W czwartek w rzeszowskim hotelu Grand odbyła się prezentacja koncepcji zabudowy działki przy ul. Dekerta, gdzie dziś znajduje się willa płk. Kotowicza. Mimo starań projektantów i inwestorów, pomysł jest raczej nie do obrony.
[Not a valid template]
Maciej Łobos z MWM Architekci naprawdę dołożył sporo starań, aby jak najlepiej sprzedać koncepcję, którą stworzyła jego pracownia na zlecenie inwestora – firmy deweloperskiej Perinvest. To ona chce budować czterokondygnacyjny apartamentowiec z kilkunastoma mieszkaniami o powierzchni od 120 m kw. wzwyż, oraz dwukondygnacyjny parking.
Wizualizacje apartamentowców możecie zobaczyć TUTAJ.
Po raz pierwszy w Rzeszowie zdarzyło się, że developer, zanim wbił pierwszą łopatę, postanowił pokazać, czy to, co chce budować mieszkańcom się podoba. Miejsce jest szczególne, bo budowa apartamentowca wymagałaby wyburzenia willi 1928 roku, w której mieszkał pułkownik Jan Stefan „Twardy” Kotowicz, ostatni dowódca 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK.
Jak odwrócić kota ogonem
Jeśli przybyli na prezentację spodziewali się, że twórcy koncepcji od razu „zaatakują” ich swoim pomysłem, to byli w błędzie. Maciej Łobos zaczął bowiem od… wykładu. O urbanistyce, kształtowaniu przestrzeni miejskiej, architekturze i zasadach jej tworzenia.
Próbował też udowodnić, że ul. Dekerta bynajmniej nie jest żadną ulicą zabytkową. Sięgnął tu kilkaset lat wstecz. I rzeczywiście, gdyby ktoś oczekiwał, że przy okazji prezentacji dowie się, jak kiedyś wyglądała ta część miasta, to mu się udało.
Tyle tylko, że ów wykład zaczął przypominać próbę rozwodnienia głównego problemu, jaki od dobrych kilku miesięcy rozpala rzeszowian – jakakolwiek nowa inwestycja w tym miejscu, wiąże się z wyburzeniem zabytkowej willi.
To ostatnie z kolei podważał Maciej Łobos. – Nie traktuję jej jako zabytku. Dlaczego? Ano dlatego, że ona architektonicznie jest po prostu wtórna. Niczego nie wnosi – mówił Łobos.
Ot po prostu, typowy budynek z tamtych lat. Nic szczególnego. Dostało się zresztą także kamienicom z okresu tworzenia Centralnego Okręgu Przemysłowego, które stoją po północnej stronie ul. Dekerta. I one dla architekta nie zasługują na jakieś specjalne traktowanie. To również spotkało się z dezaprobatą zebranych.
– Najlepiej wszystko wyburzyć – odezwały się głosy z sali, na której siedziało ponad 100 osób.
Apartamentowiec z tarasami
Maciej Łobos zaczął się rozwodzić nad zaletami samej działki, na której willa stoi. I jak można by ją wykorzystać, aby powstało tam coś, co nie zeszpeci tej części miasta a wręcz przeciwnie, spowoduje, że najważniejszy obiekt stojący przy ul. Dekerta – czyli pałacyk Lubomirskich – zostanie jeszcze lepiej wyeksponowany.
I wkrótce pokazały się slajdy z koncepcją nowego budynku. Kilkupiętrowego apartamentowca, z podziemnymi miejscami parkingowymi i restauracją na parterze. Od strony fontanny multimedialnej, „łamanego” tarasami z rosnącą na nich zielenią.
Budynek może i zgrabny, tylko raczej nie w tym miejscu.
Na to zwracali zresztą uwagę późniejsi dyskutanci, także koledzy po fachu Macieja Łobosa.
Gratulowali pomysłu, włożonej w tworzenie koncepcji pracy, ale wprost wyrażali wątpliwość, czy w tym rejonie miasta w ogóle powinno się coś budować. Bo i w gruncie rzeczy nie wiadomo! Miejscowy plan zagospodarowania jest dopiero tworzony przez miejski wydział architektury. I to od niego powinno zależeć – co, gdzie i w jakiej formie mogłoby tam powstać.
Co niektórzy zastanawiali się, czy bez tego w ogóle podjęliby się podobnego zlecenia, choć zdawali się rozumieć motywację swojego kolegi.
Willa jednak zabytkowa
Wzięli również w obronę samą willę, jak i wyjątkowość całej ul. Dekerta. Przyłączyli się do tego także miejscy urzędnicy i przedstawiciele Rady Miasta.
– Willa spełnia wszystkie elementy ustawowej definicji zabytku – powiedziała Edyta Dawidziuk, miejski konserwator zabytków w Rzeszowie, po czym przytoczyła jej treść.
Z kolei radny PiS Robert Kultys, sam także architekt, zwrócił uwagę na to, jak niewiele w Rzeszowie pozostało już takich miejsc. Śladów – jakby nie było – historii miasta. – Piękna architektura może powstawać wszędzie – mówił Kultys. – Ale nie w takim miejscu.
Radna PO Jolanta Kaźmierczak przypomniała z kolei, że inwestor, kupując nieruchomość dobrze wiedział, na jakie problemy się naraża.
– Wiedział o willi i o tym, że wpisana jest do ewidencji zabytków – mówiła Kaźmierczak. I ona należy do grupy radnych, którzy bronią zabytkowej willi. Przypomniała też, że budynek jest już wpisany do miejskiej i wojewódzkiej ewidencji zabytków. A trwają też starania o wpisanie jej do głównego rejestru, co definitywnie uchroniłoby willę przed wyburzeniem.
Po czym i ona sięgnęła do historii miasta.
– Kilkadziesiąt lat temu był pomysł, żeby wyburzyć kamienice na Rynku i postawić tam bloki. I co byśmy teraz mieli? – pytała Kaźmierczak.
Przeciwników nie przekonali
Być może wbrew oczekiwaniom co niektórych – oprócz kilku emocjonalnych wystąpień krewnych płk. Kotowicza – spotkanie nie przerodziło się w pyskówkę. Było raczej merytoryczne, choć w gruncie rzeczy do niczego nie prowadziło. Przekonani do pomysłu budowy apartamentowca takimi na pewno pozostali. Przeciwnicy również.
Rozmawiać jednak zawsze warto. Zwłaszcza, że dotyczy to dość delikatnej materii, jaką jest przestrzeń miejska, zwłaszcza ta zabytkowa.
Na ostatniej Radzie Miasta radni przyjęli uchwałę, w której zwracają się do prezydenta miasta i marszałka województwa, aby rozważyli możliwość odkupienia nieruchomości od inwestora. Willa i jej otoczenie, powinny później zostać odrestaurowane i spełniać funkcje publiczne.
redakcja@rzeszow-news.pl