Pod pozorem sprzedaży modeli samolotów, w Rzeszowie znów wrócił handel dopalaczami. Strażnicy miejscy będą robić zdjęcia wszystkim osobom, które wchodzą do sklepu. Policja też nie będzie bierna.
Nowy sklep z dopalaczami działa od początku kwietnia w prywatnym budynku przy ul. Lenartowicza 11. Formuła działalności jest podobna, jak sklepu z dopalaczami, który w ub. r. w Rzeszowie był otwarty przy ul. Langiewicza. Ten sklep został zamknięty w wyniku działań rzeszowskiego sanepidu i funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego Policji w Rzeszowie.
– Jeden podmiot wprowadza do obrotu liquidy, czyli płyny do elektronicznych papierosów, a drugi to sklep modelarski, który handluje akcesoriami modelarskimi. Podczas kontroli stwierdziliśmy modele do samolotów, ale nie to jest wielka ilość. Pod pretekstem sprzedaży akcesoriów modelarskich ukrywane są dopalacze – mówi Jaromir Ślączka, szef rzeszowskiego sanepidu.
„Imitacja sztucznego śniegu”
Wygląd sklepu z dopalaczami jest podobny do tego, który działał przy ul. Langiewicza. – To niestandardowa sprzedaż. Osoba obsługująca sklep jest oddzielona od reszty przestrzeni sklepu drewnianą zabudową. Obsługa odbywa się z okienka – mówi Ślączka.
W ostatnich dniach pracownicy sanepidu wspólnie z policjantami przeprowadzili kontrolę sklepu. Zabezpieczyli około 40 opakowań substancji, które były sprzedawane, jako „imitacja sztucznego śniegu” i „imitacja mchu irlandzkiego”. W opakowaniach był proszek i susz.
Sanepid podejrzewa, że „produkty kolekcjonerskie”, jak często są nazywane dopalacze, to po prostu narkotyki. – Z każdego rodzaju tych substancji wysłaliśmy po jednym opakowaniu do badań laboratoryjnych. Musimy poczekać na wyniki – twierdzi Jaromir Ślączka.
Na problem sprzedaży dopalaczy w Rzeszowie po raz kolejny zwrócił uwagę prezydent Tadeusz Ferenc podczas poniedziałkowego spotkania ze swoimi podwładnymi. Ci mu wytłumaczyli, że na wyniki badań trzeba czekać aż dwa miesiące.
– Będziemy czekać dwa miesiące i patrzeć jak oni będą to sprzedawać? – pytał Ferenc. – Trzeba zabronić handlu w tym budynku! Jak nie ma takiej możliwości? Trują ludzi i nie ma możliwości? – nie może zrozumieć prezydent Rzeszowa.
Wyścig chemików z prawem
Mimo kontroli sanepidu i policji, sklep przy ul. Lenartowicza cały czas działa. Sanepid twierdzi, że ma ograniczone możliwości działania.
– Aby wydać decyzję wstrzymania działalności sklepu, wycofania środków z obrotu, musimy dysponować wynikami badań, które faktycznie potwierdzą, że zabezpieczone substancje wypełniają definicję środków zastępczych lub są to substancje nielegalnie wprowadzane do obrotu. Problem polega na tym, że badania są czasochłonne, nie mówiąc już o kosztach – mówi Jaromir Ślączka.
Do listopada ub. r. rzeszowski sanepid w takich sytuacjach mógł wysłać substancje do badań do inspekcji celnej w Przemyślu. Wyniki przychodziły po dwóch tygodniach. Od listopada jest ogólnopolska lista laboratoriów referencyjnych. Tylko do nich można zwracać się z prośbą o zbadanie podejrzanych substancji, czy zawierają one zabroniony skład.
W ub. r. rząd do listy substancji zakazanych wprowadził 117 kolejnych, ale „branża dopalaczowa” nie próżnuje i wystarczą niewielkie zmiany w składach „produktów kolekcjonerskich”, by zakaz ich sprzedaży nie obowiązywał .
– Mamy wyścig chemików z prawem. Chemicy tworzą nowe substancje. Aby je przebadać, trzeba stworzyć odpowiednie wzorce, opracować metodologię badawczą – tłumaczy procedury Jaromir Ślączka.
13 współwłaścicieli
Ratusz twierdzi, że nie wydawał zgody na otwarcie sklepu z dopalaczami.
– Podmiot, które prowadzi tę działalność zarejestrował się w Krajowym Rejestrze Sądowym w Sosnowcu. Budynek, w którym prowadzona jest sprzedaż, ma 13 współwłaścicieli – mówi Grażyna Kalandyk z Biura Ewidencji Działalności Gospodarczej Urzędu Miasta w Rzeszowie.
Urzędnicy przekonują, że jedyny udział miasta w tym, że sklep działa jest taki, że prezydent dokonał wpisu do centralnej ewidencji działalności gospodarczej. Ale taki wpis dotyczy osoby fizycznej, nie wiadomo do końca, czym przedsiębiorca będzie się zajmował.
– Taka działalność odbywa się zazwyczaj w budynkach prywatnych. Tak było też przy ul. Langiewicza. W budynkach spółdzielni, czy należących do urzędu miasta podmioty nie odważyłyby się ulokować takiej działalności – uważa Kalandyk.
Sanepidowi udało się dotrzeć do osoby, która podpisała umowę na wynajęcie sklepu z dopalaczami. – Była zszokowana informacją, co tam jest sprzedawane. Domyślam się, że jest ona zdecydowana rozwiązać umowę w trybie natychmiastowym – mówi Jaromir Ślączka.
Takie rozwiązanie, jeśli problem rozwiąże, to tylko na chwilę. – Musimy stwarzać maksymalne uciążliwości dla tego typu działalności – dodaje szef rzeszowskiego sanepidu.
Strażnicy robią zdjęcia
Ratusz zapewnia, że miasto nie będzie się biernie przyglądało działalności sklepu.
– Prezydent jest zdeterminowany, by ten sklep i każdy kolejny, gdyby powstał, został zlikwidowany. Zagrożenie jest olbrzymie. Kilka miesięcy temu w Rzeszowie jedna osoba zmarła po zażyciu dopalaczy – przypomina Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.
Chłodnicki zapowiedział, że od wtorku przed sklepem i jego okolicy zawsze będą patrole straży miejskiej.
– Strażnicy będą fotografować wszystkich, którzy będą wchodzić do sklepu. Zdjęcia będą trafiały do dyrektorów szkół – mówi Maciej Chłodnicki. Ratusz chce ukrócić maksymalnie dostęp do dopalaczy przez nieletnich.
– To problemu nie rozwiąże, ale to jedyna rzecz, jaką możemy prewencyjnie zrobić. Apelujemy też do mieszkańców, którzy chcieliby wynajmować lokale, by dokładnie sprawdzali, jaka ma być w nich prowadzona działalność, z kim podpisują umowę i co się w sklepie będzie mieściło – apelował Chłodnicki.
Więcej policjantów
Do utrudniania życia „dopalaczowym przedsiębiorcom” przyłącza się także policja. Komisariat Śródmieście, na terenie którego funkcjonuje sklep przy ul. Lenartowicza, stworzył tzw. kartę zadań doraźnych. Sklep w tej karcie się znalazł, co oznacza, że będzie pod wyostrzonym okiem policjantów z wydziałów patrolowego, interwencyjnego, kryminalnego, a nawet drogowego.
– Policjanci będą obserwować okolice sklepu i legitymować osoby przebywające w jego pobliżu. Dodatkowo pojawią się policjanci z referatu ds. nieletnich, którzy będą nieletnich legitymować. Odurzanie się jest przejawem demoralizacji. Będzie można odpowiednie pisma wysłać do sądu – twierdzi Mirosław Wośko z Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie.
Urzędnicy mówią, że sklep przy ul. Lenartowicza to jedyny w tej chwili sklep z dopalaczami w Rzeszowie, a przynajmniej o innych nie wiedzą.
(ram)
redakcja@rzeszow-news.pl