Fot. Piotr Woroniec jr / Rzeszów News. Na zdjęciu Elżbieta Łukacijewska

Odbudowa partii, zażegnanie wewnętrznych konfliktów – to główne cele Elżbiety Łukacijewskiej. Europosłanka Platformy Obywatelskiej chce po raz drugi stanąć na czele podkarpackich struktur partii.

Elżbieta Łukacijewska o swoich planach poinformowała podczas piątkowej konferencji w Rzeszowie. Przed nią bardzo trudne zadanie. Platforma Obywatelska w każdych wyborach na Podkarpaciu regularnie zbiera baty. Podczas ostatnich do parlamentu wprowadziła tylko czterech posłów – o trzech mniej niż w 2011 r.

– Zamierzam startować na szefa PO na Podkarpaciu, co jeszcze nie oznacza definitywnie, że tak się stanie – mówi Łukacijewska. – Chcę wcześniej porozmawiać z nowym szefem PO o mojej wizji działalności Platformy – dodaje.

Nie dawać pretekstu

PO nowego szefa wybierze w najbliższy wtorek. Jedynym kandydatem jest Grzegorz Schetyna, wybory nowego lidera na Podkarpaciu będą 30 stycznia w Rzeszowie. Głosować będzie 200 delegatów.

Elżbieta Łukacijewska podkarpacką PO kierowała w latach 2004-2010. Zrezygnowała, gdy po raz pierwszy dostała się do europarlamentu (obecnie jest w nim już drugą kadencję).

– Żeby nikt mi nie zarzucał, że na siłę chcę być szefem, że przeze mnie partia ponosiła porażki, bo nie było mnie na miejscu – wspomina tamten czas Łukacijewska.

Ale to nie oznacza, że Elżbieta Łukacijewska była łagodnie traktowana przez swoich partyjnych kolegów i partyjne koleżanki. Choć była w zarządzie PO, to wspólnego języka nie znajdywała z podkarpacką posłanką PO Krystyną Skowrońską, czy swoim następcą w fotelu lidera PO w regionie Zbigniewem Rynasiewiczem.

Rynasiewicz partią rządził do maja ub. r., gdy ogłosił, że całkowicie wycofuje się z życia politycznego – oddał mandat posła, odszedł z Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju, przestał kierować partią. Po Rynasiewiczu tymczasowym szefem PO został Jan Tomaka, ale od początku było wiadomo, że Tomaka liderem jest tylko do czasu, aż delegaci nie wybiorą nowego przewodniczącego.

Zakopać podziały

Czas rządów partią Zbigniewa Rynasiewicza do dzisiaj PO odbija się czkawką. Działacze Platformy nigdy wcześniej nie byli tak ze sobą skonfliktowani, jak za jego czasów panowania w PO. Elżbieta Łukacijewska nie ukrywa, że Platforma wtedy dołowała.

– Zbyszek bardzo dużo zrobił dla Podkarpacia. Ale niestety w tych działaniach zabrakło czasu lub serca dla struktury PO. Jeśli członkowie nie mogą się dodzwonić do szefa, to w pewnym momencie przychodzi rozczarowanie, zniechęcenie i pytanie: czy jest sens działać w PO?  – mówi Elżbieta Łukacijewska.

A takich osób, które w Platformie zadawało sobie to pytanie, było mnóstwo. Szeregi podkarpackiej PO z każdym rokiem po odejściu Łukacijewskiej topniały. Partię oddawała w ręce Rynasiewicza, gdy w Platformie było ok. 2 tys. członków, dzisiaj ma ona tylko 600.

– Budowałam tę partię, znam wszystkich ludzi. Wierzę w tych ludzi, wierzę, że możemy osiągnąć sukces, odbudować PO na Podkarpaciu. Wiele osób w partii zostało zapomnianych, pominiętych. Chcę ich przekonać do mojego bardzo dużego projektu. Chcę zakopać podziały i stworzyć drużynę, która będzie pokazywała, co dobrego zrobiła dla Podkarpacia i wskazywała negatywne działania PiS – tłumaczy Elżbieta Łukacijewska.

Nie odleciała?

Europosłanka PO chce poparcia szukać na najniższych szczeblach partyjnych.

– Chcę zejść na dół, do ludzi, którzy na nas głosowali, rozczarowali się, przestali głosować. W PO są osoby, którym sprawy obywatelskie są bardzo bliskie. Zdarzali się i tacy, którzy patrzyli na swój interes. Przez to wielu działaczy niesłusznie ponosi konsekwencje. Gdybym nie wierzyła w tę partię, to bym nie myślała o starcie na szefa – twierdzi Łukacijewska.

Zdaniem europosłanki „ciężka praca”, „powrót do rozmów na dole” mogą sprawić, że PO w dalszym ciągu może się liczyć na scenie politycznej.

– Musimy też wysłuchać często niemiłych dyskusji, ale ludzie również widzą, że za naszych rządów wiele się zmieniło. Łatwo nie jest. Ciężko się konkuruje z partią [PiS – red.], która ma wszystko, i z .Nowoczesną Ryszarda Petru, któremu nikt nie powie: wy już rządziliście. Ale gdy się nie rozmawia z ludźmi, to jest najgorzej. Przez szacunek do drugiego człowieka można osiągnąć sukces – uważa Elżbieta Łukacijewska.

Nie boi się, że z pozycji europarlamentarzysty nie będzie miała czasu na kierowanie partią. – Gdybym odleciała i zapomniała o wyborcach, to nie byłabym drugą kadencję europosłem. A ja nie odleciałam – mówi Łukacijewska.

Kto chce walczyć?

Jeszcze nie wiadomo, z kim przyjdzie jej się zmierzyć w walce o fotel lidera PO na Podkarpaciu. Chęć startu w wyborach zapowiadał poseł Marek Rząsa z Przemyśla, obecny sekretarz Platformy w regionie, ale prawdopodobnie nie stanie do walki. Mówi się także o Marku Porębie, byłym pośle PO, który na krótko wszedł do Sejmu po odejściu Zbigniewa Rynasiewicza.

Delegaci Platformy Obywatelskiej, którzy wybierać będą nowego szefa, w większości są z dawnej „frakcji Rynasiewicza”, co może oznaczać, że zwycięstwo Łukacijewskiej nie jest takie oczywiste.

MARCIN KOBIAŁKA

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama