” wg Coetzee’go w reżyserii Marcin Wierzchowski z Teatru Ludowego w Krakowie oraz nasz „Lwów nie oddamy!” Katarzyny Szyngiery.

Rzeszowska publiczność postawiła na „Hańbę” Wierzchowskiego oddając na ten spektakl 1699 głosów. „Hańba” otrzymała nagrodę pieniężną w wysokości 5 tys. zł, pamiątkową statuetkę i dyplom. Wierzchowski gościł u nas na festiwalu także w ub. r. ze spektaklem „Sekretne życie Friedmanów” i również wywalczył uznanie publiczności.

 

– To dla mnie wielki zaszczyt, że w imieniu zespołu, dyrekcji i twórców mogę podziękować za tak wspaniałą nagrodę. Zawsze nagroda publiczności jest taką nagrodą, którą artyści cenią chyba najbardziej – mówił Jan Nosal, odtwórca roli „Petrusa” w „Hańbie”. – Nagroda publiczności jest drogowskazem, na którym jest napisane: „Idziecie w słuszną stronę” – dodawał.

„Hańba” Wierzchowskiego to spektakl oparty o dzieło południowoafrykańskiego noblisty Johna Maxwella Coetzee. Cała historia toczy się wokół 52-letniego Davida Lurie, profesora literatury, kobieciarza i podwójnego rozwodnika, który nie stroni od usług luksusowych prostytutek oraz romansów ze studentkami.

Jedna taka akademicka „miłostka” z Melanie Isaacs wymyka mu się jednak spod kontroli i kończy na gwałcie. Dziewczyna nagłaśnia całą sprawę. Prof. Lurie staje przed komisją uczelnianą. Do wszystkiego się przyznaje, ale nie żałuje tego, co zrobił. Zostaje wydalony z uczelni. Jedzie na prowincję do swojej córki Lucy.

Tam dochodzi do zdarzenia, które stawia Luriego w sytuacji której on postawił ojca Melanie. Tym razem jego córka zostaje zgwałcona, a lokalna społeczność chroni oprawców, a sprawca i jego rodzina uważają, że nic się nie stało. Profesor literatury szaleje ze złości, gdy widzi, że jego córka cierpi a sam nie jest w stanie nic z tym zrobić.

To, że publiczność postawiła na „Hańbę” nie dziwi, bo prawie trzy godziny sztuki wyzwalały w widzu masę emocji. Scena zabicia psa, przemoc i spadające z regałów książki… To tylko jedne wielu momentów, gdzie łzy napływały same do oczu.

Dziennikarze nagrodzili „Lwów nie oddamy”

Nagroda dziennikarzy w postaci 5 tys. zł statuetki i dyplomu pamiątkowego powędrowała do „Lwów nie oddamy”. Taką decyzję podjęli: Tomasz Domagała („Domagała się Kultury”), Piotr Gaszczyński („Teatralia”), Joanna Gościńska („Rzeszów News”), Magdalena Mach („Gazeta Wyborcza – Rzeszów”), Katarzyna Cetera („Tarnowski Kurier Kulturalny”), Agnieszka Radochońska („Radio Via”), Barbara Kędzierska („Czytaj Rzeszów”), Ryszard Zatorski („Nasz Dom Rzeszów”), Rafał Bolanowski („Resinet”) i prof. Joanna Ostrowska, krytyczka teatralna.

„Lwów nie oddamy” przypadł nam do gustu z uwagi na „zespołową pracę artystyczną, która doprowadziła do powstania przedstawienia będącego prawdziwym, a nie wyłącznie odegranym dialogiem rozmaitych racji oraz za uczciwe, szczere i autentyczne wykorzystanie formy teatru w teatrze a także za inteligentną ironię rozbrajającą stereotypy”.

– Nie spodziewaliśmy się tej nagrody. Publiczność rzeszowska jest bardo wymagająca i zwykle nagradza naszych gości. My dostaliśmy nagrodę dziennikarzy i też się z tego powodu bardzo cieszymy. W końcu są to eksperci w temacie i na pewno wiedzą, na co się zdecydowali – mówił Piotr Napieraj, jeden z aktorów, który zagrał w „Lwów nie oddamy”.

 

– To było niezwykłe przedsięwzięcie, które rodziło się na scenie. Uznaliśmy, że powinniśmy o tych sprawach [relacjach polsko-ukraińskich – przyp. red. ] porozmawiać z naszą publicznością szczerze i jednoczenie w formie artystycznej, która by do państwa dotarła. Jesteśmy bardzo szczęśliwi i niezmiernie wdzięczni, że te prace tak bardzo wysoko oceniono – mówił Jan Nowara, dyrektor Teatru im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie.

Spektakl w reżyserii Szyngiery powstał w oparciu o materiał reporterski. O polsko- ukraińskie stosunki Szyngiera pytała zarówno we Lwowie, jak i w Rzeszowie. Zebrany materiał „zagrał” w spektaklu w postaci projekcji wywiadów. Aktorzy omawiali także ankiety, które wypełnili polscy i ukraińscy licealiści.

Sporo było stereotypów – „banderówka”, czarne podniebienia Ukraińców, przewożenie zza wschodniej granicy taniego alkoholu i papierosów. Nie mogło zabraknąć też Stefana Bandery, który stał na czele Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. To on był współodpowiedzialny za mordy UPA dokonane na polskiej ludności na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1943-44. Dla Ukraińców Bandera jest bohaterem narodowym zasłużonym w walce z Sowietami o niepodległość Ukrainy

Na scenę wprowadziła go w postaci zdjęcia Dagny Cipora, którą przedstawiła jego życiorys, próbując go tłumaczyć. Im dalej biegła narracja, tym bardziej aktorka przypominała osobę targaną przez nieczyste duchy, nad którą trzeba odprawić egzorcyzmy. Ta scena była symboliczna, bo to właśnie Bandera jest kością niezgody między narodami – Ukraińcy uważają go za bohatera, my za zbrodniarza.

Do spektaklu-reportażu przedostała się także aktualna polityka. Piotr Napieraj wcielił się w rolę polskiego ministra spraw zagranicznych, który był oburzony tym, iż na jednym z lwowskich więzień widniał napis o ofiarach polskiego terroru. Napieraj przywołał także słowa Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS, z wywiadu dla „Gazecie Polskiej” w 2017 roku. Kaczyński o Ukraińcach powiedział: „Z Banderą do Europy nie wejdziecie. Trzeba wybrać – albo integracja z Zachodem i odrzucenie tradycji UPA, albo Wschód i wszystko, co się z nim wiąże”.

Wiarygodności całemu przedstawieniu nadała Oksana Czerkaszyna. Zagrała prawdziwą Ukrainkę. Aktorka, która pochodzi z Charkowa, ukazała ukraiński punkt widzenia, wypominając chociażby Polakom, że w ich kraju musi harować za marną pensję kilkanaście godzin dziennie bez ubezpieczenia, że pracuje poniżej swoich umiejętności, że w drodze do Polski ją zgwałcono… Oksana nie raz protestuje, że nie chce grać w tym spektaklu, bo jest za bardzo polski. Kłóci się także z Dagny, ale to pokazówka, bo za chwilę się godzą.

Całe przedsięwzięcie i emocje na scenie najlepiej podsumowuje kosmiczny Robert Żurek, który przywołując słowa jednego z rzeszowskich historyków pyta o to, jaka powinna być przyszłość dla naszej przeszłości. 

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama