Czy w ustroju demokratycznym pokojowe demonstracje mogą budzić obawy? Jak więc opozycja może wyrażać swoje niezadowolenie?
Dlaczego przed sobotnim Marszem w Obronie Demokracji i Wolności Mediów wprowadzana i stwarzana była atmosfera zagrożenia? Po co straszono nieprzewidywalnymi skutkami, łącznie z burdami i zniszczeniami stolicy? Komu zależało na budowaniu efektu grozy? W jakim celu sama idea marszu ukazywana była jako coś niewłaściwego i nieakceptowanego we współczesnych krajach demokratycznych?
Co może zatem robić opozycja, aby pokojowo wyrażać protest społeczny? Jakie dopuszczalne metody mogą być stosowane, jeśli pokojowy marsz miałby być niewłaściwym sposobem? Czego jeszcze trzeba, jeśli spokojny przemarsz dziesiątek tysięcy obywateli jawi się jako groźny i niedopuszczalny? Czy jedynym sposobem wyrażania troski i obaw ma być milczenie?
Jak można pokojowo zmieniać władze, jeśli system wyborczy zawodzi? Kto jest w stanie przywrócić prawidła demokracji, jeśli propozycje zmian w ustawie odrzucane są przez większość sejmową? Czego teraz mamy uczyć młodzież gimnazjalną i licealną na lekcjach wiedzy o społeczeństwie, gdy omawiane są podstawowe reguły demokracji? Skąd obywatele mają czerpać wiarę w prawidłowe funkcjonowanie państwa? Jak budować zaufanie do instytucji państwowych, jeśli wyniki wyborów nie odzwierciedlają rzeczywistych preferencji wyborczych?
Czy od dzisiaj pokojowe wezwanie do przemarszu z flagami i różami nazywane będzie zachęcaniem do podpalania kraju?
Takie sobie pytania. Naiwne (?)