Zdjęcie: Sebastian Fiedorek / Rzeszów News

– Autobusy opóźnione, dublowane i za ten „komfort” trzeba płacić 3,6 zł. Ceny niemal, jak w Warszawie – pisze w kolejnym liście do naszej redakcji jedna z pasażerek rzeszowskiego MPK. 

We wtorek rano opublikowaliśmy list Marcina na temat Zarządu Transportu Miejskiego w Rzeszowie, który zarządza miejską komunikacją. We wtorek po południu otrzymaliśmy list od jednej z pasażerek MPK. Tytuł pochodzi od redakcji. 

Jazda „na szybie”

Tak się niefortunnie składa, że podczas niepogody staje się pasażerką rzeszowskiego MPK. Mam to nieszczęście, że zdana jestem na autobus, który albo przyjedzie, albo nie i już drugi dzień z rzędu okazuje się, że nie przyjeżdża autobus linii 12 o godzinie 8:15 z przystanku „Kwiatkowskiego hotel”.

Rozumiem, że remonty ulic wymusiły zmianę rozkładu jazdy oraz zmianę trasy autobusu, lecz to nie usprawiedliwia jego spóźnienia. Wczoraj (2 września) autobus był opóźniony 20 minut. Co więcej, nie było żadnej informacji o opóźnieniu na przystanku, o którym mowa nie na tablicy informacyjnej (co zrozumiałe, gdyż jest usytuowany daleko od centrum). 

Jako zaradny pasażer posiadam aplikację myBus, w której to powinna się wyświetlać pozycja autobusu (według GPS), tam go również nie było (czyżby autobus widmo?). Gdy wczoraj w końcu przyjechał, zdublował się z późniejszym autobusem, jadącym o godzinie 8:35 ze wspomnianego wcześniej przystanku.

Czyli – albo nie jedzie nic albo dwa autobusy w jednym czasie! Natomiast dzisiaj (3 września) na tym samym przystanku miała miejsce bardzo podobna sytuacja z tą tylko różnicą, że autobus linii 12, który miał być na przystanku o godzinie 8:15 w ogóle się nie pojawił (znów brak było jakiejkolwiek informacji w aplikacji), natomiast autobus mający jechać o 8:35 pojawił się na przystanku około 8:47.

Jazda w tym autobusie również nie należała do przyjemności, gdyż musieli się w nim zmieścić ludzie czekający na dwa autobusy. Jazda „na szybie” nie należy do najprzyjemniejszych. I za taki „komfort” jazdy trzeba skasować bilet za 3,6 zł? To chyba jakieś nieporozumienie. Ceny niemal jak w Warszawie, ale tam przynajmniej metro się nie spóźnia.

W naszym mieście nie ma alternatywy dla autobusu. No chyba, że zacznę łapać „stopa” na przystanku. Patrząc na to, co się dzieje, mam wrażenie, że osoby zarządzające rzeszowskim MPK i planujące przejazdy nigdy nie miały „przyjemności” jazdy autobusem i to jak widać nie tylko w godzinach szczytu.

Komunikacji miejskiej powinno zależeć na punktualności i zadowoleniu pasażerów, by było ich jak najwięcej. U nas się tym chyba nie przejmują za bardzo i raczej zniechęcają. Szkoda, że doprowadza to do coraz większych korków. Każdy woli jechać sam własnym autem niż czekać na autobus, który nie wiadomo, kiedy przyjedzie i czy w ogóle przyjedzie.
 
Pasażerka rzeszowskiego MPK
 
redakcja@rzeszow-news.pl
Reklama