Pociągiem na Słowację. Pierwszy kurs z wizerunkowym zgrzytem [FOTO, VIDEO]

Reklama

Jeżeli z Rzeszowa na Słowację ma jeździć tylko jeden skład szynobusu, to lepiej połączenia nie promować, by uniknąć tego, co się działo w sobotę. Organizatorzy biją się w piersi, obiecują, że będzie lepiej. Docelowo pociąg ma jeździć do węgierskiego Miszkolca.

 

 

Sobotni pociąg promocyjny z Rzeszowa do słowackiego przygranicznego miasta Medzilaborec cieszył się ogromnym zainteresowaniem, które przerosło oczekiwania organizatorów – Podkarpacki Urząd Marszałkowski i twórców kampanii KochamKolej.pl.

Szynobus wyruszył z Rzeszowa o godz. 6:30, ale już pół godziny wcześniej był wypełniony po brzegi. Wiele osób zdecydowało się zrezygnować z podróży, wśród nich byli m.in. rodzice z dziećmi.

Pomysł z uruchomieniem stałego połączenia do tego 7-tysięcznego słowackiego miasteczka w samej idei wydaje się bardzo dobry. Gorzej z jego wykonaniem. Pięciogodzinna jazda w potwornym ścisku i w upale (pisaliśmy o tym TUTAJ) zniechęci nawet największych optymistów.

To, co się działo na kolejnych stacjach, m.in. w Jaśle, Krośnie i Sanoku, gdy podróżni z kwitkiem odchodzili od szynobusu, było wizerunkową porażką, a ci którzy zdołali się załapać na promocyjny kurs przez całą podróż głośno narzekali. Pasażerowie w trakcie jazdy wysyłali nam zdjęcia i opinie na temat sobotniego kursu.

– To skandal, że nie można było zarezerwować sobie miejsca. To nie są warunki do podróżowania.  Gdybym wiedziała, że to tak będzie wyglądać, to nawet nie ruszyłabym się z domu. To dla mnie męka – mówili pasażerowie. Wielu z nich w podróż zabrało rowery.

Nie wszyscy jednak narzekali

Szynobus, w którym było 135 miejsc siedzących i 165 stojących, przypominał puszkę ze szprotkami. Wiele osób nie było zainteresowanych, by – jak śpiewa Maryla Rodowicz – „wsiąść do pociągu byle jakiego”.

– Proszę sobie wyobrazić te płaczące dzieci, które nie mogły wsiąść do pociągu. Jak wytłumaczyć np. 5-latkowi, że z obiecywanej podróży nic nie wyjdzie? – pytał retorycznie Aleksander Wlat, jeden z podróżnych.

Szynobusem jechało grubo ponad 300 osób. Niektórzy do Medzilaborca pojechali na własną rękę. – Skorzystaliśmy z samochodu – mówił nam już na miejscu sprzed Muzeum im Andy’ego Warhola pan Leszek.

Ale byli i tacy, którzy na podróż nie narzekali. – Trudno wszystkim podczas takiej wyprawy zorganizować miejsce. Udział w wycieczce był dobrowolnym wyborem każdego z nas. Jeśli ktoś chciał wygodnego i komfortowego przejazdu, mógł jechać prywatnym samochodem – mówiła Lidia Wnęk.

Adam Filar z KochamKolej.pl tłumaczył nam: – Na razie tylko jeden skład może jeździć na Słowację. Na więcej potrzebne są pozwolenia Urzędu Transportu Kolejowego. Każdy taki przejazd musi być objęty rygorystycznym sprawdzeniem. Jeżeli tak się stanie, na Słowację będzie mógł pojechać większy skład. Na dzisiaj tylko jeden posiada certyfikat bezpieczeństwa.

Niezwykłe muzeum Warhola

Gdy szynobus w końcu dotarł do Medzilaborca, pasażerowie odetchnęli z ulgą. Na dworcu (to chyba jednak za duże słowo) podróżnych witał burmistrz miasta Vladislav Visnovsky. Władze Medzilaborca ufundowały uczestnikom wycieczki bezpłatny wstęp do wspomnianego Muzeum im. Muzeum Andy’ego Warhola i udział w pikniku w miejscowym amfiteatrze.

Wizyta w muzeum króla pop-artu niektórym rekompensowała kilkugodzinną podróż w nieprawdopodobnym ścisku. To jedyne na świecie tak duże muzeum, w który można obejrzeć kilkaset oryginałów i reprodukcji dzieł Andy’ego Warhola.

Dlaczego znajduje się ono akurat w Medzilaborcach? Bo rusińscy rodzice Warhola, Andrij i Julia Zavacka pochodzili z położonej 17 km od miasteczka wioski Miková. Jako jedni z wielu mieszkańców tych biednych terenów wyemigrowali do Ameryki za chlebem. Po przyjeździe zmienili nazwisko z Warhola na Warhol, zamieszkali w Pittsburgu i tam urodził się w 1928 roku ich syn Andy.

We wsi Miková do dziś żyją krewni twórcy pop-artowej rewolucji.

Przy okazji zwiedzania Muzeum im. Andy’ego Warhola warto pomyśleć, by następnym razem zwiedzających po muzeum oprowadzał przewodnik ze znajomością języka polskiego. Oto powinni zadbać pomysłodawcy polsko-słowackiego połączenia.

Medzilaborce w sobotnie popołudnie było wyludnione, ulice święciły pustkami, sklepy były pozamykane. To akurat nic nadzwyczajnego na Słowacji, bo mieszkańcy weekendy spędzają głównie w domkach letniskowych, które mają nawet najmniej zamożni Słowacy.

Słowacy na zakupach w Polsce

Widokiem polskich turystów był zachwycony Vladislav Visnovsky, który jest wielkim zwolennikiem połączenia kolejowego Rzeszów – Medzilaborec. – To połączenie powinno być przedłużone do Koszyc, a potem dalej do węgierskiego Miszkolca – mówił nam burmistrz słowackiego miasta.

I taki jest właśnie plan. Połączenie Rzeszów – Medzilaborec na stałe ma być uruchomione na przyszłorocznych wakacjach – w soboty i niedziele. Jeżeli będzie zainteresowanie, to nawet w pozostałe dni tygodnia.

– Chcemy promować turystykę, żeby nasi turyści mogli spokojnie przyjeżdżać na Słowację. Szynobus do Medzilaborca mógłby w czasie kilkugodzinnego zwiedzania miasta przez naszych turystów zabierać Słowaków na zakupy do Polski – do Zagórza lub prawdopodobnie Sanoka. Mieliby na to cztery godziny. Rozkład jazdy jest już ułożony. Czekamy tylko na akceptację urzędu marszałkowskiego i Przewozów Regionalnych – mówi Rzeszów News Adam Filar.

– Słowacja jest tylko etapem naszego planu. Chcemy, że pociągi jeździły także do Koszyc. Takie połączenia z Rzeszowa już były. Ostatni pociąg jechał 10 lat temu. Docelowo chcemy skład „przeciągnąć” na węgierską stronę – do Miszkolca. To też wpisuje się w kontekst działań obecnego rządu i prezydenta RP Andrzeja Dudy – dodaje Adam Filar.

Okazało się również, że sobotnie promocyjne połączenie z Rzeszowa do Medzilaborca nie będzie jedynym w tym roku.  Jeszcze jedno zaplanowano na 24 września.

(jg, ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama