Fot. Rafał Zembrzycki / Kancelaria Sejmu. Na zdjęciu Jan Krzysztof Ardanowski
Reklama

Jest jednak taka rzecz, która nawet jak na pisowskie standardy jest szczególnie denerwująca i nie skłania do najmniejszego nawet sarkazmu czy ironii – pisze Łukasz Sikora w najnowszej „Emisji Weekendowej”. 

Kiedy miesiąc temu wydawało się, że Sasin i spółka dopną swego i nowe prezydenckie wybory faktycznie zostaną przeprowadzone 10 maja za pomocą Poczty Polskiej, w której prewencyjnie PiS wymienił szefostwo, żeby Andrzej Duda miał z górki w pierwszej turze, mało kto się pewnie spodziewał, że na sam koniec maja karta się niemal zupełnie odwróci.

Zgodnie bowiem z najnowszym sondażem Instytutu Badań Pollster dla „Super Expressu”, nie dość, że druga tura wydaje się nie tylko prawdopodobna, lecz praktycznie pewna, to – o zgrozo! – różnica w II rozdaniu między Dudą a Trzaskowskim wynosi raptem 2,64 proc. na rzecz urzędującego prezydenta, czyli mieści się ona w granicach błędu statystycznego. No, to już gruba niespodzianka!

A przecież szło tak dobrze: zaprawione w bojach „Wiadomości” jechały równiutko po prezydencie stolicy już od dwóch tygodni, wprowadzając nawet dodatkowy element emocjonalny w postaci łkania PiS-u na potraktowanie Kidawy-Błońskiej, a Duda objeżdżając kraj w poczuciu troski o własną kampanię fotografował się to na Śląsku, to na Wybrzeżu, to na bazarze.

Ale fakt, że w PiS jest coraz bardziej nerwowo ostatecznie ukazał swe oblicze, kiedy na scenę wkroczył sam prezes i groźnym tonem obwieścił, że jeśli znajdą się tacy, co nie zgodzą się na wybory 28 czerwca, to jego własne państwo całą swą mocą się z nimi policzy. Uprzedził tym samym marszałek Sejmu, która konstytucyjnie odpowiada za ogłoszenie daty wyborów, no ale szefa wszystkich szefów takie mrzonki się nie tyczą, bo przecież jego ból jest największy. Jak mawiał klasyk: konstytucja konstytucją, ale prezes prezesem, i czego tu nie rozumiesz?

Jest jednak taka rzecz, która nawet jak na pisowskie standardy jest szczególnie denerwująca i nie skłania do najmniejszego nawet sarkazmu czy ironii. Są to wypowiedzi kolejnego już ministra środowiska, który z ochroną zasobów naturalnych i ekologią ma najwyraźniej tyle wspólnego, co wegetariańska pizza z kiełbasą.

Prawdziwy problem jednak polega na tym, że oba zjawiska – niestety – istnieją w polskiej przyrodzie, i mają się całkiem nieźle. Ostatnio niejaki Ardanowski, idąc niejako w ślady swego nieżyjącego już poprzednika, który z pasją wycinał puszczę, zwrócił się przeciwko… organizacjom ekologów, którzy interweniują w przypadkach znęcania się nad zwierzętami, częstokroć doprowadzanymi do skrajnego stanu, w rezultacie przyczyniając się w niektórych przypadkach do odbierania ich właścicielom.

Minister od środowiska zwalczający stowarzyszenia ekologiczne, głosząc przy okazji objawiony kiedyś przez purpurata Jędraszewskiego, pseudoideologiczny dogmat o ekologii jako nowej formie totalitaryzmu? Może i jest to jest trudne do ogarnięcia, ale to najprawdziwsza prawda i zastanawiam się tylko, czego mam tu nie rozumieć.

Reklama