Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

– Nie mamy gdzie w nocy uciec przed tym hałasem – napisał w liście do Rzeszów News jeden z mieszkańców ulicy Kreczmera w Rzeszowie.  

Chciałbym za Waszym pośrednictwem nagłośnić poważny problem, z którym od lat muszą się zmagać mieszkańcy ulicy Kreczmera, odcinka ulicy Mickiewicza (w pobliżu pomnika) oraz pacjenci i personel Szpitala Uniwersyteckiego w dwóch budynkach przy ulicy Naruszewicza. Pomiędzy tymi ulicami znajduje się niewielki park, a właściwie skwer, zwany przez zasiedziałych rzeszowiaków „dziadoszem”, który niedawno otrzymał w nazwie patrona profesora Józefa Szajnę.

Park ten od wiosny do późnej jesieni jest ulubionym miejscem nocnych spotkań młodzieży, która przychodzi tu w mniejszych lub większych grupach, by pić alkohol i imprezować. Co ciekawe, do godziny 21:00 czy nawet 22:00 panuje tu względny spokój, a jak tylko zacznie obowiązywać cisza nocna, pojawiają się imprezowicze z alkoholem. Młodzież zachowuje się bardzo głośno, nie rozmawia, tylko krzyczy do siebie, słychać także bardzo donośne śmiechy, często piski, nieraz dochodzi do tego tworzona naprędce dyskoteka, czyli muzyka puszczana przez mocne głośniki. Zdarzają się awantury.

Widziałem już też, jak dwie duże grupy biły się w parku. Wszystkie te hałasy bardzo dobrze słychać w mieszkaniach sąsiadujących z parkiem, szczególnie tych przy ulicy Kreczmera, do której skwer przylega całą długością. Nie pomaga zamykanie okien – hałas z parku często jest tak duży, że mocno przebija się przez podwójne szyby. Słyszymy też łomot szklanych butelek wyrzucanych do koszy na śmieci. W lecie, kiedy jest gorąco, trudno jest normalnie funkcjonować przy zamkniętych oknach.

Opisane zachowania są dla pobliskich mieszkańców prawdziwą udręką. Szczególnie w czerwcu i w czasie wakacji, jeżeli nie pada deszcz, mamy taką sytuację niemal każdej nocy. Najgorsze są oczywiście weekendy – noc z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę: ledwo jedne grupy wychodzą z parku, zaraz na ich miejsce pojawiają się następne. Zdarza się, że nawet i po godzinie 3:00 w nocy, kiedy człowiek wreszcie ma nadzieję, że zrobi się cicho, jacyś maruderzy wracający z rynku zahaczą o park, gdzie dopijają alkohol i hałasują. Odgłosy imprezującej po nocach młodzieży słychać w mieszkaniu nieraz całymi godzinami. Część mieszkań przy Kreczmera, w tym moje, ma wystawę jednostronną – wszystkie okna zwrócone na park. My nie mamy gdzie w nocy uciec przed tym hałasem.

Amatorzy nocnych imprez

Czytelnikom nieznającym z autopsji parku im. J. Szajny udzielę dodatkowych szczegółów: park ten jest nieoświetlony (nie ma latarni), co jest chyba ewenementem w Rzeszowie, zwłaszcza w jego centrum, poza tym z roku na rok konary drzew coraz bardziej się rozrastają i zasłaniają ławki. W dodatku od strony chodnika jest on zasłonięty – niczym wysokim murem – gęstym żywopłotem, który w wielu miejscach już dawno przekroczył dwa metry wysokości. Za tym zielonym parawanem znajdują się ławki niewidoczne od ulicy i od chodnika. Amatorzy nocnych pijackich imprez mają idealną miejscówkę bardzo blisko rynku. Ciemno i skuteczne zasłony przed okiem ciekawskich. Żywopłot od strony chodnika sprawia, że nawet w środku dnia miłośnicy alkoholu czują się tu bardzo bezpiecznie. Z okien mieszkań usytuowanych na piętrach kamienicy dobrze widać, jak w blasku słońca, w południe czy po południu, młodzi na stojąco piją alkohol – często mocniejszy niż piwo, bo stale czymś przepijają. Wypada zapytać, jak się do tych sytuacji odnosi zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych?

Mieszkańcom sąsiadujących z parkiem budynków nie chodzi już nawet o to picie alkoholu, tylko o ciągły hałas po nocach, który często jest nie do wytrzymania. Przecież to trwa latami! Dlatego wielokrotnie wzywamy w nocy policję, bywa że jednej nocy nawet dwa lub trzy razy o różnych porach. Przeważnie długo musimy czekać na przyjazd patrolu, zdarza się, że i godzinę. Policjanci tłumaczą to dużą liczbą zgłoszeń. W tym czasie grupa najbardziej uciążliwa nieraz zdąży zakończyć imprezę i nie niepokojona przez nikogo opuszcza park.

Prezydent też nie pomógł 

Różne są też te interwencje. Niekiedy policjanci wyproszą imprezowiczów z parku i to jest na jakiś czas skuteczne. Ale często tylko zwrócą im uwagę, pouczą, a młodzież zostaje na ławkach. I kiedy radiowóz odjeżdża, od nowa hałasują. Rozmawiałem dwukrotnie z dzielnicowym, pisałem list do Komendanta Policji w Rzeszowie. W odpowiedzi obiecywano objąć ten teren szczególnym nadzorem, często patrolować. Niestety, te postanowienia Policji zostawały tylko na papierze. W rzeczywistości nic się nie zmieniało.

Mamy żal, że Policja nie patroluje tego parku w nocy – sama, z własnej inicjatywy, bez naglącego wezwania. Jak na ironię, widuję ich przez okno w dzień – wchodzą nieraz do parku, kiedy nic się tam złego nie dzieje, i legitymują Bogu ducha winnych ludzi siedzących na ławkach.

Większe pretensje mamy do Straży Miejskiej, bo Policja przynajmniej przyjeżdża w nocy na wezwanie, a Straż nie robi kompletnie nic. Informuję w tym miejscu Czytelników, że Straż ma siedzibę tuż koło parku. Budynek z adresem przy ulicy Targowej stoi bezpośrednio za parkiem, a podwórko przez prawie całą długość styka się z granicą parku.

Strażnicy przebywają tam również po nocach. Wiem, bo widać z okien kamienicy, jak świeci się u nich światło. Jeżeli my słyszymy hałasy z parku, to tym bardziej muszą słyszeć oni! Nigdy jeden z drugim nie ruszył się z miejsca i nie zrobił nic, by zaprowadzić porządek. Kiedy telefonowałem do Straży Miejskiej z prośbą o interwencję, usłyszałem, że to sprawa policji.

Mając na uwadze dobro mieszkańców kamienicy, dwukrotnie spotykałem się w ratuszu z panem Prezydentem Konradem Fijołkiem, któremu dokładnie przedstawiałem problem związany z parkiem. Pan Prezydent zgodził się na zamontowanie tam oświetlenia i w mojej obecności polecił odpisać na ten cel odpowiednią kwotę.

Ale nawet takie działania okazały się bezskuteczne. Oto Zarząd Zieleni Miejskiej od początku tego roku regularnie wnosi do porządku obrad każdej sesji Rady Miasta sprawę tego oświetlenia, a radni za każdym razem torpedują tę decyzję. Zawsze głosują negatywnie! Gdyby jeden z drugim pomieszkał trochę przy ulicy Kreczmera i doświadczył uciążliwości, jakie musimy tu znosić, może zacząłby logicznie myśleć i racjonalnie głosować.

„Piękna” wizytówka stolicy

Jako mieszkańcy czujemy się bezsilni. Policja również okazuje się bezsilna, nawet Prezydent jest bezsilny. Komu zależy na tym, by utrzymywać w samym sercu Miasta Innowacji nieoświetlony, zarośnięty teren – idealne miejsce dla meliny i patologii? Piękna wizytówka stolicy województwa. Czy nie ma żadnej siły na rozwydrzonych małolatów? Tak, małolatów, bo 90% uczestników tych nocnych imprez stanowi młodzież w wieku 15-18 lat. Oni też zachowują się najgłośniej.

Dziwię się również władzom i personelowi Szpitala Uniwersyteckiego, który nie reaguje, kiedy raz po raz jest zakłócana cisza nocna pacjentów. Zresztą osobny problem stanowią grupy młodzieży wracające późną nocą z rynku, które często robią sobie postoje tuż koło budynku szpitala. Potrafią tam pod oknami głośno krzyczeć, awanturować się, nieraz wywracają kosze na śmieci. Ale to już jest problem wykraczający poza obszar parku.

Napisałem do redakcji Rzeszów News, ponieważ wyczerpałem już wszystkie możliwości interwencyjne. Może publikacja i nagłośnienie tego problemu sprawi, że w końcu ktoś na serio zadziała dla naszego spokoju.

Pozdrawiam Czytelników.

Mieszkaniec ulicy Kreczmera (imię i nazwisko do wiadomości redakcji)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama