Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Zdawałoby się, że przez minione miesiące przez kraj między Bugiem a Odrą przetoczyło się tyle politycznych skandali, że zmiana władzy powinna stać się naturalną i prostą formalnością.

Nie będzie żadnym wybrykiem stwierdzenie, że w 9 i pół na 10 krajów demokratycznych tak właśnie by się stało. U nas tak się jednak nie podziało, a ugrupowania opozycyjne po październikowych wyborach mogą zaledwie cieszyć się chwiejną, bo raptem jednoosobową, przewagą w Senacie.

I to wszystko raczej iluzorycznie, bo mimo że protesty wyborcze rządzącego PiS-u nie przyniosły mu dotąd pożądanego efektu, to z pewnością podjęte będą próby „przekabacenia” któregoś z nowo wybranych elektów Izby Wyższej. Opierająca się na jednym głosie przewaga wisi zatem – dosłownie i w przenośni – na włosku.

Należałoby wobec tego zadać sobie pytanie, czy prezes Jarosław Kaczyński obleka swych pretorian w teflonowe szaty, uodparniające na wszelkie kompromitujące wpadki i działające niczym uniwersalna szczepionka na wstyd? Czy też może nie o teflon tu chodzi, a o przypominającą pordzewiały miejscami durszlak rzeszę jego zadeklarowanych przeciwników?

I wiadomo, do teflonu nie da rady o nic – nomen omen – się przyczepić, chociaż przyznam uczciwie, że im więcej czytam o niejakim Banasiu, tym bardziej szokuje mnie, jak ten facet w ogóle mógł zostać szefem resortu finansów, a następnie Najwyższej Izby Kontroli? Widocznie jakość odpornego na rysy teflonowego surowca jest produktem tego kosmicznego postępu, jaki nie raz i nie dwa obiecywał narodowi techno-fan Mateusz Morawiecki.

Zaglądnijmy więc do czeluści, w której utknęły niemal wszystkie stronnictwa opozycyjne, bo może właśnie tam poukrywane są wskazówki do rozwiązania powyższych zagadkowych kwestii. O ile poprzednie starcia z PiS-em (lokalne, euro i ostatnie parlamentarne) można było relatywizować, bo zawsze gdzieś znalazła się ekstra wziątka w postaci np. wyniku Kidawy-Błońskiej, niemal 40 procent w eurowyborach, czy wygranej w dużych miastach w plebiscycie samorządowym, te kolejne będą już zupełnie zero-jedynkowe.

Sukcesiki w obliczu ogólnej klęski można dotąd było sobie popsikać dezodorantem, aby ogólny swąd porażki nie zatykał zmysłów, ale w wyborach prezydenckich zaplanowanych na wiosnę wygrany będzie tylko jeden. I przegrany też.

Dość zabawnie na tym tle wyglądają opozycyjne salonowe gierki spod znaku „zastanawiamy się, będziemy dyskutować”, powtarzane przy niemal każdej okazji publicznego wystąpienia liderów PO, KO, PSL, SLD i kogo tam jeszcze. Jestem więcej niż pewien, że znany ze specyficznego poczucia humoru i bez przerwy uczący się Andrzej Duda pęka ze śmiechu oglądając ten teatrzyk w przerwach swojej już trwającej kampanii.

Reklama