Na początku tego tygodnia, w Parlamencie Europejskim posłanka PiS podniesionym głosem skierowała do mnie słowa: „Wstyd, powinnaś się iść pomodlić do Kościoła”. Tyle tylko, że ja nie czuję, że zgrzeszyłam. Każdy z nas w swoim postępowaniu kieruje się swoim własnym sumieniem. A mi moje podpowiada, że jako katoliczka nie mam prawa skazywać innych kobiet na cierpienia w związku z podejmowaniem tak trudnych decyzji jak aborcja.
[Not a valid template]
Nigdy bym się nie ośmieliła mówić jakiejkolwiek kobiecie, czy ma urodzić np. dziecko z nieuleczalną chorobą genetyczną. To, że matka będzie miała wybór nie oznacza, że z niego skorzysta. Ale decyzja o urodzeniu dziecka, które nigdy nie będzie zdrowe, a nierzadko będzie cierpieć – wymaga dużej determinacji, siły psychicznej i zgody na ogromny trud. Dlatego uważam, że obowiązujący kompromis aborcyjny powinien zostać zachowany.
Często można usłyszeć głosy, że #CzarnyProtest i sprawa zaostrzenia prawa aborcyjnego stały się kartą przetargową w rozgrywkach politycznych. Że kobiety, które wyszły na ulicę dały się zmanipulować i zastraszyć przez opozycję.
Jak dla mnie, to co w ostatnich dniach obserwowaliśmy na ulicach jest dowodem na to, że wreszcie mamy do czynienia ze społeczeństwem obywatelskim. Że dojrzeliśmy na tyle, aby świadomie zabierać głos w swoim własnym interesie. Że zwykli ludzie mogą mieć wpływ na rządzących nie tylko w trakcie wyborów, ale również w momencie gdy dzieje się coś co zagraża swobodom obywatelskim czy chociażby interesom przeciętnego mieszkańca naszego kraju. Polacy już nie czekają biernie lecz działają, i to cieszy.
Niedługo przez nasz kraj przetoczą się kolejne protesty. Na ulicach byli już lekarze i pracownicy medyczni. Chaos w edukacji sprawi, że głos zabiorą nauczyciele i rodzice. Chaos w prawie podatkowym zmusi do aktywności przedsiębiorców. Tylko, czy rządzący wyciągną z tego jakieś wnioski?
Sytuacja z obywatelskim projektem „Stop aborcji” ujawniła ich hipokryzję. Zresztą nie po raz pierwszy, ale tym razem dobitnie. Najpierw projekt został przyjęty do dalszego procedowania dzięki głosom PiS, a następnie przedstawiciel tego samego ugrupowania wnioskował o jego odrzucenie i tak też się stało. Prawo i Sprawiedliwość przestraszyło się tysięcy kobiet, które wyszły na ulicę. W tym sporze nie zyskała żadna z partii, ani rządząca ani opozycyjna. Wygrali obywatele pokazując, że to właśnie ich głos jest najważniejszy.