Fot. Bartosz Frydrych / Rzeszów News. Na zdjęciu Monika Szela, dyrektorka "Maski"
Za dużo pieniędzy wydanych na nagrody dla pracowników, niejasne zasady „pożyczania” teatralnych funduszy – to kolejne zarzuty ratusza pod adresem Moniki Szeli, dyrektorki rzeszowskiego Teatru Maska. Ona je odpiera. 

Ratusz nie odpuszcza. W poniedziałek na porannym spotkaniu dyrektorów miejskich jednostek z władzami Rzeszowa przedstawiono wnioski z drugiej kontroli finansów w Teatrze Maska. Podobnie, jak poprzednie, nie trafiły one w pierwszej kolejności na biurko Moniki Szeli, by mogła się do nich odnieść, zanim zostaną rzucone w publiczny eter.

Kontrole po „#chybanieja” 

Skrupulatne sprawdzanie finansów „Maski” trwa od lutego br., kiedy Szela powiedziała „nie” Tadeuszowi Ferencowi, prezydentowi Rzeszowa, gdy ten nakazał przerwać prace nad spektaklem „#chybanieja” w reżyserii Pawła Passiniego. W ratuszu sztuki bali się jeszcze przed premierą, uznano, że narusza ona uczucia religijne zarówno Żydów, jak i katolików. 

O tym, że obawy władz miasta były bezpodstawne przekonaliśmy się na warszawskiej premierze „#chybanieja” na festiwalu “Nowe Epifanie” (9-10 marca). I kolejny raz – 20 maja na rzeszowskiej premierze podczas „Maskarady”. Władzom miasta zabrakło odwagi, by na własne oczy zobaczyć sztukę. „Cenzorski” smród długo unosił się nad ratuszem. 

To nie miało jednak wielkiego znaczenia, bo sprzeciw wobec woli prezydenta stał się faktem, a za takie decyzje w ratuszu płaci się słono. O tym ciągle na własnej skórze przekonuje się Monika Szela, która teatrem kieruje od 2012 roku, jesienią ub. r. podpisała nowy, 5-letni kontrakt.

Od lutego w „Masce” trwają kontrole finansów, co zaburza codzienną pracę teatru. Wynik pierwszej kontroli przedstawiono w czerwcu. Sposób, w jaki to zrobiono, przy urzędnikach, miał pokazać, kto ma władzę i nie zawaha się jej użyć. Wtedy Szeli zarzucono, że podpisywała umowy bez konsultacji z księgowymi, czy błędnie wypłacała zaliczki. 

Zarzuty: nagrody, „chwilówka”

Wtedy nikt w ratuszu nie chciał wyciągać konsekwencji od Moniki Szeli. Postanowiono znaleźć mocniejsze „haki”. Miała temu służyć druga kontrola, zarządzona właściwie od razu po pierwszej, 1 lipca. Trwała do 30 sierpnia – obejmowała okres od 1 stycznia 2014 do końca maja 2019 r. Wyniki w poniedziałek podano na porannym spotkaniu w ratuszu.

Wyniki też referował Bogusław Bieniasz, od niedawna nowy szef Biura Kontroli. – Są kolejne uchybienia. W Teatrze Maska panowała praktyka, że jeżeli pracownik potrzebował pieniędzy, to brał je z kasy. Były nawet przelewy na rachunki bankowe. Jeden z przelewów zatytułowany był „chwilówka” – mówił Bogusław Bieniasz w obecności władz Rzeszowa.

Dodał, że kontrola wykazała też „inne przykłady niegospodarności”, tym razem w wypłacaniu nagród, na które w 2018 roku z kasy teatru wydano 100 tys. zł. 

Monika Szela była zaskoczona, że są już wyniki kontroli. Przed kolejnymi zarzutami broniła się. – Jeśli w te nagrody jest włączona nagroda festiwalowa, to wszystko jest zgodne z regulaminami festiwali. Nie ma ani jednej złotówki, którą wydalibyśmy w sposób nieuzasadniony, niepotrzebny, niezgodny z procedurami – zapewniała dyrektor Szela. 

– Jeżeli jakikolwiek pracownik miał zaliczki stałe lub na zakup np. scenografii, w tym też ja, to pieniądze pobierano, by realizować zadania statutowe instytucji, a nie dla siebie – dodawała. 

Szela: chcą mnie zastraszyć

W rozmowie z Rzeszów News Monika Szela mówi, że pod wspomnianą „chwilówką” krył się przelew z funduszu socjalnego na remont mieszkania, co przysługuje każdemu pracownikowi „Maski”, w tym też dyrektorowi.

Szela twierdzi, że w przypadku nagród na kwotę 100 tys. zł składa się także nagroda roczna od prezydenta – ponad 1000 zł na osobę. Otrzymuje ją każdy z ponad 40 pracowników teatru, co łącznie daje ok. 50 tys. zł. Co roku dla najlepszych są wręczane nagrody podczas Dnia Teatru Publicznego, to stała praktyka w wielu teatrach.

„Maska” wręcza nagrody festiwalowe podczas dwóch swoich najważniejszych teatralnych wydarzeń w roku – „Maskarady” i „Źródeł Pamięci”. Monika Szela kontroli się nie boi, nie ma nic przeciwko nim, bez problemu teatr udostępnia dokumenty dla kontrolerów. Szefowa „Maski” jest natomiast przerażona metodami, jakie używane są podczas kontroli. 

– Biuro Kontroli do teatru wchodziło bez uprawnień i nakazywano wyciągać dokumenty, łącznie z takimi, w których są dane osobowe. Pracownicy podczas rozmów czują się zastraszani. Zarzuty są formułowane, zanim kończy się kontrola, kiedy nie wiem, co ustalono – mówi Monika Szela. 

Twierdzi, że kontrole są tendencyjne i mają jeden cel. – Zastraszyć i zniszczyć mnie, a nie pomóc w funkcjonowaniu jednostki – uważa Szela. Nie zdziwi się, jeżeli jej misja w teatrze się skończy. Ratusz przed takimi radykalnymi krokami wzbrania się, „prostował” nasze wcześniejsze informacje, jakoby w urzędzie rozważano plan odwołania Moniki Szeli.  

Ratusz: czekamy na oficjalne wyniki

Ale być może sama Szela, mając dość napiętej atmosfery, „rzuci papierami”, ona jednak już wcześniej zapewniała, że „kapitan ostatni schodzi ze statku”. Po pierwszej kontroli wobec Szeli nie wyciągnięto żadnych konsekwencji służbowych, po drugiej też nie słychać o dyscyplinarnych krokach, czuć „tylko” atmosferę, że dyrektorka „Maski” powinna się bać. 

– Czekamy na oficjalne wyniki kontroli i to, w jaki sposób odniesie się do nich dyrektor „Maski” – mówi krótko Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.

Tymczasem w „Masce” w piątek (13 września) rozpoczęła się kolejna, trzecia już kontrola, która ma potrwać do 27 września. Tym razem pod lupą są bieżące finanse teatru. 

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama