Do 10 lat więzienia grozi Annie H., byłej szefowej Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie. Przed sądem odpowie za popełnienie sześciu przestępstw korupcyjnych.
Śląski wydział Prokuratury Krajowej wysłał akt oskarżenia do Sądu Rejonowego w Rzeszowie przeciwko Annie H. Była już szefowa rzeszowskiej apelacji jest jedną z kilkudziesięciu osób, które dostały zarzuty w aferze korupcyjnej na Podkarpaciu, która wybuchła w lipcu 2014 r. Zamieszani są w nią byli już prominentni prokuratorzy, politycy, biznesmeni, księża, policjanci, byli funkcjonariusze służb specjalnych.
Biznesmen wręczał łapówki
Anna H. została zatrzymana 22 czerwca 2016 roku przez CBA. W katowickiej prokuraturze usłyszała wówczas cztery zarzuty: korupcyjne, przekroczenia uprawnień i oszustwa. Ostatecznie w akcie oskarżenia znalazło się sześć.
– Dwa zarzuty dotyczą przyjęcia przez Annę H. korzyści majątkowej na łączną kwotę 170 tys. zł. Oprócz gotówki, przyjmowała również markowe alkohole, głównie wina, oraz usługi budowlane – mówi nam Piotr Żak ze śląskiej Prokuratury Krajowej.
Według śledczych, Annę H. korumpował Marian D., prezes firmy paliwowej „Maante” z Leżajska, główny bohater afery podkarpackiej. To on opłacał najważniejsze osoby w województwie, by ci załatwiali mu biznesowe i prywatne sprawy. Marian D. kilka miesięcy temu został skazany na 4 lata bezwzględnego więzienia.
– Anna H. powoływała się wpływy w prokuraturze, izbie skarbowej. Podejmowała się pośrednictwa w załatwianiu spraw dla wspomnianego przedsiębiorcy. On inicjował sprawy karne i domagał się, by kończono je aktami oskarżenia, a prokurator domagał się surowych kar dla osób wobec których przedsiębiorca występował – twierdzi prokurator Żak.
W innym przypadku – zdaniem prokuratury – Marian D. prosił o pomoc w załatwieniu sprawy podatkowej dla jego firmy. Chodziło o to, by Anna H. pomogła mu uniknąć zapłacenia 2 mln zł zaległego podatku.
W kolejnym przypadku była szefowa Prokuratury Apelacyjnej podjęła się za łapówki załatwienia pozytywnej oceny z egzaminu adwokackiego córki Mariana D. Anna H. miała się powoływać na znajomości w radzie adwokackiej.
Praca dla córki profesora
Dwa kolejne zarzuty przeciwko byłej szefowej rzeszowskiej apelacji dotyczą przekroczenia przez nią uprawnień służbowych i ujawnienia tajemnicy służbowej.
– Anna H. wpływała na przebieg konkursów na stanowiska urzędnicze w ówczesnej Prokuraturze Apelacyjnej w Rzeszowie [dziś Prokuraturze Regionalnej – przyp. red.]. Dwóm osobom ujawniono pytania konkursowe i zagadnienia praktyczne, które były częścią egzaminu – mówi Piotr Żak.
Jedną z tych osób, które dostały potem pracę w prokuraturze, była osoba z rodziny profesora jednej ze szkół wyższych, u którego Anna H. pisała doktorat. Z naszych ustaleń wynika, że obie te osoby zostały zwolnione z pracy przez nowe kierownictwo Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie.
Prokuratura twierdzi też, że Anna H. złożyła w Ministerstwie Sprawiedliwości fałszywe dokumenty, by dostać 350 tys. zł pożyczki. Posłużyła się fakturą za usługi budowlane, które miały znacznie mniejszy zakres niż wskazywałaby kwota faktury.
– W kolejnym przypadku prokuratorowi obiecywała awans na wyższe stanowisko za to, że uchyli on nałożoną karę pieniężną na biegłego. Biegły był znajomym Anny H. – dowiadujemy w katowickiej prokuraturze.
Byłej szefowej rzeszowskiej apelacji grozi do 10 lat więzienia. 17 czerwca 2016 r. została prawomocnie wydalona z zawodu prokuratorskiego.
„Ojciec chrzestny” na Podkarpaciu
Akt oskarżenia przeciwko Annie H. nie kończy wielowątkowego śledztwa. Postępowanie prowadzone jest przeciwko jeszcze 21 osobom, z czego dwie przebywają w tymczasowym areszcie. To Zbigniew N., były szef Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, oraz Janusz W., były dyrektor rzeszowskiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa (obecnie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego). Obaj także są podejrzani o korupcję.
Wątek Janusza W. jest szczególnie interesujący. To człowiek, który od lat 70. ubiegłego wieku był związany ze służbami specjalnymi. Na Podkarpaciu miał opinię filmowego „Ojca chrzestnego”. Jego wpływy były przeogromne. Prokuratorzy uważają, że jeszcze do niedawna można było Janusza W. zaliczyć do jednych z najważniejszych osób w Polsce.
Po odejściu ze służb w 1997 r., W. zajął się prywatnym biznesem. – Za załatwianie spraw, płatną protekcję wystawiał nawet faktury, w których opisywał, że pieniądze otrzymał za tzw. osłonę biznesową. W interesach przyjmował ludzi w baraku. To, co było pokazane w filmie „Psy”, na Podkarpaciu było rzeczywistością – mówią nam katowiccy prokuratorzy.
Wśród osób wobec których nie ma jeszcze aktu oskarżenia jest również Jan B., były poseł PSL i b. szef podkarpackich ludowców. On jest podejrzany o przyjęcie 900 tys. zł łapówek od Mariana D.
marcin.kobialka@rzeszow-news.pl