Hugo-Bader o „Skusze”: to, co mnie dręczyło, wyrzuciłem z siebie [FOTO]

„Skucha” to odpowiedź na pytanie: jak ci się żyje w Polsce, którą sobie sam wywalczyłeś? „Skucha” to jedna minuta rozmowy z pierwszym bohaterem. „Skucha” to trudny temat, który poharatał samego Jacka Hugo-Badera.

 

We wtorkowe późne popołudnie w rzeszowskiej księgarni Libra spotkał się ze swoimi czytelnikami Jacek Hugo-Bader, promując swoją najnowszą książkę „Skucha” w ramach cyklu „Wyborcza na żywo”.

Dla odmiany jest to książka o Polakach. Dlaczego? Bo Hugo-Bader w latach 80. był ostatnim szefem kolportażu Międzyzakładowej Komisji Koordynacyjnej, podziemnej struktury działającej na terenie Warszawy i postanowił, że napisze książkę o nich – ludziach, którzy walczyli z ustrojem, których znał osobiście, którzy nie zawsze odnaleźli się w powojennej rzeczywistości, którzy czują się wykorzystani.

Hugo-Bader umęczony

Dlatego też po godz. 18:00 w niewielkim pomieszczeniu księgarni zrobiło się bardzo tłoczno. Wszystkie miejsca siedzące były zajęte, niektórzy musieli nawet stać, by dowiedzieć się, dlaczego najnowsza książka reportażysty jest dla niego najważniejsza w literackim dorobku. O dobrą atmosferę spotkania organizatorzy również zadbali od samego początku, witając gości lampką wina.

Całe spotkanie rozpoczęło się anegdotką, ponieważ jak się okazało krzesła, na których siedzieli sympatycy twórczości Hugo-Badera były pożyczone z… pobliskiej Komendy Miejskiej Policji przy ul. Jagiellońskiej.

To dość zabawna sytuacja, ponieważ reportażysta, pisząc o rosyjskich mundurowych w „Białej gorączce”, mógł o nich wszystko powiedzieć, tylko nie to, że pomagają oni swoim obywatelom.

A tu proszę, okazuje się, że polska, albo przynajmniej rzeszowska policja, nie jest taka zła, jak ją malują.

Spotkanie z Jackiem Hugo-Baderem poprowadziła Anna Gorczyca, dziennikarka „Gazety Wyborczej”. Pierwsze pytanie do reportażysty dotyczyło oczywiście tego, dlaczego „Skucha” stała się dla niego najważniejsza.

– Bo ostatnio napisana. Mając to wszystko w pamięci, wszystko, co mnie dręczyło w końcu wyrzuciłem z siebie. Pisanie książki to męka, trwająca długi okres – wyjaśniał Jacek Hugo-Bader.

Mówiąc o „niszczącej” sile pisania, która dręczy reportażystę, Hugo-Bader dodał, że ma w sobie zdolność samoistnego restartowania. To ważne, ponieważ – jak sam podkreśla – trudne tematy mogą poharatać reportera, a „Skucha” właśnie takim tematem była. I do tego osobistym.

– Umęczyła mnie strasznie ta książka – podkreślał wielokrotnie.

Udowodnić można wszystko

Nic dziwnego, ponieważ Jacek Hugo-Bader musiał wykonać całą reporterską pracę od samego początku. Najpierw należało odszukać ludzi, z którymi po latach stracił kontakt, później doszła do tego świadomość, że o swoim przyjacielu będzie musiał napisać źle, że będą pretensje.

Do tego dochodziły również groźby i zamykanie drzwi przed nosem, ale Hugo-Bader uparł się, że napisze książkę o wojnie Jaruzelskiej, która trwała 7,5 roku.

A dlaczego jego książka nosi tytuł „Skucha”? Odpowiedzią jest pierwszy bohater, z którym Jacek Hugo-Bader rozmawiał. Pytając Janka Mojkę, jak mu się żyje w Polsce, którą sobie sam wywalczył usłyszał: „Jacek, k…a, skucha”.

Ta jedna minuta rozmowy, ten jeden bohater, ten jeden moment przesądził o całości. Od tej chwili, rozmawiając z pozostałymi bohaterami, miał Hugo-Bader miał w głowie to jedno słowo – skucha.

I tu pojawił się pewien problem, ponieważ reportażysta chciał przedstawić portret pokolenia, które walczyło o ten kraj. Aby to zrobić musiał dobrać odpowiednich bohaterów, ale tak by nie posądzono go o stronniczość.

– Wybierając  bohaterów można udowodnić wszystko, każdą tezę, a dziennikarz przecież jej mieć nie może! – wyjaśniał Hugo-Bader.

Dlatego uniemożliwiając swoim czytelnikom takie myślenie przyjął w doborze bohaterów metodę odcinania sobie wyborów. Najpierw ograniczył się do jednego miasta – Warszawy, później do jednej organizacji, ale to w dalszym ciągu były setki ludzi, więc postanowił, że napisze o ludziach, których zna osobiście.  I tak ograniczył się do 20 osób.

– W mojej książce jest tylko 15 bohaterów, ale musiałem z czegoś w końcu wybierać – wyjaśniał Hugo-Bader.

Najlepsi w tamtych czasach

Jego bohaterowie to ludzie wspaniali, fantastyczni, czasem pokręceni, którzy opowiadali mu swoje historie sami nie wiedząc dlaczego. To, co łączyło ich wszystkich to „gen buntu”, który co prawda przyczynił się do wyzwolenia ojczyzny, ale spowodował, że wielu z nich nie umiało się odnaleźć w wolnej Polsce.

– Jedni są stworzeni do walki inni do budowania i ci moi bohaterowie, choć nie są dobrzy w pracowaniu, to jednak w tamtych czasach byli najlepsi – podkreślał Hugo-Bader.

Po raz pierwszy chciał o nich – swoich koleżankach i kolegach, cichych bohaterach historii – napisać jeszcze w roku 1994, ale ówczesna redaktor naczelna warszawskiej „Gazety Wyborczej” powiedziała, że ten tekst jest do niczego.

Hugo-Bader wówczas zrobił aż 7 wersji, które trzyma do dziś w szufladzie. Wtedy jeszcze nie wiedział, ale dziś przyznaje bez bicia, że naczelna miała rację, ponieważ odpowiedź na pytanie „Jak ci się żyje w Polsce, która sam sobie wywalczyłeś” można uzyskać nie po 5 latach, ale dopiero po 25, gdy się jest u schyłku życia.

Słowa Izaaka Babela

Fasonujące opowieści Hugo-Badera trwały prawie dwie godziny. Po spotkaniu wszyscy miłośnicy literatury faktu z przyjemnością czekali w długiej kolejce, by uzyskać autograf reportażysty.

Każdy miłośnik twórczości Hugo-Badera, oprócz dedykacji i podpisu otrzymywał w swojej książce również pieczątkę ze znamiennymi słowami Izaaka Babela: „Nie ma powodu, aby dobrze opowiedziana historia przypominała rzeczywistość. To rzeczywistość ze wszystkich sił stara się przypominać dobrze odwzorowaną historię”.

JOANNA GOŚCIŃSKA

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama