Przetarg na helikoptery dla Polskiej Armii, w którym oferta Airbusa została zakwalifikowana jako jedyna do ostatniego etapu, może być dla Podkarpacia bardziej problematyczna niż się wydaje.
Zacznijmy jednak od początku, czyli od wspomnianego przetargu.
Dużo się mówi, że przetarg był upolityczniony, że nie wygrał najlepszy produkt. Zdziwiłbym się, gdyby polityka nie odgrywała w tym przypadku dość istotnej kwestii. Gdzie byli zatem politycy z Podkarpacia? To jest nie pierwszy przypadek gdzie widzimy słabość naszych reprezentantów. Chętnie zapoznałbym się z działaniami kilkudziesięciu posłów z naszego regionu.
O najbardziej rozpoznawalnych słyszymy w TV i prasie wyłącznie przy okazji kolejnych scenariuszy wypływających z prokuratury lub CBA. Warto wspomnieć, że już w samym przetargu MON nakazał firmie zwycięskiej utworzenie centrum serwisowego w WZL1 w Łodzi (Wojskowe Zakłady Lotnicze Nr 1). Nieważne zatem kto wygrałby przetarg, przy takich warunkach serwis byłby w Łodzi.
Airbus, Sikorsky, Agusta Westland?
Nie jestem specjalistą w tej branży, ale czytając wypowiedzi fachowców, wygrał dobry helikopter, czyli Caracal produkowany przez europejskiego Airbusa.
Problem pozostałych dwóch producentów, który się powtarza jak mantrę, był podobny, czyli wystawienie do przetargu modelu, który miał dużo mniejsze szanse na wygranie przetargu. Sikorsky mając w ofercie śmigłowiec S-92, wystawia do przetargu mniejszy S-70i, który spełnia tylko część wymagań. Jest on „eksportową” wersją BlackHawka, daleko odbiegającą od standardów maszyn używanych w amerykańskim wojsku. Jak już wspomniałem nie mogę oceniać, że większa wersja jest lepsza, ale specjaliści oceniają, że w przetargu miałby większe szanse.
Taka sama, ale jeszcze bardziej zauważalna sytuacja była w przypadku produktu ze Świdnika. Pomimo, że Agusta Westland (PZL Świdnik) posiada w ofercie śmigłowce sprawdzone, spełniające wymagania jak AW101, wystawia do przetargu mały i powiedzmy wprost niesprawdzony AW149. Czemu niesprawdzony? Ponieważ do tej pory żaden inny kraj nie kupił go dla swojej armii. Zazwyczaj wybór takich konstrukcji obarczony jest ryzykiem zmagania się z „chorobami wieku dziecięcego”.
Przetarg i co dalej?
Pierwszym problemem dla Podkarpacia jest sam fakt przegrania przetargu przez firmy tutaj zlokalizowane. Drugim, być może ważniejszym problemem jest fakt, że wygrane przedsiębiorstwo nie będzie ich produkować na terenie Doliny Lotniczej, a w Łodzi. Jest to błąd strategiczny. W Łodzi inwestował będzie nie tylko Airbus, ale także firmy kooperujące z Airbusem. Sam Airbus to 1250 bezpośrednich miejsc pracy i 2 tys. w otoczeniu. Do tego należy dodać, co najmniej 600 miejsc pracy w firmach kooperujących. Liczby są imponujące, a to dopiero początek.
W Łodzi ma zostać rozbudowane centrum badawczo-rozwojowe Airbusa. Ostrożne szacunki mówią w sumie o ok. 3,3 tys. nowych miejsc pracy do końca 2017 roku! Ponadto w Radomiu najprawdopodobniej powstanie zakład produkujący tzw. elementy dynamiczne dla śmigłowców.
Wszystko to sprawia, że w ciągu dwóch lat w okolicach Łodzi i Radomia ma powstać nowy region gospodarczy, skupiający firmy z branży lotniczej – Wyżyna Lotnicza. Wszystko to jest wiarygodne, ze względu na to, że inicjatorem tych działań jest rządowa jednostka, czyli Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych.
Strata dla Nas wszystkich
Powstaje teraz pytanie, które narusza temat tabu na Podkarpaciu: co się dzieje z Doliną Lotniczą? Jest to największy klaster w tej części świata, osoby nim zarządzające włożyły w niego ogrom pracy, ale coś chyba stanęło w miejscu. Brakuje drugiego powiewu, który mógłby zastąpić ten pierwszy, bardzo mocny.
Naukowo jest udowodnione, że konkurencja zawsze jest korzystna, ale żadna firma jej nie lubi. W tym przypadku najwięcej tracą zarówno pracownicy z Mielca i Świdnika, którzy nie mają atrakcyjnej alternatywy dla swojej pracy, a także młodzi absolwenci podkarpackich uczelni, którzy mogliby szukać pracy w nowych firmach. Duża część tych absolwentów zwiąże swoje życie z takimi miastami jak Łódź i Radom. To jest strata dla Nas wszystkich.