– Decyzję mam, ale na pieniądze wciąż czekam. O co chodzi? – pyta pan Michał, u którego mieszkają uchodźcy z Ukrainy.
– Polski rząd chwali się, jak to mocno pomaga uchodźcom z Ukrainy, tylko dlaczego naszym kosztem, naszymi rękami? – pyta pan Michał, mieszkaniec Rzeszowa, który gości w swoim domu małżeństwo z Ukrainy. Czeka na wypłatę pieniędzy za trzy miesiące: październik, listopad i grudzień.
Rząd w połowie marca ub. roku wprowadził świadczenie dla Polaków, którzy zdecydowali się przyjąć ukraińskie rodziny pod swój dach. To 40 zł za dzień pomocy. Świadczenie wypłacane jest „wstecz”.
Co oznacza, że najpierw trzeba samemu pokryć koszty pomocy, a dopiero potem ubiegać się o zwrot pieniędzy. Może to zrobić każdy, kto zapewnia schronienie uchodźcom z Ukrainy, ale co do zasady, nie dłużej niż za 120 dni. W niektórych przypadkach gmina może przedłużyć okres wypłaty świadczenia.
Może się tak stać w przypadku zapewnienia zakwaterowania i wyżywienia obywatelowi Ukrainy, który: posiada orzeczenie o niepełnosprawności, ukończył 60 lat (kobiety) albo 65 lat (mężczyźni), jest kobietą w ciąży lub wychowuje dziecko do 12. miesiąca życia albo samotnie sprawuje opiekę nad trojgiem lub więcej dzieci.
Pusto na koncie
Pan Michał pomaga teraz dwóm osobom powyżej 80. roku życia. W marcu ub. roku przyjął sześcioro uchodźców. Czworo dorosłych, babcie i dziadków z dwójką wnucząt.
– Byli bardzo pomocni i samodzielni, ale i przerażeni. Bali się o swoich bliskich, którzy zostali na Ukrainie, nie znali języka polskiego – wspomina pan Michał.
Po kilku miesiącach jeden ze starszych panów z żoną i wnukami wyjechali, zostało dwoje emerytów. – Wszystko zaczęło się układać dopóki lekarze nie zdiagnozowali u pana guza na nerce z przerzutami na płuca. Jest po pierwszej chemii i wciąż pełen optymizmu, że wróci cały i zdrowy do wolnej i wyzwolonej Ukrainy – opowiada.
Ale na razie mieszkają w Rzeszowie. – Potrzebują leków, jeść i dachu nad głową. Nie włączą pauzy na kilkadziesiąt dni, by dotrwać do łaskawej wypłaty środków – nie kryje wzburzenia pan Michał. Tym bardziej, że decyzję o przyznaniu świadczenia za październik i listopad już dostał. Nie ma tylko pieniędzy na koncie.
– Dwoję się i troje, żeby spiąć koniec z końcem. Natomiast urzędnicy z rzeszowskiego MOPS-u rozkładają ręce i każą czekać – mówi.
Wszystko ok?
Tymczasem Joanna Wisz, wicedyrektor MOPS w Rzeszowie, zapewnia, że nie ma opóźnień w wypłacie świadczenia. – W zdecydowanej większości przypadków. W pojedynczych sytuacjach, kiedy rozpatrywanie wniosków trwa dłużej i wymaga dodatkowego wyjaśnienia, wypłata może się opóźnić – wyjaśnia.
Gwarantuje też, że świadczenia wypłacane są regularnie, średnio dwa razy w miesiącu. – Wnioski złożone w miesiącu październiku, listopadzie i znaczna część wniosków grudniowych została rozpatrzona, a wypłata zrealizowana – mówi wicedyrektor rzeszowskiego MOPS-u.
– To w czym tkwi problem? – pyta czytelnik Rzeszów News, twierdząc, że nie tylko on nie może doczekać się rekompensaty za przyjęcie pod swój dach uchodźców z Ukrainy.
Michał Mielniczuk, rzecznik Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego Rzeszowie, powiedział nam, że nie ma opóźnień z przesłaniem pieniędzy z budżetu państwa do samorządów.
MOPS wypłacaniem rekompensat za pomoc zajmuje się od marca 2022 roku. Od początku wojny w Ukrainie, mieszkańcy Rzeszowa złożyli około 4 tys. wniosków.
agnieszka.lipska@rzeszow-news.pl