Prezydent Fijołek u związków MPK: wasze żądania położą miasto, może być rzeźnia

Komunikacja miejska w Rzeszowie w ogniu. Prezydent Konrad Fijołek pożaru w MPK nie ugasił. Związkowcy ogłosili datę strajku.

 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

To miały być rozmowy „ostatniej szansy”. Prawie tydzień po referendum strajkowym, w którym większość pracowników MPK opowiedziało się za jednodniowym protestem, jeżeli miasto nie spełni żądań związków zawodowych. Prezydent Konrad Fijołek miał być dla związków ostatnią deską ratunku po fiasku negocjacji z zarządem spółki

Z Nowego Jorku na Lubelską 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Konrad Fijołek w czwartek (6 października), gdy przyjechał spóźniony o 20 minut do siedziby MPK, jeszcze myślami był w USA. We wtorek wrócił z kilkudniowej delegacji, w Nowym Jorku przyjął go burmistrz, bawił się też na Paradzie Pułaskiego. W czwartek tak przyjemnie już nie było – w siedzibie MPK ważył się los miejskiej komunikacji.

Fijołek do biurowca spółki przewozowej wszedł przed godz. 11:00, towarzyszyła mu Irena Marszałek, dyrektor Miejskiego Ośrodku Pomocy Społecznej w Rzeszowie. To nie był przypadek. W MOPS też wrze, tam płace są jeszcze niższe. W MPK średnio zarabia się 5200 zł (brutto), w MOPS – 3500 zł (brutto). 

Na prezydenta czekali liderzy czterech zakładowych związków zawodowych w MPK: „Solidarności”, kierowców, administracji i pracowników MPK. Po drugiej stronie, oprócz prezydenta Fijołka i dyrektor Marszałek, przy stole usiedli: Marek Filip, prezes spółki, oraz Teresa Kubas – Hul, szefowa Rady Nadzorczej MPK. 

Na spotkanie przyszła także, spóźniona, Anna Kowalska, dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego. Przyszła poraniona po ciosach za to, jak ZTM zorganizował ostatnio obsługę mieszkańców w Punktach Obsługi Podróżnego. Na czwartkowym spotkaniu była tylko obserwatorem, ze związkowcami nie wdawała się w żadne dyskusje. 

Z sercem na dłoni do związkowców  

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

– Zaapeluję do związkowców o zrozumienie i rozsądek – powiedział nam Konrad Fijołek, tuż przed wejściem na spotkanie. – Liczymy na to, że prezydent przeanalizował wszystko i dogadamy się. Ale musimy zadbać o nasze rodziny – mówili nam związkowcy. Już kilka dni wcześniej ratusz wysyłał im sygnały, że celu nie osiągną. 

– Nie ma pola do negocjacji – mówili wprost miejscy urzędnicy. Kasa MPK świeci pustkami, miasta nie stać na wpompowanie kolejnych milionów, mimo że chętnie je dosypuje do budżetu na promocję. Spór o podwyżki pensji pracownikom MPK, po kompromitacji „zielonej konstytucji”, stał się kolejnym wyzwaniem dla prezydenta. 

Żądania związkowców są znane od wielu tygodni: 500 zł podwyżki od 1 września, doliczenia jej do podstawy pensji. Propozycja zarządu spółki: 500 zł od 1 października  wraz z pochodnymi (wynagrodzenie zasadnicze, premia i m.in. dodatek stażowy). W praktyce związkowy postulat oznacza wzrost podwyżki po ok. 750 zł. 

– Przyjeżdżam do was z sercem na dłoni, ale za mną jest ściana – zaczął spotkanie Konrad Fijołek. – I już nie mam gdzie się cofnąć. Za mną jest ściana i okno, z którego mogę wyskoczyć – uzmysławiał działaczom związkowym, do jakich rozterek go doprowadzili, próbując jednocześnie w ten sposób ustawić przebieg rozmów.

Fijołek: może być rzeźnia 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Prezydent najpierw tłumaczył, że reformy podatkowe, które PiS wprowadził w „Polskim Ładzie”, zabrały pieniądze samorządom, i że miasta nie mają w tym roku dodatkowych źródeł dochodu. A to nie jest jedyny problem. Drożyzna dobija samorządy. – Za rachunki za prąd płaciliśmy do tej pory 25 mln zł, w przyszłym to 85 mln zł – mówił Fijołek.

