Zdjęcie: Gmina Iwonicz-Zdrój / Facebook
Reklama

Nad rzeką w gminie Iwonicz-Zdrój miała miejsce dramatyczna akcja ratunkowa. Kocięta wrzucone w reklamówce do rzeki przeżyły dzięki szybkiej reakcji mieszkańców. Sprawą zajęła się policja.

Choć gmina na początku szukała nowego domu dla zwierząt, ich tymczasowa opiekunka i jej rodzina tak związali się z kociakami, że postanowili sami je adoptować.

Kocięta wyrzucone w worku do rzeki

W gminie Iwonicz-Zdrój doszło do wstrząsającego zdarzenia. Ktoś wyrzucił do rzeki dwa małe kociaki w foliowej reklamówce.

– Na szczęście dramat zauważyli Mieszkańcy, którzy mieszkają w pobliżu. Dzięki ich błyskawicznej reakcji udało się uratować maleństwa – czytamy w mediach społecznościowych gminy.

W tym samym poście dowiadujemy się, że sprawa została już zgłoszona na policję. 

– Takie zachowanie to przestępstwo znęcania się nad zwierzętami, za które grozi kara pozbawienia wolności – przypomina gmina Iwonicz-Zdrój w komunikacie.

Zdjęcie: Gmina Iwonicz-Zdrój / Facebook

Za małe, żeby je rozdzielić

Kocięta żyją, ale są bardzo malutkie, przez co wymagają karmienia butelką i szczególnej troski.

– Dlatego pilnie szukamy osób o wielkich sercach, które podejmą się adopcji i podarują im szansę na życie – czytamy w komunikacie. – Nie bądźmy obojętni! Zwierzęta to nie rzeczy – czują, cierpią i zasługują na szacunek oraz opiekę.

Zdjęcie: Gmina Iwonicz-Zdrój / Facebook

Okazuje się jednak, że pani Agnieszka, która miała być tymczasową opiekunką kociaków, tak się z nimi związała, że sama postanowiła je zaadoptować. Komentuje przy tym, że było wielu chętnych do adopcji, jednak zazwyczaj chcieli zabrać ze sobą tylko jednego zwierzaka. Jak wskazuje, weterynarz uznał, że kocięta nie przeżyłyby w tym momencie rozdzielenia. Dodatkowo, pani Agnieszka ma już pięć innych kotów, które zaczęły przyzwyczajać się do nowego towarzystwa, podobnie jak jej rodzina.

Reklama

– Kociaki mają się bardzo dobrze. Są już po pierwszej wizycie u weterynarza, na szczęście nic im się nie stało, są całe i mają ogromne chęci do życia – dodaje pani Agnieszka w komentarzu pod wspomnianym postem.

Zdjęcie: Gmina Iwonicz-Zdrój / Facebook

Takie sytuacje to… powszechne zjawisko

Komentarze pod postem wypełnione są aprobatą dla osób, które pomogły uratować kociaki i tych, którzy się nimi zajmują. Z drugiej strony, internauci potępiają sprawców:

– To niestety bardzo powszechne zjawisko w naszej gminie. Słyszę o tym notorycznie – gdzieś okoci się kotka i od razu mówi się, że wszystkie kociaki trzeba utopić. Niedawno jeden maluch został uratowany od osoby z Lubatówki, która chciała się go w ten sposób pozbyć – szybko został zabrany. Ale kotka znów ma maleństwa… i tak w kółko – komentuje pani Izabela.

Kobieta zauważa, że niełatwo pociągnąć kogoś do odpowiedzialności, jeśli nie złapie się go na gorącym uczynku. Dodaje także, że koszty opieki i sterylizacji nierzadko przerastają ludzi, a sama świadomość społeczna, szczególnie wśród starszych mieszkańców wsi, jest na bardzo niskim poziomie.

Pani Izabela zauważa też, że w gminie nie ma dofinansowań na sterylizację, które przynajmniej w jakimś stopniu walczyłyby z problemem. Jednocześnie, kobieta wylicza rozwiązania z innych gmin i miast:

– W Radzyminie czy Wołominie dofinansowanie wynosi od 100 zł (kastracja kocura) do nawet 350 zł (sterylizacja suki) plus czipowanie, w Borowiu gmina pokrywa aż 70 proc. kosztów sterylizacji/kastracji oraz czipowania, właściciel płaci tylko 30 proc., w gminach Szczytno czy Raszyn dopłata wynosi 50 proc. – pisze internautka.

Te dofinansowania są według niej dowodem na to, że da się wprowadzić realne wsparcie, ale jedynie przy wprowadzeniu systemowych ułatwień i finansowej pomocy.

(oprac. MK)

Czytaj więcej:

Młody niedźwiedź próbował dostać się do domu w Wetlinie. Mogło skończyć się tragicznie

Czytasz Rzeszów News? Twoje wsparcie pozwoli nam działać sprawniej.

 

Reklama