Reklama

Pomysłodawcy finansowania sztucznego zapłodnienia metodą in vitro z budżetu Rzeszowa sami przyznają, że projekt uchwały w tej sprawie ma małe szanse na powodzenie. Przeciwko jest PiS i prezydent Tadeusz Ferenc. Jednomyślności nie ma też w klubie Rozwój Rzeszowa.

[Not a valid template]

 

O tym, że rzeszowski samorząd miałby finansować in vitro (pełny koszt – ok. 7 tys. zł na parę) pisaliśmy w połowie sierpnia.

Pomysłodawcami tej inicjatywy są politycy podkarpackiej Nowoczesnej – lider Mirosław Nowak i rzeszowski radny Robert Homicki – oraz radni proprezydenckiego klubu Rozwój Rzeszowa: Wiesław Buż (także lider SLD na Podkarpaciu) oraz Sławomir Gołąb.

Wszyscy są autorami projektu uchwały, który ma być omawiany na najbliższej sesji Rady Miasta Rzeszowa, która odbędzie w przyszły wtorek (27 września).

1,8 mln zł na trzy lata

Plan zakłada wprowadzenie w Rzeszowie trzyletniego programu w latach 2017-2019. Co roku z budżetu miasta na finansowanie in vitro przeznaczano by 600 tys. zł – łącznie 1,8 mln zł plus 250 tys. zł na promocję programu.

Projekt uchwały jest. Ale jej powodzenie zależy nie tylko od tego, jak zagłosują radni.

W piątek Sejm przegłosował dalsze procedowanie nad projektem ustawy „o obronie życia i zdrowia nienarodzonych dzieci poczętych in vitro, nowelizacji ustawy o leczeniu niepłodności, ustawy Kodeks karny oraz Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego”.

Ustawa o in vitro będzie restrykcyjna – będzie można tworzyć tylko jeden zarodek, który należy umieścić w ciele kobiety w ciągu 72 godzin. Dotychczasowe przepisy zezwalają na zapłodnienie sześciu żeńskich komórek rozrodczych.

Projekt ustawy, głównie dzięki głosom posłów PiS (wszyscy), Ruchu Kukiz’15 (16), a nawet PO (5 posłów) będzie przedmiotem dalszych prac Sejmu. To oznacza, że jeżeli ustawa zostanie ostatecznie przegłosowana, procedura in vitro w Polsce może się zakończyć. Posłowie, którzy poparli ten projekt, zignorowali opinie specjalistów, by nie wylewali dziecka z kąpielą.

Ferenc: In vitro? Tak, ale…

Jeżeli ustawa zacznie obowiązywać, to nawet przegłosowana uchwała finansowania in vitro z budżetu rzeszowskiego samorządu trafiłaby do kosza. Jej zapisy byłyby martwe.

Póki nie ma ostatecznej decyzji Sejmu, pomysłodawcy finansowania in vitro z budżetu Rzeszowa muszą najpierw swój projekt przeforsować w Radzie Miasta Rzeszowa.

Choć projekt swoim nazwiskiem firmują m.in. radni Rozwoju Rzeszowa, którzy tworzą koalicję z PO i Robertem Homickim z Nowoczesnej, to szanse na przegłosowanie uchwały są mizerne. Głównie dlatego, że część radnych Rozwoju Rzeszowa (jest ich 11) zapowiada, że nie poprze uchwały.

Przeciwko jest także Tadeusz Ferenc (SLD), prezydent Rzeszowa, oraz, co oczywiste opozycyjny PiS. Przeciwko będzie też głosował Andrzej Dec, jeden z trzech radnych PO.

Ferenc uważa bowiem, że Rzeszów ma ważniejsze sprawy na głowie, a nie finansowanie in vitro, choć samej metody sztucznego zapłodnienia nie krytykuje.

Gdzie sumienie nie gra roli?

Rzeszowska inicjatywa jest odpowiedzią na decyzję rządu PiS, który w tym roku zlikwidował program finansowania in vitro z budżetu państwa, a który obowiązywał od 2013 r. do końca 2015 r. Dzięki temu na świat przyszło w Polsce ponad 3,7 tys. dzieci.

– Tam, gdzie państwo zawodzi, to możemy liczyć na samorządy. Mam nadzieję, że 27 września radni staną na wysokości zadania i projekt przejdzie. Jeżeli nie, to przynajmniej, żeby ten projekt był procedowany i nie został zdjęty z porządku sesji – mówił w piątek Mirosław Nowak.

Ale to są raczej pobożne życzenia lidera podkarpackiej Nowoczesnej. – Może być ciężko – przyznaje Robert Homicki. Opór części radnych Rozwoju Rzeszowa, od których tak naprawdę zależy przyszłość uchwały, może być nie do złamania. Wielu z nich posłucha Tadeusza Ferenca.

Pomysłodawcy „In vitro z budżetu Rzeszowa” próbują przekonywać do swojej inicjatywy radnych popierających politykę Ferenca. Idzie im to jednak jak krew z nosa.

– Spotykamy się z opiniami, że radni będą głosować tak jak im nakazuje sumienie.  Wśród wyborców każdego z nas są nie tylko ludzie posiadający biały kolor skóry, nie tylko mówiący językiem polskim i nie tylko uczęszczający do jednego Kościoła.

– Ludzie są różni. Jeżeli radny w glosowaniu będzie się kierował tylko własnym sumieniem, to wyklucza osoby, o których wspomniałem. Nie powinien być radnym. Powinien się zająć sprzedawaniem owoców, bo tam sumienie nikogo nie interesuje – uważa Robert Homicki.

Gdyby Ferenc milczał…

„Komplikacje i trudności” przewiduje także Wiesław Buż, choć liczy na to, że na opornych radnych podziałają liczby. W samym Rzeszowie dzięki ogólnopolskiemu programowi finansowania in vitro z budżetu państwa przyszło na świat ponad 100 dzieci, 300 kobiet jest aktualnie w tzw. procedurze in vitro, a 18 kolejnych spodziewa się narodzin.

– Jest o co walczyć. Trzeba ludziom pomagać w urodzeniu dziecka i powiększaniu rodziny – mówi Buż. – Prawie 20 dzieci przyjdzie niedługo na świat. To klasa średniej szkoły podstawowej – dorzuca radny Sławomir Gołąb, by uzmysłowić, jak ważna jest ta inicjatywa.

Wiesław Buż zapowiada, że będzie na posiedzeniu klubu Rozwoju Rzeszowa namawiał radnych, by projekt poparli.  Ale kluczem do rozwiązania zagadki jest właśnie Tadeusz Ferenc.

– Wolelibyśmy, żeby w ogóle nie zabierał głosu. Wtedy mielibyśmy większe szanse do przekonania radnych – dodaje Wiesław Buż. A Ferenc jednoznacznie sprzeciwił się inicjatywie. A jeśli radni go posłuchają to projekt przepadnie.

– To autocenzura – komentuje Sławomir Gołąb. – Większość radnych na zdrowy rozum popiera tę inicjatywę, ale wytyczne z góry od władz partii powodują, że oni nie będą mogli głosować samodzielnie. To smutne – dodaje.

Radni przeciwko rzeszowskim kobietom?

Pomysłodawcy całej inicjatywy uważają, że program, który obowiązywał na szczeblu ogólnopolskim, a został zlikwidowany przez rząd PiS, sprawdził się. – Nowa władza daje inne fanty dla społeczeństwa, a zabiera inne dobrze funkcjonujące – twierdzi Buż. – Należy korzystać z nowoczesnych technologii.

Dyskusję wokół in vitro Buż porównuje do tej, która kilkanaście lat temu towarzyszyła transplantacji. Też wtedy protestowały środowiska prawicowe. – Wszyscy zaakceptowali przeszczep, łącznie z Kościołem. Nie możemy uciekać do zacofanych krajów. Trzeba iść z postępem, do przodu – uważa Wiesław Buż.

Pierwsze w Polsce dziecko ze sztucznego zapłodnienia urodziło się w 1987 r. – Od 3-4 lat polskiemu Episkopatowi in vitro zaczęło przeszkadzać – wytyka Robert Homicki. Krytykuje PiS za to, że woli wspierać naprotechnologię niż in vitro.

– Naprotechnolgia to polski wymysł, w innym kraju nie funkcjonuje. To nic innego jak stara poczciwa metoda mierzenia temperatury, obserwowania śluzu. Naprotechnologia to metoda leczenia, in vitro to metoda zapłodnienia. Tam gdzie kończy się naprotechnologia, zaczyna się in vitro – przekonuje Homicki.

Mirosław Nowak dodaje, że ich inicjatywa spotkała się dużą przychylnością mieszkańców. – Radni, którzy będą głosować przeciwko tej uchwale, będą przeciwko rzeszowskim kobietom. Nie warto uciekać od odpowiedzialności – twierdzi Nowak.

– Nie można odbierać ludziom nadziei na posiadanie dziecka. Nie może być argument, że jak nie możesz mieć dziecka, to weź je sobie z domu dziecka. Mieszkańcy powinni mieć wybór. In vitro to ostatnia nadzieja. Pozbawianie jej przez radnych jest nieludzkie – powiedział Robert Homicki.

PiS: Rozwijać naprotechnologię

Radni PiS uważają, że inicjatywa lewicy i Nowoczesnej to walka „o przetrwanie na lokalnej scenie politycznej”. Marcin Fijołek, szef klubu PiS w rzeszowskiej radzie, mówi, że jego klub jest „bardzo krytyczny wobec takich projektów”.

– Metoda in vitro w obecnym kształcie prowadzi do zamrażania „nadliczbowych” ludzkich embrionów, które na różnych etapach całego procesu narażane są na zniszczenie. Nie sposób zgodzić się na tego rodzaju praktyki, ponieważ życie ludzkie jest bezcenne i należy je chronić – uważa Fijołek.

Twierdzi, że z problemem niepłodności należy walczyć rozwijając naprotechnologię, poprawiając diagnostykę i polepszając edukację w zakresie zdrowia prokreacyjnego.

– Działania rządu są właściwą drogą w tym zakresie, dlatego pomysły finansowania z budżetu miasta metody in vitro nie znajdą poparcia radnych PiS – zapowiada Marcin Fijołek.

BERNADETA BRÓŻ, (ram)

Reklama