Koniec wojny rowerzystów z drogowcami? Jest w końcu porozumienie

Brak przejazdów rowerowych, wysepki na przejazdach istniejących i za wysokie krawężniki – z takimi problemami muszą się codziennie mierzyć rzeszowscy rowerzyści. Twierdzą, że jazda rowerem na wielu ulicach jest niebezpieczna.

 

Działacze Stowarzyszenia Rowery.Rzeszów.pl, które znane jest m.in. z organizowania co miesiąc Rzeszowskiej Masy Krytycznej, chcą by stolica Podkarpacia w końca była bezpiecznym miejscem dla miłośników jednośladów. Rowerzyści uważają, że już najwyższa pora, by drogowcy zaczęli z nimi wreszcie konsultować inwestycje po to, by spełniały one oczekiwania wszystkich użytkowników dróg. Nie tylko kierowców, ale również miłośników dwóch kółek.

Na brak współpracy na linii rowerzyści – drogowcy ci pierwszy narzekają od wielu lat. Upominali się o to w licznych pismach do Miejskiego Zarządu Dróg w Rzeszowie. W końcu postawili na spotkanie, które odbyło się w miniony czwartek w siedzibie MZD. To właśnie na nim Stowarzyszenie przedstawiło kilka przykładów na to, że jazda rowerem po rzeszowskich ulicach jest niebezpieczna. Problem dotyczy m.in. braku przejazdu rowerowego w miejscach, gdzie są ścieżki rowerowe.

Zdaniem rowerzystów to niedopuszczalne, aby na jezdni, która przecina dwa odcinki ścieżki była namalowana podwójna linia ciągła.  Kolejny przykład, to zbyt wysokie krawężniki – powinny być zrównane z asfaltem, a w szczególnych przypadkach mogą mieć do 1 cm wysokości. Rowerzyści tego typu nieprawidłowości odkryli m.in. na os. Mieszka I przy ul. Niepodległości, przy ul. Batalionów Chłopskich  oraz przy szpitalu Pro-Familia.

Problematyczne są również niepotrzebne wysepki na przejazdach rowerowych. Przykład? Al. Kopisty, ul. Lubelska, ul. Podwisłocze… Niedopuszczalne dla rowerzystów jest również to, aby znaki drogowe były stawiane na ścieżkach rowerowych.

– Nie można oszczędzać na bezpieczeństwie. Postawienie znaku na wysięgniku jest może trochę droższe, ale na pewno bezpieczniejsze – uważa Daniel Kunysz, prezes Stowarzyszenia Rowery. Rzeszów.pl. – Ciągle słyszymy: „nie da się” i to nas najbardziej boli, ponieważ miasto na ogół stosuje rozwiązania, idąc po linii najmniejszego oporu – dodaje.

Miejscy urzędnicy z kolei odbijają piłeczkę i twierdzą, że ich zadaniem jest dbanie zarówno o potrzeby pieszych, rowerzystów i osób, które poruszają się samochodami. Drogowcy twierdzą, że tam gdzie możliwe jest wprowadzanie udogodnień dla wszystkich użytkowników ruchu, to tak się dzieje. Urzędnicy mają również gotową odpowiedź na zastrzeżenia rowerzystów do powstałych przed laty inwestycji: są zgodne z prawem, zgodne z projektem.

I właśnie na tym polega problem, że już na etapie projektowania inwestycji przez drogowców rowerzyści potem stawiani są przed faktem dokonanym. Przykładem „sztuki dla sztuki” jest ścieżka rowerowa przy ul. Ks. Jałowego, która ma 50 cm szerokości a powinna mieć 1,5 m.  

– Poprzedni zarząd Stowarzyszenia Rowery.Rzeszów.pl o nią zabiegał – słyszymy od urzędników.

Czwartkowa dyskusja działaczy Stowarzyszenia  z miejskimi urzędnikami, chociaż prowadzona w napiętej atmosferze, zakończyła się ostatecznie porozumieniem.

– To, o czym mówili rowerzyści, sprawdzimy pod kątem prawnym i technicznym, bo nie może być tak, że ktoś nam narzuca to, co mamy robić. Z pewnością nie chcemy iść z kimś na wojnę. Jesteśmy instytucją publiczną i to, co robimy, robimy dla ludzi – mówi Andrzej Świder, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg.

– Przedstawicieli Stowarzyszenia będziemy zapraszać na spotkania konsultacyjne, gdy będzie opracowywana dokumentacja nowych inwestycji – obiecuje Świder.

(jg)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama