– Czy nie mógłby przekazywanych treści skonsultować chociaż jeden w miarę ogarnięty nauczyciel!? – pisze Łukasz Sikora w „Emisji Weekendowej”.
Okres izolacji powoduje, że drastycznie zacieśniliśmy obszar swojej aktywności. Wezwanie do pozostawania w domach sprawia, że w rosnącym amoku odosobnienia zaczynamy już uważnie studiować nadchodzące maile reklamujące nowe ciuchy i dezodoranty oraz wszelkiej maści spam od afrykańskich spadkobierców tajemniczych fortun. No bo co robić, skoro mieszkanie lśni wypucowane, z kuchennych szafek wysypuje się makaron, a zapasem papieru toaletowego moglibyśmy wyznaczyć obwód Polski?
Z niezawodną pomocą przyszła nam jednak państwowa telewizja, która – wsparta niedawno skromnymi dwoma miliardami – postawiła na eksperymentalną produkcję programów edukacji paranormalnej. Już pal licho, że widowiska te w porównaniu z zamierzchłymi czasami emisji odcinków Adama Słodowego wyglądają przy nich marnie, jakby ktoś przestawił wajchę w maszynie czasu.
Z całą pewnością można zakładać, że przyznane miliardy szerokim łukiem ominęły ten akurat segment produkcyjny, bo prowadzące te pseudozajęcia niewiasty nie mają nawet porządnego make-upu. Ale nie o dekory się tutaj przecież rozchodzi, a o kaganek oświaty dla potomków naszych.
Czego dowiemy się z telewizyjnych audycji ze smutnymi nauczycielkami w roli gwiazd ekranu? Ano, że ołów występuje na stacjach benzynowych, bo… tam jest benzyna bezołowiowa. Jak patrzę na to napisane przez siebie zdanie, sam nie mogę w to uwierzyć, ale dokładnie takie słowa padły od pani prowadzącej… „Chemię dla klas VII”.
Objawiono jeszcze, że dwumetrowy obwód zaprezentowanego okręgu z szarfy jest jednocześnie jego średnicą, że potęgowanie liczb ujemnych może być potraktowane relatywnie – w końcu istnieją przecież liczby urojone, o których ekranowa muza mądrości jednak nie wspomniała. Panią ekwilibrystycznie demonstrującą sianie czegoś w przypominającym więzienną celę studiu dobrodusznie pominę. Do wygooglania w internecie.
Ja rozumiem – stres, emocje, brak produkcyjnego doświadczenia. Wszystko to z pewnością działa w większym niż normalnie stężeniu, bo i czasy mamy nienormalne. Ale na miłość boską, przecież te ekranowe bełkoty z pogranicza podlanego bimbrem pseudomistycyzmu adresowane są do naszych dzieci. Czy nie mógłby więc przekazywanych treści skonsultować chociaż jeden w miarę ogarnięty nauczyciel!?
Najlepszym pomysłem na dziś pozostaje więc trzymać dzieci w ścisłej izolacji od edukacyjnych programów oferowanych przez TVP. A jak ktoś w wieku 18+ lubi metafizyczne skecze przypominające niegdysiejsze „Za chwilę dalszy ciąg programu”, to zachęcam do entuzjastycznego oglądania.