Popularny strongman, a obecnie zawodnik MMA Mariusz Pudzianowski całą sobotę spędził w stolicy Podkarpacia. Przyjechał na zaproszenie jednej z firm produkujących suplementy diety.

Mariusz Pudzianowski w Rzeszowie dzień spędził na spotkaniu z fanami oraz jako sędzia, wziął udział w amatorskim mini konkursie w wyciskaniu sztangi w salonie sportowym GO Sport w Galerii Graffica.

Pudzianowski podkreśla, że do wszystkiego, co robi podchodzi z dystansem i na luzie. Również jego obecna kariera nie spędza mu snu z powiek, bo wie, że to ciężka praca, która w końcu przyniesie upragnione efekty. Sam często wspomina w wywiadach, że jako strongman osiągnął już wszystko.

– Wygrałem setki tych zawodów, więc to było już tylko powielanie, a ja szukałem nowych wyzwań. Dlatego czy byłbym pięciokrotnym czy siedmiokrotnym mistrzem świata, to już by nic nie zmieniło – mówił Pudzianowski. Jako strongmen zdobył osiem razy mistrzostwo Polski, sześć razy mistrzostwo Europy i siedem razy mistrzostwo świata.

„Pudzian” przekonuje, że nie martwią go dotychczasowe porażki w MMA. – Wiedziałem, z czym to się wiąże. Z samiutkiej góry, gdzie byłem mistrzem świata, spadłem na sam dół. Przegrywałem z przeciętnymi zawodnikami, którzy po dziesięć lat byli w MMA, ale pomału przerabiam cały organizm i pnę się do góry od zera – wyjaśniał „Pudzian” i podkreślał, że dla niego ważne są tylko nowe wyzwania i nowa walka.

Pudzianowski swoją karierę w sportach walki zaczął dość późno, bo w wieku 32 lat. Jednak pierwszą walkę w MMA z Marcinem Najmanem wygrał w przeciągu 44 sekund przez nokaut. – Tego nie ma, co liczyć – mówi skromnie. – Pierwsza walka poszła, później zaczęła się drabinka i schodki. Później zacząłem dostawać doświadczonych i mocnych zawodników. Po pięciu latach bycia w tym sporcie już wiem, co robić. Na to wszystko trzeba jednak czasu. Od razu Rzymu nie zbudowano – mówi.

Najważniejsze dla niego było jednak przestawienie się z przyzwyczajeń, jakie miał, gdy był strongmanem. Wtedy latami budował strukturę mięśniową i włókna typowo siłowe. – Tak naprawdę trzeba było zmienić wszystko. Kondycje też buduje się latami, do sportów walki trzeba ją wytrenować. Jakby dziś ktoś przyszedł i powiedział, że za pięć lat będzie tak silny jak ja, to bym się zaśmiał, bo sam myślałem, że w MMA pójdzie mi szybko. Wydawało mi się, że rok, dwa lata wystarczą. Przeliczyłem się – mówił Pudzianowski. – Ale jeszcze mam przed sobą kilka lat, myślę, że cztery lata i już emerytura.

„Pudzian” radzi wszystkim, którzy chcieliby iść w jego ślady, by treningi zaczynali pomału i systematycznie. – Nie wolno próbować trenować, po trzy, cztery godziny dziennie, bo to bez sensu. Treningi powinny trwać godzinę lub półtorej, przez pięć dni w tygodniu. Ważne, by to robić systematycznie i długo, a efekty same przyjdą. Cierpliwość jest najlepszym dopingiem – mówił.

Mariusz Pudzianowski swoją wizytę w Rzeszowie rozpoczął od mini zawodów w wyciskaniu sztangi w sklepie sportowym GO SPORT, gdzie sędziował i udzielał wskazówek zawodnikom. W tej rywalizacji wzięło udział ośmiu zawodników, a najmłodszy z nich był jeszcze gimnazjalistą. Pudzianowski każdemu udzielał wskazówek i podpowiadał, w jaki sposób prawidłowo wykonywać ćwiczenia. Po spotkaniu rozdał autografy i robił zdjęcia z fanami.

Po południu „Pudzian” pojechał do Millenium Hall, gdzie wziął udział w pokazie najnowszej kolekcji marki Olimp Live & Fight, której Pudzianowski jest twarzą. Tam również poprowadził konkursy siłowe i spotkał się z fanami.

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama