Fot. Piotr Woroniec Jr / Rzeszów News. Na zdjęciu Andrzej Dec

Stało się jak przewidywałem. Zorganizowane z wielkim zadęciem debaty oświatowe posłużyły jedynie jako parawan. A proces centralizacji oświaty postępuje. 

 

Owszem, dyskutowano na nich o ważnych sprawach, ale nie dało się rozmawiać o rzeczach najważniejszych, czyli o organizacji naszej edukacji, a co za tym idzie i o programach. Wszak dopóki nie wiadomo w jaką strukturę chcemy te programy wpasować, nie sposób o nich dyskutować.  Wszystko wskazuje na to, że fundamentalna decyzja o przywróceniu 4-letniego liceum zapadła już dawno, a żeby to osiągnąć pani Minister, tak jak zapowiedziała, postanowiła zlikwidować gimnazja. Teraz obiecuje, że w ciągu 2 tygodni przedstawi projekty ustaw. Nietrudno się domyślić, że były przygotowywane od dawna. Zainteresowanym polecam wypowiedź uznanego eksperta ale i praktyka  edukacji – prof. Antoniego Jeżowskiego. Jest tutaj.

Jednocześnie trwa pełzający proces ograniczania wpływu samorządów na edukację i centralizacja zarządzania polską oświatą. Zasada pomocniczości, która legła u podstaw tak powszechnie chwalonej reformy samorządowej idzie do kosza.  Najpierw kuratorów wyjęto z urzędów wojewódzkich i z powrotem podporządkowano Ministrowi Edukacji. Potem zmieniono ustawę o systemie oświaty dając kuratorom prawo wetowania samorządowych zamiarów likwidowania szkół. W efekcie mamy przypadki, że decyzja radnych i wójta o likwidacji szkoły liczącej 25 uczniów, jest blokowana przez kuratora. A przecież to samorząd płaci za utrzymanie oświaty i on najlepiej wie, jak gospodarować powierzonymi sobie środkami.

Następnie kuratorzy przypomnieli sobie, że decyzje wójtów prezydentów czy burmistrzów o powierzeniu dyrektorom szkół dalszego zarządzania ich placówkami oświatowymi po upływie 5-letniej kadencji, wymaga zgody kuratora i jej gremialnie nie wyrazili. W efekcie nawet najlepsi dyrektorzy muszą stawać do niepotrzebnego konkursu. W Rzeszowie czeka on mi.in dyr. Andrzeja Szymanka z najbardziej obleganego II Liceum Ogólnokształcącego. Żeby nie było niedopowiedzeń: uważam, że konkursy są potrzebne, ale trzeba je organizować z rozmysłem.

Żeby na przyszłość zapewnić sobie większy wpływ na decyzje komisji konkursowej, parlamentarzyści PiS w dużym pośpiechu skończyli właśnie procedowanie zmian w ustawie (czeka już tylko na podpis prezydenta). W ich efekcie przedstawiciele miasta (czy każdej innej gminy) będą mieli w komisjach 25% głosów, podczas gdy dotychczas mieli ich 33%. Swoje wpływy zwiększyli: kurator, rada rodziców i rada pedagogiczna. W skład 12-osbowej komisji będzie teraz wchodzić: po 3 przedstawicieli miasta i kuratora, po dwóch rady pedagogicznej i rady rodziców oraz po jednym ze związków zawodowych. Krótko mówiąc organ, który to wszystko prowadzi i za wszystko odpowiada bardzo często będzie miał dyrektora, którego nie akceptuje. Nikogo już pewnie nie zdziwi, że te zmiany zostały wrzucone przez posłów podczas obrad komisji, a ogólnopolskie organizacje samorządowe, nie dostały sensownej szansy, żeby się do nich odnieść.

Wypowiedzi niektórych posłów PiS nie pozostawiają żadnych złudzeń. Oto przykład (za „Warto Wiedzieć” – dziennikiem Związku Powiatów Polskich). Pan poseł Dariusz Piontkowski z PiS, były samorządowiec, na temat roli jednostek samorządu terytorialnego w polityce oświatowej państwa mówi tak:. „To państwo i kurator oświaty odpowiada za jakość nauczania a organ prowadzący organizuje [przyp red. prowadzenie szkoły] technicznie. Trudno więc aby organ prowadzący, który odpowiada technicznie za prowadzenie szkoły, pomaga technicznie w prowadzeniu szkoły oceniał jakość i umiejętności dyrektora.”  Otóż Pan poseł się myli. Dotychczas było tak, że państwo odpowiadało za ramy programowe, strukturalne i prawne i sprawdzało czy działania samorządu mieszczą się w tych ramach. A za prowadzenie i jakość edukacji odpowiadały samorządy. Był to wyraz zaufania państwa do lokalnych działaczy samorządowych. Do ich mądrości i odpowiedzialności. Wygląda na to, że nadchodzą inne (albo wracają stare) czasy i Warszawa znowu wszystko wie lepiej.

I drugi cytat w oparciu o ten sam dziennik. Tym razem pani poseł Marzena Machałek (również z PiS) powiedziała, że zaproponowana poprawka (o zmianie składu komisji konkursowej) „przywraca równowagę pomiędzy samorządem terytorialnym, a organem nadzoru. Równowaga jest bardzo potrzebna, postulowana przez samorządy [podkreślenie moje – A.D] i dyrektorów szkół, którzy dotychczas byli zakładnikami samorządu terytorialnego”. Ciekaw jestem, gdzie pani poseł znalazła te samorządy, które postulowały takie zmiany. Jestem przekonany, że jest to stwierdzenie wyssane z palca. Podobnie absurdalne jest głoszenie, że dyrektorzy są zakładnikami samorządu. Absurdalne, bo oni przecież nie są jakimiś udzielnymi książętami, tylko zwyczajnie podwładnymi. Jeśli nimi nie będą, to jak będzie można wydawać im wiążące polecenia? Komu w rzeczywistości będą podlegać?

Kolejnym krokiem do zawłaszczenia polskiej oświaty przez PiS będzie ta wspomniana na początku rewolucja strukturalna. Powstanie nowych placówek szkolnych w miejsce starych będzie świetnym pretekstem do odwołania starych dyrektorów i powołania nowych. Zmieniony skład komisji pomoże powołać tych „właściwych”, albo – co może nawet gorsze – wymusi na części dotychczasowych dyrektorów deklaracje lojalności wobec nowej władzy. I tak oprócz zasady pomocniczości złamiemy również kręgosłupy.

Tendencja do centralizacji władzy w Warszawie i odebrania jej samorządom staje się coraz powszechniejsza. Dzisiaj przeczytałem, że rozważane jest odebranie samorządom powiatowym urzędów pracy i ponowne przypisanie ich ministerstwu. Zdziwię się, jeśli to nie nastąpi.

Reklama