Coraz częściej na ulicach Rzeszowa można spotkać lisy. Fachowcy radzą, by nie płoszyć drapieżników i zostawić je w spokoju.

– Od początku tego roku otrzymaliśmy 17 zgłoszeń o obecności lisa w Rzeszowie – mówi Józef Wisz, komendant Straży Miejskiej w Rzeszowie. Liczba zgłoszeń nie oddaje problemu, bo większość z nas spotkania z lisem nigdzie nie zgłasza.

Na problem zwróciłam uwagę, bo w ostatnim czasie sama miałam kilka bliskich spotkań z lisami, zarówno rudymi, jak i srebrnymi. Niedawno wieczorem widziałam lisa spacerującego pomiędzy autami zaparkowanymi za Galerią Graffica, a ludzie nie zauważając go szli chodnikiem.

Dwa metry od lisa

Innym razem, przy pętli autobusowej przy ul. Obrońców Poczty Gdańskiej, lis truchtał w moją stronę. Dopiero, gdy był jakieś 10 m ode mnie, zdecydował się pójść w przeciwnym kierunku, w stronę Szkoły Podstawowej nr 25. Stałam unieruchomiona ze zdziwienia. Zastanawiałam się, co zrobić, jak rudy drapieżnik podejdzie bliżej.

Największe emocje towarzyszyły moim „lisim spotkaniom” na placu Jana Pawła II przy ul. Raginisa. Był późny wieczór, ludzie wracali z pracy albo siedzieli jeszcze na ławkach. Młody, zagubiony pies, rzucił się w pogoń za lisem.

Cztery dni temu, ok. godz. 21:30, widziałam z odległości 2-3 metrów lisa, który wyszedł spod balkonu przy ul. Hetmańskiej. Lis nie uciekał, ani przez moment nie widziałam w jego zachowaniu drobnego zawahania. Stał i się na mnie patrzył. Odeszłam.

Coraz więcej lisów w mieście

Ze względu na podobną sylwetkę, lisy często mylone są z bezpańskimi psami. Przemykają przez miasto niezauważone. Warto jednak zwrócić uwagę, na co reaguje własny pies, bo w najbliższej okolicy może zadomowił się lis, którego trzeba odłowić.

Beton to środowisko naturalne najwyżej człowieka, ale dzikim zwierzętom zabierana jest coraz większa przestrzeń środowiska naturalnego.

Lisy coraz częściej można spotkać w mieście. Zaczynają traktować je jako restaurację, gdzie nie trzeba polować, by zdobyć smaczny kąsek. Wystarczy, że dzikie zwierzęta zajrzą do kosza na śmieci, przeszukają tyły restauracji lub – o zgrozo! – przejdą się pod oknami lub balkonami bloków, gdzie leżą resztki z obiadów mieszkańców.

W wydziale ochrony środowiska Urzędu Miasta w Rzeszowie urzędnicy zapewniają mnie, że ryzyko spotkania w mieście lisa zarażonego wścieklizną jest niewielkie. – Brak lęku przed człowiekiem nie jest oznaką choroby, a przystosowania się do nowego środowiska, do obecności człowieka, dźwięków samochodów – twierdzą pracownicy wydziału.

Gdzie zgłaszać?

Lisy z natury nie wybierają sobie konkretnego miejsca na toaletę i to może być problemem. Bo w ten sposób roznoszą inne choroby, takie jak tasiemiec bąblowcowy. Spotkanie z lisem na swoim osiedlu może być przypadkiem. Rudy drapieżnik mógł tylko przechodzić, ale należy o tym powiadamiać straż miejską – nr alarmowy 986 (połączenie bezpłatne).

Gdy strażnicy dostaną z danego rejonu kilka sygnałów obecności lisa, wówczas podejmują odpowiednie działania.

– Jeśli ktoś zobaczy dzikie zwierzę na ulicach Rzeszowa, to trzeba szybko powiadomić straż miejską. Tam są uruchamiane specjalne procedury. Powiadamiany jest weterynarz, a ten, jeśli będzie taka potrzeba, to złapie lub uśpi dane zwierzę. Miasto ma podpisane umowy z odpowiednimi instytucjami – zapewnia Maciej Chłodnicki, rzecznik prasowy prezydenta Rzeszowa.

Nie płoszyć, nie dotykać

Odławianie rudych drapieżników polega na postawieniu klatki z przynętą – nadgniłego mięsa. Złapane zwierzę wywożone jest poza tereny miasta. Problem polega na tym, że do takiej pułapki da się jeszcze złapać młody osobnik, ale doświadczone lisy wiedzą czego unikać.

A jak reagować, gdy zobaczymy lisa, zanim zgłosimy to straży miejskiej? Najlepiej nie robić nic nadzwyczajnego.

– Pozostawić zwierzę w spokoju, nie płoszyć, nie podchodzić, nie dotykać, nie karmić. I zachować ostrożność – radzi Marek Duch, zastępca powiatowego lekarza weterynarii w Rzeszowie.

SABINA LEWICKA

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama