Zdjęcie: Ministerstwo Sprawiedliwości

W piątek w Sądzie Rejonowym w Rzeszowie ruszył proces Jacka H., znanego rzeszowskiego lekarza, który w grudniu 2018 r. doprowadził do tragicznego w skutkach wypadku przy ulicy Krakowskiej w Rzeszowie.

W głośnym wypadku zginął 27-letni Andrzej Lutak. Oskarżonym jest 58-letni Jacek H., w przeszłości ordynator gastroentorologii Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie i wojewódzki konsultant w tej dziedzinie na Podkarpaciu.

W piątek H. stawił się w sądzie, oświadczył, że będzie odpowiadał tylko na pytania swojego obrońcy. Na sali pojawił się także Leszek Lutak, ojciec zmarłego 27-latka, który w procesie występuje w charakterze oskarżyciela posiłkowego.

Po pierwszym dniu procesu Leszek Lutak, w rozmowie z dziennikarzami, stwierdził, że cała sprawa pachnie matactwem i nawet ustalenia prokuratorskiego śledztwa nie wyjaśniły wszystkich okoliczności, które pozwoliłyby na rzetelne wyjaśnienie przyczyn dramatu. – Liczę, że zrobi to sąd – mówił Leszek Lutak. 

Prokurator: niewłaściwa technika

Sąd zamierza przesłuchać 13 świadków. W piątek prokurator Witold Maćkowski odczytał akt oskarżenia przeciwko Jackowi H. Zarzut, jaki ciąży na lekarzu, to nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Prokurator w śledztwie przyjął wersję, a którą powtórzył w piątek w sądzie, że Jacek H. przyjął „niewłaściwą technikę jazdy”. 

– Polegała na nienależytym obserwowaniu sytuacji na drodze przed pojazdem oraz spóźnieniu z reakcją na dynamicznie zmieniającą się sytuację na drodze – mówił prokurator Witold Maćkowski.

Uzasadnienie aktu oskarżenia jest bardzo krótkie. Tą „dynamicznie zmieniającą się sytuacją” na drodze było rzekomo tylko to, że Andrzej Lutak po prostu wszedł na przejście dla pieszych i zginął pod kołami volvo, którym kierował Jacek H. 

Leszek Lutak uważa, że to tylko część prawdy, podejrzewa, że Jacek H. w trakcie jazdy mógł rozmawiać przez telefon komórkowy lub pisać SMS. Ponadto, Andrzejowi Lutakowi, nie udzielił pomocy bezpośrednio po zdarzeniu. Lekarz tłumaczy się, że zrobił to świadek, który jest lekarzem szpitala MSWiA. Tylko nikt go nie zna, nie ma go na liście świadków. 

Sprawa oczywista, ale.. 

W akcie oskarżenia przeciwko Jackowi H. nie ma słowa o tym, czy lekarz jechał z dopuszczalną prędkością. Wiadomo jedynie, że 3 grudnia 2018 r. jechał lewym pasem ulicy Krakowskiej w kierunku Świlczy i na wysokości galerii handlowej „Nowy Świat” na oznakowanym przejściu dla pieszych potrącił Andrzeja Lutaka. 27-latek zginął na miejscu.  

Według prokuratury, Jacek H. „nieumyślnie” spowodował wypadek ze skutkiem śmiertelnym. W trakcie śledztwa lekarz zmieniał wyjaśnienia. Najpierw mówił, że do zarzucanych mu czynów się nie przyznaje, ale zapowiedział, że zrobi to na dalszym etapie śledztwa, gdy obejrzy nagranie z kamer, które zarejestrowały wypadek. I tak się stało. 

Sędzia Alicja Kuroń, przewodnicząca składu orzekającego, odczytała wyjaśnienia, jakie w trakcie śledztwa składał Jacek H. „Sprawa jest dla mnie oczywista” – mówił w prokuraturze lekarz. Stwierdził, że ulicą Krakowską jeździł niezwykle rzadko, najczęściej jadąc do pracy wybierał autostradę A4, by omijać korki w centrum Rzeszowa.  

Jacek H. twierdzi, że feralnego dnia warunki na drodze były „bardzo kiepskie”. „Było mokro, była mżawka, przejrzystość była ograniczona” – wyjaśniał w prokuraturze. Jacek H. skarżył się, że przejście na ul. Krakowskiej jest słabo widoczne i nie miał pojęcia, że na wysokości „Nowego Świata” w ogóle ono jest. Pół roku później zamontowano tam sygnalizację. 

„Są granice interwencji” 

W prokuraturze, Jacek H. mówił, że Andrzeja Lutaka zobaczył dopiero przed maską swojego auta. Bronił się, że jako kierowca tylko dwukrotnie został ukarany mandatem za drobne kolizje. „Nie byłem nigdy karany za przekroczenie prędkości” – mówił w prokuraturze lekarz. Chce się dobrowolnie poddać karze – roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata. 

Jacek H. gotowy jest na zapłatę 8 tys. zł grzywny, zabranie mu prawa jazdy na trzy lata. Rodzina Andrzeja Lutaka uważa, że kara, jaką lekarz chciałby mieć wymierzoną przez sąd, jest niewspółmierna do tragedii. – Byłem strasznie zszokowany. Nie widziałem, z której strony pieszy przechodził – wspominał w sądzie moment wypadku Jacek H.     

Stwierdził, że nie ratował życia 27-latka, bo „są też pewne granice interwencji”. Poza tym, jak mówił w sądzie Jacek H., nie wiedział, w jakim stanie jest Andrzej Lutak, bo ten miał na głowie kaptur i ciemną odzież.

Dorota Misior-Simoni, pełnomocnik Leszka Lutaka, protestuje. – Andrzej Lutak miał ciemne spodnie, ale jasną bluzę. To widać na monitoringu. Warunki na drodze wcale nie były kiepskie. Pokrzywdzony nie wtargnął [na jezdnię], szedł spokojnym krokiem. Oskarżony chciałby przerzucić odpowiedzialność za wypadek na pokrzywdzonego – uważa. 

Jackowi H. grozi do 8 lat więzienia. W piątek lekarz złożył wniosek, by sąd oddał mu… prawo jazdy. Sąd rozpozna go na niejawnym posiedzeniu. 

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama