Po trzech tygodniach od malowania pasów rowerowych, po czerwonej farbie nie ma już prawie śladu. Powód? Za duża wilgotność powietrza.
– Nie wiem, jaki materiał został użyty do malowania, ale lepiej poradziłyby sobie kredki świecowe – mówi nam pan Piotr, nie szczędząc złośliwości pod adresem wykonawców.
Bo za malowanie pasów rowerowych wzięli się w połowie października. Plan był taki, że odświeżą przejazdy w co najmniej kilku punktach Rzeszowa. Miały być czerwone i doskonale widoczne.
– Nowe czerwone pasy są, a w zasadzie były, na ulicy Podkarpackiej i al. Powstańców Warszawy w okolicach Politechniki i McDonald’s. Praktycznie wszystkie już starte z powierzchni dróg – twierdzi pan Piotr.
Na dowód przesłał nam zdjęcie ze skrzyżowania ulicy Podkarpackiej z ulicą Poznańską.
Rowerzyści uważają, że malowanie pasów po sezonie, to wyrzucanie pieniędzy w błoto. – Szczególnie, że z tych czerwonych plam do wiosny pozostaną jedynie wspomnienia – mówią ci, którzy nie tylko od święta wsiadają na rower.
Zdaniem Artura Gernanda z Kancelarii Prezydenta Rzeszowa, pora roku tym razem nie ma znaczenia.
– Malowanie odbywało się w godzinach wieczornych i nocnych, żeby nie blokować ruchu. Ale była duża wilgotność powietrza, wtedy farba nie trzyma się podłoża – tłumaczy powody, dlaczego z nowych ścieżek niewiele zostało.
Gdy okazało się, że czerwona farba szybko znika, prace zostały wstrzymane. Miasto nie zapłaciło ani grosza. Wykonawca wróci do malowania na wiosnę.
(la)
redakcja@rzeszow-news.pl