– Dokąd? – pyta rodzina Czopików z Rzeszowa, która dostała nakaz wyprowadzki z domu. Budynek musi być wyburzony, by miasto mogło kontynuować rozbudowę alei Sikorskiego.
Krystyna Czopik ma 64 lata. Od dziecka mieszka w domu przy ul. Wschodniej 1, która krzyżuje się z kolejnym etapem rozbudowy al. Sikorskiego – od ul. Malowniczej do granic Rzeszowa w stronę Tyczyna (do mostu na rzecz Strug). To ponad 2-kilometrowy odcinek. Inwestycja będzie kosztowała ponad 20 mln zł, z czego 17 mln zł dołoży Unia Europejska.
Pani Krystyna dzieli przestrzeń mieszkalną wraz z mężem Stanisławem, synem i 17-letnim wnukiem. Ona jest emerytowaną sprzątaczką, jej mąż zajmował się rozwożeniem mleka, teraz jest na rencie. Ma poważne problemy z kręgosłupem. Leczenie jest kosztowne. Rodzinie często brakuje pieniędzy na wykup niezbędnych leków.
Administracyjna gehenna
W marcu ub. r. rodzina dowiedziała się, że w związku z pracami budowlanymi ich dom zniknie z powierzchni ziemi.
– Dostaliśmy powiadomienie, że będzie rozbudowana al. Sikorskiego, która bieganie pod naszymi oknami. Potem przyszło drugie zawiadomienie – dom idzie do rozbiórki i nie można się od tej decyzji odwołać – mówi Rzeszów News Krystyna Czopik.
To właśnie wtedy rozpoczęła się administracyjna gehenna rodziny Czopików, którzy jak piłeczki pingpongowe są przerzucanie przez ponad rok od jednego urzędnika do drugiego.
– Nie było żadnych negocjacji. Na spotkaniu z wiceprezydentem Rzeszowa Andrzejem Gutkowskim usłyszeliśmy, że nie może nic w tej sprawie zrobić, bo ma związane ręce, bo nie ma w budżecie inwestycji pieniędzy na nowy dom dla nas – opowiada pani Krystyna.
– Ciężko się z tym pogodzić. Chce się miasto rozwijać? Niech się rozwija. Zgadzamy się z tym. Nie chcemy nikomu nic utrudniać, ale po prostu nie mamy się dokąd wyprowadzić – dodaje.
Problem mieszkaniowy rodziny Czopików polega na tym, że pani Krystyna nie jest jedyną właścicielką nieruchomości. Dom, w którym mieszka, formalnie dzieliła z bratem, który od 13 lat nie żyje. Po jego śmierci nie została uregulowana własność budynku. Połowa domu należy do Czopików, a w wyniku postępowania sądowego druga część domu ma nieuregulowany stan prawny.
Cztery osoby na 30 m kw.
Urzędnicy wojewody podkarpackiego, którzy zajmują się kwestiami związanymi z wyburzeniem budynku przy ul. Wschodniej 1, stwierdzili, że dom jest warty ponad 172 tys. zł, z czego Czopikom należy się jedynie 84,4 tys. zł.
Na pomoc ruszył Urząd Miasta Rzeszowa, który zdeklarował, że znajdzie dla rodziny zastępcze lokum. Jedno z nich mieściło się przy ul. Krzyżanowskiego, ale nie wchodziło w grę z prostego względu – Czopikowie sąsiadowaliby z ludźmi, którzy non stop urządzają libacje alkoholowe. W skrócie – towarzystwo szemrane.
Druga propozycja to mieszkanie o powierzchni 30 m kw. przy al. Rejtana. – Okolica nam się spodobała, ale mieszkanie jest w zasadzie do kapitalnego remontu. Urzędnicy obiecują, że zrobią remont, ale w ich wykonaniu będzie to jedynie pomalowanie ścian, a w mieszkaniu trzeba wymienić jeszcze posadzki – mówi Krystyna Czopik.
– Ponadto, dla czterech dorosłych osób to mieszkanie jest bardzo małe. W łazience, jak stanie wanna i pralka, nie postawi się już umywalki. A gdzie jakieś lustro powiesić? Przymknęlibyśmy na to oko, gdyby nie to, że „zastrzelili” nas dopłatą w wysokości około 60 tys. zł. Skąd na to mamy wziąć pieniądze, skoro nie mamy nawet zdolności kredytowej? – pyta pani Krystyna.
Ratusz: Mogą się urządzić
Ratusz ma jednak swoje rozwiązanie. Mieszkanie przy al. Rejtana jest warte około 130 tys. zł, więc gdy do kwoty odszkodowania doda się dodatkowo wartość reszty działki, na której stoi dom, problemu nie będzie. Co więcej, wykupi ją nawet miasto za około 70 tys. zł.
– Taką decyzję podjął prezydent. Odszkodowanie wraz z pieniędzmi za pozostałą część działki da państwu Czopikom około 160 tys. zł, co pozwoli im na kupno mieszkania i urządzenie się – uważa Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.
Niemniej jednak Czopikowie czują się przez urzędników traktowani niepoważnie, a ich sprawy są załatwiane nierzetelnie. Wycena majątku rodziny jest tego przykładem. Według operatu sporządzonego przez rodzinę, sam dom jest warty około 290 tys. zł i ma powierzchnię 118 m kw.
Rzeczoznawca reprezentujący wojewodę podkarpackiego stwierdził w pierwszym podejściu, że dom ma 100 m kw., a drugim – 110 m kw. i to był pomiar ostateczny. – Gdzie te 8 metrów? – pyta retorycznie Stanisław Czopik. – Każdy dodatkowy metr przecież kosztuje – dodaje.
Rano już nie wstaną?
Sprawa jest postawiona na ostrzu nożna. Czopikowie jeszcze przed świętami wielkanocnymi dostali zawiadomienie o natychmiastowej wyprowadzce. Mamy maj. Oni w swoim domu mieszkają dalej.
Obecnie drogowcy podkopali fundamenty. Dom stoi na skosie. Gdy dłużej popada istnieje ryzyko, że budynek zjedzie do 1,5-metrowego dołu. Czopikowie sprawę zgłosili do prokuratury, bo uważają, że budowlańcy stosują niedopuszczalne metody wypędzenia rodziny z domu.
– Boimy się po prostu, że położymy się wieczorem i rano już nie wstaniemy. Urzędnicy radzą nam, aby ze spaniem przenieść się w inną część domu. Ona się nie zawali, gdy dom zjedzie z górki? – pyta pani Krystyna.
Dodatkowo, rodzina Czopików jest straszona karami w wysokości 50 tys. zł, gdy urzędnicy będą ich musieli eksmitować. – Pod mostem w Tyczynie woda jest bieżąca, świecą latarnie uliczne. Niech zbiją parę desek, żeby było ciepło – mówi rozżalony pan Stanisław.
– Muszą zabrać mi cały dorobek życia. Czyja to wina? Moja? – dodaje ze łzami w oczach.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl