Wszystko wskazuje na to, że największą „bombą” po warszawskiej konferencji na temat bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie będzie oświadczenie premiera Izraela o tym, że Polacy wspólnie z niemieckimi nazistami mordowali Żydów w czasie II wojny światowej.
I mówiąc szczerze, jeśli można było liczyć na kogoś w kontekście mocnego uderzenia, to właśnie na Benjamina „Bibiego” Netanyahu, siedemdziesięcioletniego dzisiaj byłego komandosa, uczestnika wojen bliskowschodnich, szefa prawicowego ugrupowania Likud, jastrzębia izraelskiej polityki.
Od razu powróciły znane takty i frazy, z lewej i prawej strony rodzimej sceny. Skandal, prowokacja, ignorancja – to najczęściej słyszane zawołania. Z pewnością na co bardziej narodowo zaangażowanych forach wymiany myśli zawrzało i ogłoszono już żywiołową mobilizację sił patriotycznych.
Według przedstawicieli PiS, zaskoczonych tak samo, jak wszyscy ich krajowi adwersarze, szykowana będzie naprędce jakaś nowa uchwała Sejmu, która ma być ripostą dla izraelskiego premiera. Zresztą najwyższy rangą przedstawiciel Stanów Zjednoczonych – wiceprezydent USA Mike Pence – orzekł na tej samej konferencji, że Polska powinna w końcu rozstrzygnąć roszczenia amerykańskich Żydów w temacie rekompensat za utracone w czasie wojny mienie. Czyli docisnął kleszcze z drugiej, zdawałoby się, sympatyzującej z nami strony.
Z powyższych zdarzeń wyłania się – niestety – dość smętny obraz polskiej dyplomacji. I wcale nie mówię tu o szefie MSZ Jacku Czaputowiczu, który robi dobrą minę do nie najlepszej rozgrywki, ale stara się jak może (może, niestety, niewiele), żeby nie spuścić nas z dyplomatycznej II do III ligi, czego zaprzeczeniem był spotykający się z przyjaciółmi z San Escobar jego poprzednik.
Wyrażając spontaniczną zgodę na organizację ważnej międzynarodowej konferencji, która – co całkiem prawdopodobne – zakończy się przynajmniej namiastką sukcesu, rodzimi spece od international relations zapomnieli o długoletniej przyjaźni „Bibiego” Netanyahu z Donaldem Trumpem. Mówiąc krótko, wstając z kolan oberwaliśmy ciosem krav magi połączonej z wrestlingiem.
Oba niesprawiedliwe dla nas oświadczenia ze strony USA i Izraela da się dyplomatycznie przeprocesować, na co oczywiście trzeba dobrze funkcjonującej dyplomacji, która rozmawia, negocjuje, przekonuje, a czasem też edukuje. I gdyby nie „dobra zmiana”, która wymiotła z korpusu dyplomatycznego całe mnóstwo profesjonalnych i utalentowanych ludzi powiedziałbym, że to zadanie jak najbardziej wykonalne.