Nie ma siły (na razie) na rozerwanie więzów wewnątrz PO i PSL oraz między nimi. Spoiwo jest silne.

Czy tym lepiszczem jest może troska o los państwa, które według władzy istnieje tylko teoretycznie? Czy członkowie tych dwóch partii trwają w nich, bo identyfikują się ze swoimi bohaterami od SOWY, ich poglądami i działaniami? Czy oba ugrupowania chcą nadal rządzić, gdyż tylko wspólnie są w stanie dbać o interes narodowy, a nie partyjny?

A może chodzi o nienarażanie się swoim przywódcom, którzy będą wkrótce decydować o miejscach na listach wyborczych? Może jedynym spoiwem obu organizacji jest strach przed utratą władzy? Może za wszelką cenę nie należy dopuścić do przyspieszonych wyborów, bo wtedy nie ma gwarancji wybrania przez wkurzony i zbulwersowany elektorat?

Tak czy inaczej „afera taśmowa” – lub, jak chcą inni, „spisek kelnerów” – nie spowodowała żadnej głębszej refleksji u rządzących. Koalicja ma się dobrze. Dowodem jest chociażby brak dymisji i efekt głosowania nad odwołaniem ministra z MSW – wynik pokazuje zwarcie i okopanie się władzy (matematycznie mają większość, a przyzwoitość i honor to przecież takie staroświeckie pojęcia). Dlatego też nie należy się spodziewać innego wyniku w przypadku zapowiadanego kolejnego odwoływania – tym razem ministra z MSZ.

Po prostu decyduje wyrachowanie i pragmatyzm, a przy okazji wiele pojęć zmieniło lub uzyskało nowe znaczenie. Stąd słowa „dobro koalicji” zastępują powoli górnolotne „dobro państwa”; stąd stwierdzenie „trochę okraść biznesmena” za chwilę stanie się kanonem współczesnego języka ekonomicznego; stąd zwrot „dotować lotnisko pod stołem” będzie wkrótce synonimem legalnego wsparcia finansowego; stąd cytatem z Sienkiewicza będzie dla przyszłych maturzystów „ch…, d… i kamieni kupa” zamiast „kończ waść, wstydu oszczędź”.

Można to akceptować, aby tak pozostało. Ale można próbować to zmienić. Idąc na wybory lub nie idąc. Głosując na taką listę lub na inną.

Mamy wybór.

Reklama