Komu nie spodobało się, że trzeci etap wyścigu Tour de Pologne odbywał się w Rzeszowie? Na pewno niektórym politykom. Pytają, dlaczego imprezę kolarską zorganizowano kosztem paraliżu komunikacyjnego. Ratusz twierdzi, że zyskał na promocji miasta.

Ireneusz Dzieszko i Damian Małek z Kongresu Nowej Prawicy Janusza Korwina-Mikkego zastanawiają się, czy „istnieje jakaś granica, po przekroczeniu której mieszkańcy Rzeszowa powiedzą dość Tadeuszowi Ferencowi [prezydentowi Rzeszowa – red.]”. Obaj uważają że Ferenc we wtorek podczas wyścigu Tour de Pologne w Rzeszowie znów „podkręcił gałkę testowania cierpliwości”.

„Zorganizowanie wyścigu kolarskiego w ten sposób, by wyłączyć miasto na cały dzień i to na dodatek najgłówniejsze ulice, robi wrażenie wręcz prowokacji. Jeśli nawet taka impreza miała być w mieście, równie dobrze mogła odbyć się bocznymi drogami, a nie głównymi arteriami” – uważają Ireneusz Dzieszko i Damian Małek.

Ich zdaniem Ferenc „jednym gestem potrafi wyłączyć miasto na cały dzień”. Dzieszko i Małek twierdzą, że miasto nie baczyło na to, że wyścig w Rzeszowie utrudnił życie mieszkańcom, byle tylko „paru facetów” pojeździło sobie na rowerach.

„Dochody, których ludzie nie osiągnęli, bo ważniejsze było jeżdżenie na rowerach i pokazywanie Tadeusza Ferenca w telewizji jako gospodarza. Ciekawi jesteśmy, czy Tadeusz Ferenc brał to pod uwagę?” – pytają Ireneusz Dzieszki i Damian Małek.

O Rzeszowie w 62 krajach

Urzędnicy uważają, że miasto na zorganizowaniu Tour de Pologne w Rzeszowie bardzo dużo zyskało. Początkowo ratusz miał dać 350 tys. zł. Ostatecznie z kasy miasta poszło 250 tys. zł na promocję Rzeszowa, pozostałe 100 tys. zł dołożył urząd marszałkowski.

Umowę z organizatorami Tour de Pologne miasto podpisało już w lutym. Co dostało w zamian za 350 tys. zł? – Puszczane były spoty w kinach Cinema City. Informacje o tym, że jeden z etapów wyścigu odbędzie się w Rzeszowie były również na wielu portalach internetowych i w prasie. Z tej puli opłacone zostały również radio i telewizja – wylicza Piotr Mamczur, kierownik referatu w wydziale promocji Urzędu Miasta Rzeszowa

O Rzeszowie pisały największe portale internetowe (m.in. Onet), były relacje w radiu RMF FM, miasto pokazywano był w TVP Sport.

– Najważniejszym kanałem telewizyjnym, który transmitował i informował o rzeszowskim odcinku wyścigu był Eurosport, który transmisje puszczał do 62 krajów na całym świecie. Na takiej samej zasadzie, jak Tour de France. Dodatkowo informacja o naszym mieście była puszczana w trzech językach: po angielsku, francusku i włosku. Wskazaliśmy również miejsca, które chcemy pokazać – mówi Mamczur.

Lang nie prosi

Co chciało pokazać miasto? – Rynek, Zamek Lubomirskich, fontannę multimedialną, okrągłą kładkę i ogrody bernardyńskie. Dodatkowo w trakcie realizacji, w wozie transmisyjnym mieliśmy osobę, która wskazywała konkretne miejsca – mówi Paweł Mamczur. – W TVP Sport Rzeszów pokazywany był praktycznie od samego początku etapu. Dodatkowo pokazywano nas w TVP.

Ratusz zadbał też o to, by telewizja pokazała kolarski wyścig najmłodszych – Mini TdP. Urzędnicy uważają, że nazwisko Czesława Langa, dyrektora generalnego Tour de Pologne, jest gwarancją na najlepszą reklamę. – Człowiek z takim doświadczeniem nie stara się o sponsorów i patronaty. Tylko oni się o niego starają – przekonuje Mamczur.

Twierdzi, że pieniądze, które miasto wydało na promowanie się na Tour de Pologne, zwróciły się co najmniej dziesięciokrotnie, biorąc pod uwagę czas antenowy podczas którego pokazywano Rzeszów.

Co ma Warszawa? Co ma Rzeszów?

– Samo to, że meta odbywała się w Rzeszowie było dla nas wielką promocją. Wizerunek miasta. jako przyjaznego sportowcom i młodym ludziom – uważa Paweł Mamczur. Twierdzi też, że dzięki TdP rośnie w mieście zainteresowanie młodych ludzi jazdą na rowerze. – Mamy niesamowity boom. Sprzyjamy rowerzystom, jak możemy. Budujemy kolejne ścieżki, których mamy już grubo ponad 100 km – dodaje Mamczur.

Urzędnicy uważają, że wyścig warto było zorganizować w Rzeszowie, nawet kosztem zamknięcia przez cały dzień najważniejszych ulic w mieście.

– Mieszkańcy Rzeszowa chyba zdążyli się już przyzwyczaić do wyścigów rowerowych. Czują, że jest to potrzebne. Warszawa ma swoje manifestacje związkowców i zablokowane miasto, my mamy swoje pozytywne, rowerowe. Ludzie chcą, by w mieście się coś działo – uważa Paweł Mamczur.

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama