Kilkunastu strażaków brało udział w sobotniej akcji szukania 25-letniego Mateusza Szylaka. Sprawdzali dno Wisłoka w Rzeszowie. Ciała mężczyzny nie znaleźli.
Akcja rozpoczęła się po godz. 10:00 pod kładką na rzeszowskich bulwarach pomiędzy Mostem Zamkowym a zaporą. Woda w tym miejscu nie przekracza około dwóch metrów głębokości.
Nad Wisłok zostały ściągnięte dwa pontony. Na jednym z nich strażacy kilka razy opływali brzegi Wisłoka, na drugim mieli ściągnięty z Przemyśla specjalistyczny sprzęt – sonar, który skanował dno rzeki od kładki do mostu Lwowskiego na długości około kilometra.
Strażacy o pomoc w poszukiwaniu zaginionego tydzień temu 25-letniego Mateusza Szylaka zostali poproszeni przez policję. Na miejscu było pięciu płetwonurków. Pod wodę schodzili wtedy, gdy sonar wskazał im obraz, który mógłby sugerować, że na dnie rzeki jest ciało ludzkie.
– W 100 procentach sonar nie jest w stanie to pokazać, ale nasi strażacy potrafią czytać obraz. Sonar pokaże gabaryty przedmiotu na dnie. Płetwonurkowie zostaną wówczas wpuszczeni do wody, by zweryfikować obraz z urządzenia – mówił Rzeszów News Grzegorz Wójcicki z rzeszowskiej Straży Pożarnej, który był jednym z płetwonurków, biorących udział w akcji.
Każdy dzień to niepewność
Przez pierwsze dwie godziny nie było konieczności wpuszczania do rzeki płetwonurków. Po południu płetwonurkowie weszli do wody. – Mieliśmy dwa wskazania, które się nie potwierdziły – przekazał nam Grzegorz Wójcicki.
Akcja strażaków zakończyła się ok. godz. 16:00. Ciała Mateusza Szylaka nie znaleziono.
– Prawie na 100 proc. możemy stwierdzić, że mężczyny nie ma w miejscu rzeki, którą skanowaliśmy. Rzeka jest czysta, płytka, nie ma większych przeszkód. Prawdopodobieństwo, że w tym rejonie Wisłoka znajduje się ciało, zakładając, że 25-latek wpadł do wody, jest znikome. Raczej nie będziemy tego rejonu rzeki już przeszukiwać, ale wszystko zależy od policji – powiedział nam po południu Grzegorz Wójcicki.
Zastrzegał, że sobota akcja poszukiwania ciała Mateusza Szylaka jeszcze nie oznacza, że policja jest już przekonana, że młody mężczyzna nie żyje.
– Sprawdzenie dna rzeki to jeden z wariantów. Nie wiemy, czy mężczyzna wpadł do wody idąc wzdłuż Wisłoka, czy spadł z kładki. Zakładamy, że mógł być w tych rejonach, bo na ul. Podwisłocze mieszka jego dziewczyna, do której mężczyzna szedł – mówił Wójcicki.
Jacek Kocan z podkarpackiej policji powiedział nam, że Mateusz Szylak nadal jest poszukiwany. – Prawdopodobnie w poniedziałek czynności poszukiwawcze zostaną wznowione – mówi Kocan. Jeszcze nie wiadomo, jaki rejon Wisłoka tym razem będzie sprawdzany.
Z informacji, jakie dotarły do strażaków, wynika, że w noc, w którą zaginął 25-latek, poziom Wisłoka mógł być wyższy nawet o około 1,5 metra. – Jeżeli mężczyzna wpadł do wody, to ciało mogło popłynąć już kilkanaście kilometrów – dowiadujemy się od strażaków.
Ich akcji przyglądał się Jan Szylak, ojciec zaginionego Mateusza.
– Mija już tydzień od zaginięcia syna. Możemy spodziewać się wszystkiego, co najgorsze. Do tej pory nie zdarzyło się, żeby Mateusz nie odzywał się tak długo. Maksymalnie dwa dni nie było z nim kontaktu. Nie miał żadnego powodu, by chciał zniknąć. Zobaczymy, co przyniesie akcja strażaków. Cały czas mamy nadzieję, że Mateusz żyje. Każdy kolejny dzień to niepewność, napięcie rośnie. Od momentu zaginięcia syna, nie mieliśmy żadnego sygnału, że ktoś, gdzieś go widział – mówił nam Jan Szylak.
W środę wieczorem Mateusza Szylaka na rzeszowskich bulwarach szukali jego znajomi, w czwartek odcinek między zaporą przy al. Powstańców Warszawskich a mostem Lwowskim przeczesywali policjanci. Niczego nie znaleźli.
Wierzą, że Mateusz żyje
Ostatni ślad po Mateuszu to ulica Hetmańska i rejony ulic Lenartowicza oraz Chodkiewicza. To właśnie na ul. Hetmańskiej po raz ostatni kamera uchwyciła 25-latka. Mateusz Szylak studiuje budownictwo na Politechnice Rzeszowskiej, na co dzień mieszkał rodzicami w bieszczadzkiej miejscowości Stańkowa.
– Syn wyjechał do Rzeszowa w piątek ok. godz. 18:00. Noc spędził u dziewczyny. W sobotę poszedł na zajęcia na uczelni. Wieczorem pojechał na domową imprezę w okolicach ul. Witosa niedaleko hipermarketu b1 [dawny Real – red.]. Tam zostawił samochód. Nie był ze swoją dziewczyną. Z imprezy Mateusz ze znajomymi pojechali taksówką w okolice Rynku. Poszli do pubu „Czarny Kot” – mówi Jan Szylak.
– Widziałem na kamerze, jak syn sam wychodzi z lokalu. Nie był w takim stanie, który mógłby sugerować, że nie wie, co dzieje. Miał wrócić do mieszkania dziewczyny, która na niego czekała. Finału powrotu syna wciąż nie znamy. Jeżeli nie ma go w rzece, to jest nadzieja, że Mateusz żyje. To taki mądry, opanowany, inteligentny chłopak… Na wakacjach był w Norwegii. Zarobił trochę pieniędzy na naukę. Nie wierzymy, że chciał zniknąć – dodawał ojciec 25-latka.
Na rzeszowskich ulicach od kilku dni wiszą plakaty informujące o poszukiwaniach Mateusza Szylaka. Jest na nich zdjęcie, na którym widać Mateusza idącego z Rynku ulicą Przesmyk. Zszedł w kierunku ul. Króla Kazimierza, a potem doszedł do ulicy 3 Maja, gdzie kamera zarejestrowała 25-latka niedaleko dyskoteki Shine. Wszystko się działo między godz. 1:40, a 2:20 w nocy z minionej soboty na niedzielę (19-20 listopada).
Potem jeszcze inna kamera „złapała” Mateusza na wspomnianej ul. Hetmańskiej (szedł od placu Śreniawitów), gdzie ślad po studencie Politechniki Rzeszowskiej się urwał.
Telefon komórkowy Mateusza Szylaka jest cały czas wyłączony. Ostatni raz do sieci zalogował się w dniu zaginięcia ok. 3:00 w nocy.
Rysopis Mateusza Szylaka
Ma czarne oczy, czarne włosy, 176 cm wzrostu, twarz owalną, noś średni, uszy przylegające. W dniu zaginięcia ubrany był w niebieskie dżinsy, granatową bluzę, szarą kurtkę i brązowe buty. Mężczyzna na twarzy ma kilkudniowy zarost, nie ma znaków szczególnych.
Jeżeli ktoś zna miejsce pobytu 25-latka lub posiada informacje, które mogłyby się przyczynić do jego odnalezienia, proszony jest kontakt z Komendą Miejską Policji w Rzeszowie, tel. (17) 858 32 24, 858 33 10 lub telefon alarmowy policji – 997.
redakcja@rzeszow-news.pl