Tylko w tym roku miejska komunikacja będzie kosztowała 100 mln zł, w przyszłym roku, na skutek gigantycznych cen paliw, może wzrosnąć o jedną trzecią – do 140 mln zł. Rosną stopy procentowe, raty kredytów, które płaci miasto, wzrosły o 50 mln zł. Łącznie na opłacenie wszystkich rachunków trzeba kolejnych 250 mln zł. 

A jeśli zadłużenie przekroczy dopuszczalną przez prawo granicę (60 proc.), miastu grozi zarząd komisaryczny. – I wtedy będzie rzeźnia – Konrad Fijołek utrzymywał retorykę z filmów grozy. – Zamykanie domów kultury, wyłączenie prądu i także radykalne ograniczanie systemu transportowego w mieście – tak rysował najbliższą przyszłość. 

By nie upaść, by nie zwijać spółki 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Fijołek przypomniał też, że wszystkie dotychczas postulaty związkowców miasto spełniło. Bo przekonał radnych, żeby się zgodzili na pokrycie z kasy miejskiej 3-milionowej dziury finansowej w MPK. Bo miasto przesuwało płatności za dzierżawę autobusów. Bo przekazało spółce 20 pojazdów, by podwyższyć jej kapitał. 

– Żeby nie zgłaszać do sądu wniosku o upadłość spółki – uzasadniał prezydent. 

MPK ratowano, bo miasto zwiększyło o 6,5 mln zł dopłatę do wozokilometrów. Bo zniosło bezpłatne przejazdy dla bezrobotnych. Bo wprowadziło przystanki „na żądanie”. Bo radni zgodzili się na 25-procentowe podwyżki cen biletów. – W historii nigdy takich odważnych działań nie było. To po to, by nie zwijać spółki – podkreślał prezydent. 

I kolejny raz powtórzył, że nie może spełnić związkowych żądań. – Bo to rozwali całe miasto – nie owijał w bawełnę Fijołek. O propozycji, jaką związkowcom złożył zarząd MPK, mówił: „Nie jest zła”. Bo oprócz MPK, na garnuszku miasta są jeszcze inne spółki, i kilka tysięcy innych pracowników, którzy też chcą podwyżek.

Magistrów nigdzie nie brakuje 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

To dlatego, w sporze zbiorowym, są pracownicy MOPS-u, gdzie pracuje prawie 600 osób i zarabiają minimalną pensję. – A mają wykształcenie wyższe – podkreślała Irena Marszałek. – Pracują z ludźmi, by rozwiązać ich problemy, i są odpowiedzialni za życie ludzkie. Spotykają się z agresją słowną i niejednokrotnie fizyczną – opowiadała. 

– Opiekunki i opiekunowie zajmują się starszymi, samotnymi, o których nikt się nie troszczy. Gotują im, sprzątają, kąpią ich, przebierają i wyprowadzają do toalety. I to też są ludzie z wyższym wykształceniem – dyrektor MOPS-u włączyła się do dyskusji, by pokazać związkowcom z MPK, że nie tylko ta załoga czeka na lepsze czasy. 

– Wyższe wykształcenie, wyższe wykształcenie, wyższe wykształcenie, wyższe wykształcenie – pokazywał palcem Jan Brocki, lider Związku Zawodowego Kierowców Autobusów Komunikacji Miejskiej. To miało dowodzić, że nie tylko MOPS jest obsadzony magistrami, ale też spółka przewozowa. I to żaden argument, by nie walczyć o swoje.

– Nie licytujmy się – upominał związkowców Konrad Fijołek. I nie dawał za wygraną. – Sprawiedliwie byłoby, gdybym dał im [pracownikom MOPS-u – przyp. red] 1000 zł podwyżki, wam 500 zł, a w MPWiK-u, który zaraz będzie pod kreską, 100 zł – proponował. – Ale sprawiedliwości w życiu nie ma – powiedział smutną prawdę. 

W MPK nigdy nie będzie dobrze 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Fijołek prosił związkowców, by podpisali porozumienie. Obiecywał, że jak miasto upora się z kryzysem, to będzie „stosownie reagować” i w przyszłości nadrobi zaległości. Kiedy to nastąpi? Nie wiadomo. Wiadomo, że podwyżki w wersji związkowej pochłonęłyby w tym roku 1,2 mln zł, w przyszłym 4,8 mln zł. 

Związkowcy o wszechobecnym kryzysie nie chcieli jednak mówić, dyskusję sprowadzali do tego, co boli pracowników MPK, a to, że inni mają gorzej, to nie ich sprawa. – Praca za 3,5 tys. zł w MPK to koszmar – mówił Jan Brocki. Związkowcy przypominali, że swoje pierwotne żądania obniżali – z 900 do 500 zł. 

Znów pojawił się temat wozokilometrów, czyli stawek, które miasto płaci MPK za każdy kilometr przejechany przez autobus. Za mało. Obecnie to 8,90 zł. To nie pokrywa kosztów paliwa i wypłaty dla kierowców – Stawka powinna wynosić 10,90 zł – mówił Wojciech Cwalina, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników MPK.

 – Jeżeli dalej wozokilometr będzie niedoszacowany, to w MPK nigdy nie będzie dobrze – wtórował mu Michał Białogłowski, szef „Solidarności”. – Korygujemy wozokilometr – bronił się Fijołek. – Ale nie wszystko naprawimy od razu, i nie w kryzysie – powtarzał. – Chcemy pracować, ale też mamy wydatki – odpowiadali związkowcy.

Ekstra 500 tys. zł do podziału

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Bo ci też mają związane ręce. Liderzy walczą o swoje stanowiska. Referendum strajkowe miało pokazać, że szefowie związków walczą o interesy pracowników. Jeżeli odpuszczą, gniew załogi skieruje się na liderów. Konrad Fijołek myślał, że nastroje uspokoi, proponując pracownikom ekstra 500 tys. zł (jednorazowy dodatek). 

Związkowcy szybko policzyli, że każdy pracownik dostałby wtedy po ok. 700 zł. Prezydent Rzeszowa zadeklarował, że wróci do rozmowy o podwyżkach po pierwszym kwartale przyszłego roku. Związkowców to nie porwało. Fijołek obiecał więc, że stawkę wozokilometra miasto ponownie przeliczy i urealni do kwoty 10,90 zł.

Ostrzegał jednak, że to się może wiązać z ostrymi cięciami kursów. – Wiecie o tym? – powtórzył dwukrotnie prezydent, który nagle zmienił sposób rozmowy. Przestał już tłumaczyć, prosić o rozsądek. – Dojdziemy do 10,90 zł, ale będzie znacznie mniej kursów. OK? – zapytał prezydent, by upewnić się, czy dobrze go zrozumiano. 

Strajk w Dzień Nauczyciela 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Mniej kursów może oznaczać redukcję etatów. – Ale nie musi – uważa Wojciech Cwalina. – Brakuje nam kierowców. To będą niekorzystne zmiany przede wszystkim dla pasażerów – podważał argumenty prezydenta. – Nie chcemy strajkować, ale ludzie mówią: „Nie możemy się cofnąć o krok” – mówił Cwalina. 

– Najprościej jest nie wyjechać i strajkować – wtrąciła Teresa Kubas-Hul, szefowa Rady Nadzorczej MPK. – A może lepiej jest rozmawiać, zakończyć spór, a w przyszłości, jeśli będzie stać miasto, dodatkowe wsparcie też będzie – deklarowała. – Jesteście po to, żeby w imieniu załogi podejmować rozsądne decyzje – dodał Marek Filip, prezes MPK,

Filip próbował na koniec ratować sytuację. – Nie trzeba patrzeć tylko na dzisiaj, ale na dłuższą perspektywę – apelował do związkowców. Na nic się to zdało. Związkowcy ustalili datę strajku – piątek, 14 października. – Wtedy jest Dzień Nauczyciela, dzieci mają wolne od szkoły – Michał Białogłowski twierdzi, że strajk nie będzie tak dotkliwy.

Rozmowy, a nie szantaż 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Związkowcy zagrozili, że jeżeli po 14 października miasto nie spełni ich postulatów, kolejny strajk zorganizują 17 października. „Nie zamierzamy natomiast podejmować rozmów, w których będziemy straszeni i szantażowani” – zakomunikowali prezesowi. A ten straszak wisi w powietrzu. Miasto myśli o konkurencji dla MPK. 

W planie jest zorganizowanie przetargu na obsługę co najmniej 10 linii autobusowych. Na razie miasto musi zadbać o komunikację zastępczą, gdy miejskie autobusy 14 października staną. Jak to zrobi? Nie ma teraz odpowiedzi. 

agnieszka.lipska@rzeszow-news.pl

Reklama