Kiedy to się wszystko zaczęło Polska oszalała. Wzburzeniom nie było końca. Stacje telewizyjne przerwały audycje, programy informacyjne na żywo relacjonowały wydarzenia, prasa i internet prześcigały się w porównaniach kijowskiego Majdanu do Sierpnia’80, politycy doszukiwali się podobieństw i z radami pielgrzymowali do Kijowa, niczym wierni do Częstochowy. Zwykli obywatele wychodzili na ulice polskich miast, by manifestować swoje poparcie dla Ukraińców. Do czasu, dopóki nie zaczęły kłuć w oczy czarno –czerwone sztandary, źle kojarzące się starszym Polakom. Z uwagi na wciąż żywe wołyńskie wspomnienia, to jest nawet zrozumiałe. Ale czas mija. To, co kiedyś było symbolem ukraińskiego nacjonalizmu, dzisiaj, po 60 latach od tamtych wydarzeń, nie musi oznaczać tego samego. I nie oznacza.
Majdan dzisiaj to bój o wolność i godność Ukraińców, to walka o niezależność Ukrainy, ale to także rosyjskie wpływy, nacjonalizm, patriotyzm. O tym wszystkim trzeba rozmawiać – ale bez kłamstw i propagandy, z odrobiną dobrej woli i zrozumienia. Tymczasem nieodpowiedzialni dziennikarze i redakcje, które nie poczuwają się do elementarnej zasady – sprawdzania źródła informacji żywią się sensacjami. Mieliśmy już napad ukraińskich nacjonalistów na polski autobus, żądania zwrotu Przemyśla i Zamościa. Potem okazuje się, że żadnego napadu nie było, a wywołana do tablicy partia wydaje oficjalne oświadczenie, że nie ma mowy o rewizji polskich granic.
Kto choć odrobinę więcej interesuje się sytuacją u naszego wschodniego sąsiada, wie, że Ukraina mimo, że niepodległa , niezależna nie jest. Na każdym kroku widać tu rosyjskie wpływy – od politycznych po gospodarcze. Rosjanie (Ukraińcy także nie są święci) nie zawsze w legalny sposób przejmują dobrze prosperujące interesy i nie tylko te największe. Zwykli obywatele czują się gnębieni przez obecną władzę. Wprawdzie legalnie wybraną , ale czy to usprawiedliwia przyzwolenie na niewyobrażalną korupcję i bandytyzm, który w pełni objawił się w postaci interweniującego Berkutu.
Nic więc dziwnego, że nacjonalizm pada na podatny grunt, dodatkowo zroszony krwią bohaterów Majdanu. To jednak grunt zgoła inny . To nie Polacy tym razem, a Rosjanie są w oczach protestujących ciemiężycielami , którym niezręcznie jest występować w tej roli, kiedy Putin zapewnia fałszywie o przyjaźni do bratniej Ukrainy. Dlatego zrobi wszystko, żeby przenieść zarzewie konfliktu na polsko–ukraińskie pogranicze i nie będzie to ogień olimpijski z Sochi!
Pomagajmy dalej , bo niewiele zostało czasu.