Niezwykłe zdjęcia Marka Arcimowicza w GFMRz z wejścia na szczyt Tramen Tepui

Reklama

„W poszukiwaniu białej plamy na mapie – zdobycie Tramen Tepui” – to tytuł wystawy zdjęć autorstwa Marka Arcimowicza, fotografa magazynu National Geographic Polska. Można je oglądać w Galerii Fotografii Miasta Rzeszowa. 

 

Zdjęcia: Marek Arcimowicz / National Geographic Polska

Wystawa Marka Arcimowicza kończy tegoroczną, a zarazem piątą już edycję Rzeszowskiego Weekendu Fotografii. Wystawa rozpoczyna jednocześnie wyjątkowy rok jubileuszu Arcimowicza – 30 lat pracy artystycznej i 25 lat pracy dla National Geographic Polska.

Marek Arcimowicz znany jest jako „fotograf do zadań specjalnych”. Fotografował we wszystkich strefach klimatycznych Ziemi. Z aparatem podróżował przez zaśnieżone pustkowia Spitsbergenu, pustynię Gobi, Papuę, Indie, Mongolię, po szczyty Himalajów.

Wystawa „W poszukiwaniu białej plamy na mapie – zdobycie Tramen Tepui” jest fotograficznym zapisem polsko-wenezuelskiej ekspedycji, która po raz pierwszy w historii, zdobyła górę Tramén Tepui w południowo-wschodniej Wenezueli.

Na jej zboczach Polacy odkryli unikalne okazy fauny, w tym zupełnie nowe dla nauki endemiczne gatunki motyli. Szczyt zdobyli 14 lutego 2012 roku Marek Arcimowicz oraz dwóch wenezuelskich wspinaczy: Carlos Mario Osorio i Alberto Raho. 

Wyprawą kierował Michał Kochańczyk, jeden z polskich pionierów wspinaczki w Andach. Nowe dla nauki gatunki odnalazła Izabela Stachowicz – absolwentka Wydziału Biologii i Nauk o Ziemi UJ w Krakowie, miłośniczka tropikalnych ekosystemów i naukowych wyzwań.

Zespół wytyczył pierwszą wspinaczkową drogę, wycenianą przy suchej skale na 6c w skali francuskiej. Drogę nazwano z języka Indian Pemón zamieszkujących ten region: „Tureta Aikuk Tachitan” (na polski: Pionowy Las Deszczowy).

Członkom ekspedycji udało się odkryć aż trzy nowe gatunki endemicznych motyli oraz rozpoznać nowy, również endemiczny, gatunek żaby. Pomocy przy identyfikacji nowych gatunków motyli udzieliło Muzeum Zoologiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Wyprawa została zrealizowana we współpracy naukowej z Muzeum Zoologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz pod patronatem National Geographic Polska.

– To ważne odkrycie naukowe, nie tylko dlatego, że dokonali go Polacy, ale głównie ze względu na przybliżenie nas do odpowiedzi na jedno z najważniejszych aktualnie pytań światowej biogeografii: skąd pochodzi niezwykła, endemiczna fauna i flora obszaru Pantepui? – mówi Izabela Stachowicz, biolog z UJ, członkini wyprawy.

– Kraina ta kojarzona była dzięki powieści „Zaginiony Świat” Sir Conan Doyle’a z dinozaurami i ewolucją życia w kompletnej izolacji. Tymczasem nasze odkrycie i coraz więcej badań wskazują na prawdopodobne pochodzenie fauny tepui z obszarów andyjskich – dodaje Stachowicz.

– Trudno uwierzyć, że w dzisiejszych czasach, przy zaawansowanej technologii i szybko rozwijającej się turystyce wysokogórskiej wciąż można znaleźć rejony nietknięte ludzką stopą, niezbadane „białe plamy” – mówi Marek Arcimowicz, który był członkiem ekspedycji.

Rejon, w który udali się członkowie ekspedycji, leży na styku południowo-wschodniej Wenezueli, Gujany i północnej Brazylii. Rozciąga się tam kraina zwana przez biogeografów Pantepui, jedna z najstarszych formacji geologicznych świata. Została ona nazwana przez eksploratorów i przyrodników wyspami na niebie.

Pantepui posiada jeden z najwyższych na świecie wskaźników endemizmu i… niedostępności. Piaskowce o ponad 200-metrowych pionowych ścianach otoczone są gęstą, nieprzebytą puszczą. W tych lasach, stawach i strumieniach żyją żaby z pazurami, jaszczurki lubiące kąpiele wodne czy mięsożerne kwiaty.

– Wejście na szczyt poprzedziły dramatyczne okoliczności: dwa dni wcześniej, po drugim ataku wycofaliśmy się niespełna 50 m od szczytu w trakcie wieczornego załamania pogody. Finalnie zostaliśmy zmuszeni do biwaku, doszczętnie przemoczeni, bez schronienia, śpiworów, owinięci w folie ratunkowe, bez jedzenia i picia, przy temp. bliskiej 0°C – wspomina Arcimowicz. 

– To tak, jakby wziąć zimny prysznic we flanelowej koszuli i przemoczonym spędzić chłodną, listopadową noc pod parkową ławką – porównuje fotograf. – Zdecydowanie wolę suche, himalajskie mrozy. 

– Nasza wyprawa, mimo że celem był stosunkowo niewysoki szczyt, była dość skomplikowanym przedsięwzięciem organizacyjno-technicznym i nabrała przez to charakter niemal wyprawy himalajskiej – mówi Michał Kochańczyk, kierownik wyprawy. 

Różniła się jednak tym, że w przeciwieństwie do Szerpów w Nepalu, to ekipa polsko-wenezuelska musiała gotować i żywić swoich tragarzy i przewodników. Jednak szczególną specyfiką w działalności wyprawy była współpraca z miejscową społecznością indiańską.

– W Nepalu czy Pakistanie są już od lat opracowane procedury organizacji ekspedycji. My byliśmy pionierami na tym terenie, musieliśmy metodą małych kroków, wypracować jak najbardziej optymalne dla obydwu stron zasady współpracy – opowiada Kochańczyk. 

Wystawę zdjęć „W poszukiwaniu białej plamy na mapie – zdobycie Tramen Tepui” można oglądać do 20 stycznia 2024 roku w Galerii Fotografii Miasta Rzeszowa (ul. 3 Maja 9, I piętro). Wstęp wolny.

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama