Janusz Korwin-Mikke znów w Rzeszowie. Dowiedzieliśmy się, że „bohaterzy” afery podsłuchowej mówili „normalne rzeczy”, koalicja KNP z PiS nie jest niemożliwa, a w Parlamencie Europejskim zasiadają „umysłowo chorzy ludzie”.
[Not a valid template]
Korwin-Mikke, lider Kongresu Nowej Prawicy, a od niedawna europoseł, w stolicy Podkarpacia był w maju, na kilka dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Od środy jest na Podkarpaciu – odwiedził Kolbuszowę, Mielec, Dębicę, w czwartek był w Sokołowie Małopolskim, zajechał też do Rzeszowa, w piątek będzie w Krośnie i Przemyślu. W Rzeszowie już nie spotykał się z tłumem ludzi, jak kilka tygodni temu w Millenium Hall.
Ale tradycyjnie lider KNP mówił dużo i jak zwykle kontrowersyjnie. Głównym tematem była afera podsłuchowa ujawniona przez tygodnik „Wprost” i wotum zaufania, jakie w środę udzielono w Sejmie rządowi Donalda Tuska.
– Proszę docenić, że pan Janusz jest jednym z nielicznych polityków, których można nagrywać legalnie w chwilach, kiedy mówi prawdę – podkreślali organizatorzy rzeszowskiej konferencji. Obok Korwin-Mikkego był także znany w Rzeszowie polityczny happener Ireneusz Dzieszko z Prawicy Podkarpackiej, zwolennik lidera KNP. O jego ostatniej akcji TUTAJ.
– Jesteśmy w dość dziwnej sytuacji. Rząd uzyskał wotum zaufania, a wielce czcigodny Jarosław Kaczyński usiłuje składać wniosek o wotum nieufności dla rządu. Świadczy to o zupełnej paranoi – uważa Janusz Korwin-Mikke. – Trudno zrozumieć, po co się takie rzeczy robi. To normalna komedia, ale nigdy nie byłem zwolennikiem demokracji parlamentarnej – podkreślał.
Elity mówią językiem chama
Korwin-Mikke uważa, że politycy na nagranych taśmach (np. minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski oraz prezes NBP Marek Belka) mówią normalne rzeczy językiem dość obrzydliwym.
– Nawet w tygodniku „Nie” chyba się takiego nie używa. Jednakże treści, które tam były, są treściami ludzi normalnych. Mówią rzeczy często słuszne, np. to, że ZUS za kilka lat zacznie płacić po 700 zł, bo będzie bankrutem – twierdzi Janusz Korwin-Mikke. – Mówią np., że sojusz z Ameryką to sojusz egzotyczny, który nie tylko nam nic nie daje i jeszcze stwarza złudne wrażenie bezpieczeństwa. Natomiast z trybuny mówią zupełnie, co innego.
Korwin-Mikke uważa, że minister Sikorski na ujawnionych rozmowach mówi „jak zwykły cham, bo stara się przypodobać władzy, czyli ludowi”.
– W normalnym ustroju zwykły, prosty człowiek stara się mówić tak, jak mówią elity. W ustroju demokratycznym ludzie starają się mówić, tak jak warstwa rządząca. Ludzie nie dopasowują się do elit, tylko do chamstwa. Elity mówią językiem chama. Jeżeli w Polsce 100 proc. dorosłych zachowywałoby się nieprzyzwoicie, ale nikt by o tym nie mówił i nie wiedział, to następne pokolenie dzieci urosłoby zdrowe. Mówienie o złych rzeczach jest znacznie gorsze niż ich robienie – uważa lider KNP.
KNP mówi prawdę, ale nie całą
Korwin-Mikke stwierdził, że jeszcze do niedawna traktowano go, jako wariata.
– Uparte mówienie prawdy daje skutki. Ludzie myśleli, że trzeba ich oszukiwać, okłamywać, mówić to, co oni chcą usłyszeć. Ale kłamstwo ma krótkie nogi. Prowadzimy żelazną politykę mówienia może nie całej prawdy, bo zajęłaby nam encyklopedię – mówił lider KNP. Pozytywny wynik wotum zaufania dla rządu go nie zaskoczył. Uważa, że wniosek Jarosława Kaczyńskiego o wotum nieufności dla ekipy Donalda Tuska ośmieszaja prezesa PiS.
KNP domaga się wcześniejszych wyborów parlamentarnych i połączeniach ich z listopadowymi do samorządu. – Trzeba tylko zmienić ustawę, która nie pozwala, by komisje były wspólne, żeby komisja miała przed sobą dwie urny – uważa Korwin-Mikke. Jego zdaniem PiS-owi nie zależy na wcześniejszych wyborach.
– Oni by chcieli gabinetowo przejąć władzę, tak jak przejęcie władzy zmontował gen. Kiszczak – jego agenci zagłosowali przeciwko PZPR-owi razem z Solidarnością – porównywał prezes KNP. – Prezes PiS myślał, że Ruch Palikota i PSL zagłosują przeciwko Tuskowi. Zdaje się, że się przeliczył.
Rządy PiS nie gorsze od PO
Korwin-Mikke nie wierzy, że coś zmieni zawiadomienie Kaczyńskiego do prokuratury przeciwko Donaldowi Tuskowi w sprawie afery Amber Gold oraz wniosek PiS o postawienie przed Trybunałem Stanu prezesa Narodowego Banku Polskiego Marka Belki, jednego z „bohaterów” afery podsłuchowej. Belka – jak wynika z nagranej rozmowy z ministrem Sienkiewiczem – za pomoc rządowi w walce z deficytowym budżetowym żądał głowy ministra finansów Jacka Rostowskiego.
Janusz Korwin-Mikke uważa, że Belka robił „dość obrzydliwi targ”, ale „w granicach jego uprawnień”. Prezes KNP twierdzi, że minister Sienkiewicz z kolei „próbował bezczelnie przedstawić przejęcie władzy przez PiS, jako antypolskie”.
– Argumentacja ministra Bartłomieja Sienkiewicza, że dojście do władzy PiS byłoby tragedią, jest po prostu kłamliwa. PiS miało już władzę, nic strasznego się nie stało. Nie mówię, że PiS coś specjalnie zrobiło, poza zniesieniem podatku spadkowego, ale też nie zrobiło nic strasznego. Nie było gorzej niż za PO. Działanie ministra Sienkiewicza, próba dodruku pieniądza, to nie ratowanie Polski, tylko ratowanie stołków dla PO, by wygrała wybory – rozkręcał się Korwin-Mikke.
10 tys. zł grzywny dla ministra
Gdy padały pytania, czy KNP jest gotów stworzyć wspólny rząd z PiS-em, Korwin-Mikke stwierdził, że są to „bandy socjalistów, którzy rozkradają Polskę”.
– Oczywiście dla dobra Polski jesteśmy w stanie współpracować z kanibalami. Polityk o nic się nie obraża, musi realizować cele swojej partii. Możemy robić to z każdym. Koalicja z PiS byłaby dla nas i dla nich bardzo trudna. Jarosław Kaczyński walczyłby z układem, a my byśmy walczyli o zdrową gospodarkę. Też chcemy walczyć z układem. Będziemy pomagali – mówił Janusz Korwin-Mikke o założeniach ewentualnej koalicji PiS z KNP.
Korwin-Mikke siebie widzi na stanowisku wicepremiera, ale Kongres Nowej Prawicy nie chce ministerialnych stanowisk.
– W zamian chcemy ustaw. Chcemy doprowadzić do rozdziału władzy ustawodawczej i wykonawczej. Chcemy stworzyć radę stanu – kilkunastoosobowy organ, który zamiast rządu, projektowałby ustawy, a rząd by je tylko wykonywał. Minister, który na posiedzeniu rządu zaproponowałby ustawę, płaciłby 10 tys. zł grzywny – zapowiedział lider KNP.
Sejm nazwał instytucją „absolutnie niewydolną”, składających się z „wiecowych krzykaczy”. Korwin-Mikke wspomniał swoje posłowanie. Posłem był w pierwszej kadencji Sejmu w latach 1991-1993.
– Znałem posłów, którzy nie tylko nie rozumieli, co się do nich mówi, ale oni nawet nie rozumieli tego, co sami mówią. Od tego czasu poziom Sejmu się znacznie pogorszył. Sejm do niczego się nie nadaje. Powinien się zajmować tylko uchwaleniem wysokości podatków. Na tworzeniu ustaw Sejm się nie zna – stwierdził Korwin-Mikke.
Żyd na skarbnika
Parlament Europejski, do którego się dostał, nazwał „śmieszną instytucją”, która „służy do gadania”.
– Tam siedzą ludzie chorzy umysłowo. Wiedziałem, że tak jest, ale dopiero, jak się tam siedzi i rozmawia się z tymi ludźmi, to się to widzi. Ci ludzie są chorzy, żyją w świecie wieży z kości słoniowej. Nie rozumieją nic z tego, co się dzieje na świecie. Wygłaszają formułki, wszystko musi być politycznie poprawne. Tylko tacy ludzie mogli uchwalić zakaz obcinania psom ogonów, czy zakaz wędzenia wędlin – kontynuował Korwin-Mikke.
Ale KNP i ich czterech europosłów ma kłopot w europarlamencie, bo prawdopodobnie ich partia nie będzie w jednej frakcji z nacjonalistycznym francuskim Frontem Narodowym, którego liderką jest Marine Le Pene. Ich wspólne rozmowy sprzed kilku dni zakończyły się fiaskiem. Do stworzenia frakcji potrzeba europosłów, co najmniej z siedmiu krajów.
– Już dzieliliśmy stanowiska. Padło pytanie: A kto będzie skarbnikiem? Powiedziałem, że najlepiej wziąć jakiegoś Żyda. W Polsce każdy by się roześmiał. Tam dla tych ludzi to było dowodem, że jestem antysemitą. Zostać oskarżony przez Front Narodowy o antysemityzm to coś z gatunku kompletnej paranoi. Trzeba być chorym na umyśle – komentował Korwin-Mikke niepowodzenie rozmów z francuskimi nacjonalistami.
Tłuste świnie
Lider KNP mówił, że są wrogiem wszystkich partii w Sejmie. Partia Korwina-Mikkego chce radykalnego obniżenia podatków, bo dzisiaj pasą się nimi „tłuste świnie”. Korwin-Mikke uważa, że ludzie zaczęli rozumieć, że „jeżeli rząd da 1000 zł, to znaczy, że zabierze 1400”.
– Rząd musi zatrudnić urzędnika, który zbierze te 1000 zł i drugiego urzędnika, który w miarę sensownie te 1000 zł da. Rządowi trzeba odebrać prawo dawania nam pieniędzy. My mówimy: niech rząd nie daje, tylko niech nie zabiera.
Janusz Korwin-Mikke zapowiedział, że KNP w listopadowych wyborach wystawi swoich kandydatów do sejmików wojewódzkich. Od decyzji lokalnych działaczy zależy, czy na niższych szczeblach też będą kandydować. – Będzie rozważany wariant wystawiania własnych kandydatów na wójtów, prezydentów i burmistrzów – zapowiedział Ireneusz Dzieszko.
Na czwartkowej konferencji był też wątek lokalny. Mowa była o budowanym w Jasionce Centrum Wystawienniczo-Kongresowym za ponad 130 mln złotych, które finansuje samorząd podkarpacki. Dzieszko już jakiś czas temu mówił, że to pieniądze wyrzucone w błoto.
– Prawdopodobnie gdyby to był dobry interes, to kilka firm takie centrum już by budowało w Rzeszowie. Marszałek wpakuje publicznie pieniądze w coś, co będzie stało i robiło kłopoty kolejnej kadencji – mówił Dzieszko.
130 mln zł to nic
CWK zainteresował się Korwin-Mikke. – Tylko 130 mln zł? Białystok wydał 300 mln na operę. Efekt jest taki, że w operze urządza się teraz się konkurs na najlepszego piłkarza Jagiellonii, bo nie wiadomo, co z tym budynkiem robić – skomentował lider KNP.
redakcja@rzeszow-news.pl