Zdjęcie: Polska Fundacja Narodowa

„No i kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, my płacimy. Społeczeństwo płaci” – pisze w najnowszej Emisji Weekendowej Łukasz Sikora.

Gdyby główny księgowy w jakiejś firmie otrzymał od szefa promocji sprawozdanie z działań marketingowych podobne temu, jakie ukazała nam ostatnio Polska Fundacja Narodowa, to jeszcze zanim ów księgowy doczłapałby do prezesa, spec od reklamy orbitowałby już w okolicy galaktyki Andromeda.

No, ale to nie zdarzy się w PFN, złotym dziecku PiS-u, wydającym miliony z publicznych spółek, więc fundacja oraz jej specjaliści mogą spać spokojnie.

Przyznam, że lektura „sprawozdania” – dostępnego w internecie na stronie www.pfn.org.pl lub TUTAJ – jest tyleż frapująca, co nieznośna. Bez najmniejszych ogródek można orzec, że tak idiotycznego zestawienia, w dodatku kompletnie nieprecyzyjnego i pełnego różnorakich „baboli” nie widziałem jeszcze w wydaniu żadnej rządowej instytucji.

Dwa wybrane przykłady: „debata dziennikarzy – 977.441 złotych”, „konferencja naukowa – 507.094 złotych”. Żadnego umiejscowienia, opisania okazji do debaty czy konferencji, nawet dat nie ma w tym osobliwym pseudodokumencie.

Przypomnijmy pokrótce, że PFN powołana została w 2016 roku przez rząd Beaty Szydło i kontynuuje swe wiekopomne dzieło promowania naszej Ojczyzny za nasze pieniądze pod rządami Mateusza Morawieckiego.

Powiedzieć, że czyni swą powinność w sposób kontrowersyjny, to powiedzieć niewiele – wystarczy wspomnieć słynną kampanię Fundacji oczerniającą sędziów w myśl PiS-owskiej reformy wymiaru sprawiedliwości, za jedyne 8,4 miliona złotych.

Wedle sądu: „podejmowane (…) działania nie tylko nie promują i nie chronią wizerunku Rzeczypospolitej, a wręcz przeciwnie – znacznie go osłabiają, kreując oparty na jednostkowych przypadkach negatywny obraz władzy sądowniczej” – to cytat z wyroku, od którego Fundacja bezskutecznie próbowała się odwołać.

Inną znaną akcją PFN stała się promocja Polski poprzez rejs nowoczesnym jachtem „I love Poland”, zakupionym za 5 milionów, który wiosną ub. roku został uszkodzony i… słuch po nim zaginął.

Z kolei niedawne doniesienia Onetu mówiły o rozliczaniu współpracy PFN z jedną z firm lobbingowych z USA, która „promowała” Polskę… wysyłając maile i stołując się w knajpach położonych niedaleko swej waszyngtońskiej siedziby. Wszystko to za jedyne 26 milionów złotych, bo tyle strona polska zapłaciła Amerykanom za dwa lata tej owocnej współpracy.

Znamienne, że po czasie różnej maści „Misiewiczów”, którzy słynęli głównie z promowania siebie samych, lokując się wygodnie w państwowym korycie, dzisiaj mało kto z wierchuszki miłościwie panujących ma ochotę zabrać oficjalnie głos w temacie ogólnoświatowej reklamy Polski w wydaniu PFN.

Niestety, wstydliwa konstatacja powyższego znalazła się już w annałach polskiej kinematografii: „No i kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, my płacimy. Społeczeństwo płaci”. Według cytowanego „sprawozdania”, PFN na swoje „cele statutowe” wydała 105 milionów złotych.

Reklama