Wydany przez Prezydenta Rzeszowa zakaz używania rowerów na naszych głównych deptakach – ulicach 3-Maja i Kościuszki jest decyzją zaskakującą. I – jak się można było spodziewać – wzburzył środowisko rowerzystów. Mnie też ten pomysł zdecydowanie się nie podoba. Owszem, ruch na tych ulicach jest spory. Oprócz pieszych przyczyniają się do tego – ciągle zbyt liczne – samochody, ale i rowery, których również znacząco przybywa. Nie bez wpływu na zagęszczenie ruchu pozostają kawiarniane ogródki, których też ostatnio przybyło i które skutecznie zawęziły światło jezdni. Jeżdżąc często rowerem przez obie te ulice, widywałem czasem rowerzystów jadących w sposób ryzykancki. Jednak ani to, ani skargi przechodniów nie usprawiedliwiają aż tak radykalnej decyzji.
Najpierw należało wydać jakieś ostrzeżenie, wprowadzić okres próbny, a w każdym razie zorganizować dyskusję zainteresowanych stron. Bo chociaż nie jest to sprawa jakiejś zasadniczej wagi, to jednak było oczywiste, że ten zakaz wywoła gwałtowne protesty. Tym bardziej, że nie znamy żadnych szczegółów: ile tych skarg było i na czym one polegały. Trzeba najpierw poszukać innych kompromisowych rozwiązań, a dopiero potem sięgać po środki ostateczne. Inaczej taka postawa musi być oceniona jako arogancka. Że taka publiczna dyskusja byłaby pożyteczna, dowodzą propozycje, jak można by ten problem próbować rozwiązać, które pojawiły się prasie i na portalach. Dodałbym do tego wprowadzenie zasady całkowitej odpowiedzialności rowerzystów za wszelkie kolizje, czy nawet karanie wysokim mandatem za niebezpieczne sytuacje przez nich spowodowane.
Dlatego nalegałbym na odwołanie tego zakazu. Tym bardziej że już jego wprowadzenie zrobiło swoje i jestem przekonany, że ryzykanci na rowerach zdecydowanie się uspokoją.