– Co nas czeka w sytuacji spowolnienia gospodarczego, kiedy światowy krwiobieg ma więcej zakrzepów i zatorów niż udrożnień, a stan pacjenta wskazuje na poważny zawał? – pisze Łukasz Sikora w najnowszej Emisji Weekendowej.
Zabawne, że powiedzonko „obyś żył w ciekawych czasach” pochodzi z Chin. Oczywiście nie przeczy to faktowi, że mnóstwo rzeczy, którymi jesteśmy otoczeni, a i te, które mamy na sobie, też wytworzono właśnie w Państwie Środka.
Niestety, znak firmowy obecnej rzeczywistości, niejaki COVID-19, też ma malutką tabliczkę made in China, choć jego przeszłość nie jest do końca wyjaśniona. Nie można z kolei nie dodać do kompletu, że także i nasza przyszłość w dużej mierze związana jest z tym, co będzie działo się w kraju Wielkiego Muru i placu Tiananmen. Może właśnie na tym polega osobliwość tych czasów, które miał na myśli mandaryński mędrzec-copywriter?
Nadciągający kryzys ekonomiczny wieszczą już dzisiaj nawet filozofowie i politolodzy, których rozważania raczej słabo kojarzą się z cyframi i działaniami matematycznymi, no może oprócz jakichś dat czy procentów. Mówią też o nim pisarze, nawet jeśli zajmują się jedynie literaturą science fiction. Co nas czeka w sytuacji spowolnienia gospodarczego, kiedy światowy krwiobieg ma więcej zakrzepów i zatorów niż udrożnień, a stan pacjenta wskazuje na poważny zawał?
Najbardziej chciałbym wierzyć tym wszystkim ekspertom od ekonomii, którzy twierdzą, że z okresu bezmyślnego i rozbuchanego konsumpcjonizmu ludzkość będzie teraz zmuszona przejść w epokę przemyślanych i zdroworozsądkowych zakupów. Że wszystkie te nawyki pod wspólnym tytułem „coroczne kupno nowego”: smartfona, laptopa, czy sprzętu RTV, no bo nówka ma więcej tera-giga-mega, po prostu się skończą i dzięki temu wyprodukujemy mniej śmieci zatruwających środowisko. Że podobnie stanie się nie tylko z elektroniką, ale też z tekstyliami, chemią gospodarczą, samochodami, itd.
Od rozumnych i racjonalnie myślących rządów oczekiwałbym z kolei sensownego przygotowania społeczeństw na nadejście nowych czasów. Inteligencji, mądrości oraz edukacji ukierunkowanej tak, aby miliony, które być może stracą pracę, miały możliwość znalezienia innej, dającej im przynajmniej takiej samej satysfakcji, no i oczywiście zarobków. W przeciwnym razie już niebawem puszczą naprężone szwy i na świat wyleje się tsunami zdesperowanej agresji i anarchii ze strony tych, o których należycie nie zadbano, aby mogli utożsamić się z jakimkolwiek społeczeństwem. Zagrożenie widać niemal jak na dłoni i sądzę, że jest ono dla rozsądnie myślących polityków raczej bezdyskusyjne.
Poniekąd współczująco, choć jednak z nieskrywanym zdumieniem i wzbierającą złością obejrzałem sobie pierwszomajowe wystąpienie Andrzeja Dudy, który stojąc samotnie w mrocznym studiu przez ponad 2,5 godziny perorował o tym, jak ważne jest wybranie go jeszcze w tym miesiącu na prezydenta. Zrozumiałem wtedy, zresztą nie po raz pierwszy, czym jest deficyt rozumnych i racjonalnie myślących rządów.