To pewne. „Karpaty na Widelcu” odbędą się w Rzeszowie w przyszłym roku. – Widzę entuzjazm lokalnej gastronomii – mówił we wtorek Robert Makłowicz. Na spotkaniu z Makłowiczem stawiło się ponad 100 gastronomików.
– Obiecane, dotrzymane, choć jeszcze niezrealizowane – parafrazował Cezara Robert Makłowicz, dziennikarz i krytyk kulinarny. We wtorek stawił się w Rzeszowie, by porozmawiać z lokalnymi gastronomikami o „Karpatach na Widelcu”, festiwalu, który w kampanii wyborczej Konrada Fijołka obiecał zorganizować dla Rzeszowa.
– Są gorące głowy, które alarmują, że wrzesień się kończy, a festiwalu nie ma. Przypominam, że nie mówiliśmy o wrześniu roku 2021, a o 2022. To będzie porządna impreza, a porządne imprezy wymagają czasu, aby je zorganizować – mówił Makłowicz na Rynku.
„Karpaty na Widelcu” mają być wielowątkowe – na wzór wrocławskiej „Europy na Widelcu”, którą także organizuje Makłowicz. W Rzeszowie stawią się więc lokalni restauratorzy, kucharze, rolnicy i rzemieślnicy, a także artyści.
– Chcemy, by festiwal tętnił zarówno kulinariami, jak i kulturą Karpat. Myślimy o etnicznej muzyce, o tutejszej literaturze, o możliwości podróżowania po regionie – zapowiada Robert Makłowicz.
Promocja regionu
Nazwisk, które do Rzeszowa chciałby ściągnąć, na razie Makłowicz nie ujawnia. Nie podaje też konkretnej daty festiwalu. Przyznaje jednak, że impreza potrwa co najmniej kilka dni.
– Kiermasz produktów regionalnych zacznie się prawdopodobnie w środę. Sam festiwal potrwa od piątku do niedzieli – przewiduje dziennikarz. – Wszystko zależy od miejscowych gastronomików, to oni są „Karpatami na Widelcu” – dodaje.
Na spotkaniu z Robertem Makłowiczem w hotelu Prezydenckim stawiło się ponad sto osób, a wśród nich kucharze, lokalni wyrobnicy, producenci, winiarze. O „Karpatach na Widelcu” dyskutowali z entuzjazmem ponad dwie godziny.
– Przed lokalną gastronomią duże wyzwanie, bo to na jej barkach będzie spoczywać ciężar wykarmienia mieszkańców, turystów i gości festiwalu – podkreśla Makłowicz.
W 2019 roku na wrocławskim odpowiedniku „Karpat…” sprzedano 50 tys. porcji w ciągu kilku godzin. – Sporo ludzi tutaj przyjedzie. Nawet wziąwszy poprawkę na to, że Rzeszów jest mniejszym miastem niż Wrocław, to i tak będzie kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy chętnych do skorzystania z oferty festiwalu – przewiduje Makłowicz.
Do udziału w festiwalu mogą zgłaszać się gastronomicy jedynie z Podkarpacia. „Karpaty…” mają zintegrować środowisko. Między innymi dzięki scenie, na której prezentować będą się lokalni szefowie kuchni.
– Oczywiście goście z innych regionów Łuku Karpat będą mieć swoje miejsce, ale ich stoiska znajdą się poza strefą główną – opisuje Makłowicz. Miasto zamierza zaprosić do współpracy swoje miasta partnerskie z Ukrainy, Rumunii, Słowacji i Węgier.
Dodatkowo kiermaszowi towarzyszyć mają salon win karpackich oraz konkursy na regionalny produkt i nalewkę, z których Podkarpacie słynie.
Dochód na szczytny cel
Obecnie trwają poszukiwania sponsorów, którzy zapewniliby produkty potrzebne do przygotowania festiwalowych potraw. Makłowicz chce, by dochód z festiwalu przeznaczyć np. na wsparcie lokalnej edukacji gastronomicznej, jak to ma miejsce we Wrocławiu.
– Gastronomicy będą się mogli pokazać, a pieniądze zasilą szczytny cel – przekonuje i zapowiada, że ceny na „Karpatach na Widelcu” nie będą komercyjne.
– Chodzi o to, by jak najwięcej tych minidań spróbować, by każdy mógł sobie na nie pozwolić. Te potrawy nie będą zresztą podawane w warunkach restauracyjnych, tylko raczej polowych, do ręki – uzasadnia Makłowicz.
W to, że miasto sprosta dużym oczekiwaniom, wierzy prezydent Rzeszowa. – Damy z siebie dużo, jesteśmy gotowi do pracy – zapewnia Konrad Fijołek.
O postępach magistrat ma informować na bieżąco.
(taz)
redakcja@rzeszow-news.pl