PiS chciało dopłat do przydomowych zbiorników na deszczówkę z budżetu miasta, a Rozwój Rzeszowa i PO z pieniędzy unijnych. Wygrała ta druga opcja.
Radni PiS jeszcze w czerwcu zaproponowali, by miasto stworzyło program tzw. malej retencji. Chodzi o to, aby samorząd dopłacał do 50 procent kosztów budowy przydomowych zbiorników na deszczówkę. Pomysł trafił wówczas do obrad w komisjach i na sesję na nowo wrócił w lipcu.
Koalicja ma swoją koncepcję
Jednak nie na długo. Mająca większość w Radzie Miasta koalicja Rozwój Rzeszowa i Platforma Obywatelska we wtorek już na samym początku zdecydowała o wyrzuceniu uchwały PiS z porządku obrad.
Radni Rozwoju Rzeszowa – Wiesław Buż, Tomasz Kamiński, Daniel Kunysz, Waldemar Wywrocki, Bogusław Sak – oraz PO – Jolanta Kaźmierczak i Wiesław Ziemiński – przygotowali swoją uchwałę: program małej retencji przy współfinansowaniu go przez samorząd wojewódzki i pieniędzy unijnych, a nie, jak chciał PiS – tylko z budżetu miasta.
– Wodę opadową można wykorzystać. Budowa przydomowych zbiorników byłaby realizowana z dopłat zewnętrznych. Zjawiska klimatyczne, z jakimi mamy teraz do czynienia, to problem globalny, dlatego pieniądze na likwidację ich skutków powinny iść z budżetów centralnych i unijnych – przekonywała Jolanta Kaźmierczak, radna PO.
Program do świętego Dygdy
Radny Robert Kultys z PiS był oburzony propozycją koalicji. Stwierdził, że uchwała proprezydenckiego obozu to poplątanie z pomieszaniem. Kultys był też zaskoczony, że miasto tak bardzo chce program małej retencji realizować z pieniędzy unijnych, mimo, że rocznie nie kosztowałby on więcej niż 500 tys. zł, a w ciągu całej kadencji 2,5 mln zł.
– To mniej niż warte są niektóre inwestycje realizowane z budżetu miasta – porównywał Robert Kultys. Mówił, że podobne programy dopłat mają takie miasta, jak chociażby Wrocław, Kraków, czy Bydgoszcz. Kultys stwierdził, że w przypadku małej retencji nie ma na co czekać, bo zmiany klimatyczne zachodzą gwałtownie.
– Chcecie program dopłat odesłać do świętego Dygdy, którego nie ma nigdy – stwierdził radny Kultys. Dodał także, że dziś nie są znane zasady przyznawania na ten cel dotacji, nie wiemy, czy w ogóle Rzeszów będzie mógł startować w konkursach po pieniądze unijne.
Już wystarczy tych kosztów
Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, był zdziwiony, że radni PiS tak ochoczo chcą dzielić samorządowe pieniądze, a centralnych nie ruszają. – Rząd przerzuca już dużo kosztów na samorządy. 100 mln zł na edukację, 15 mln zł za energię, a pieniądze z budżetu państwa się rozdaje – krytykował Ferenc.
Andrzej Gutkowski, wiceprezydent Rzeszowa, uważa, że program małej retencji, aby był skuteczny, powinien obejmować cały kraj, a rozwiązania lokalne mogłyby uzupełniać całość. Marcin Fijołek, szef klubu PiS, przekonywał, że program jest bardzo pożyteczny i przyszłościowy. – Wiem, że ma jedną wadę – jest autorstwa PiS – mówił Fijołek.
To aluzja do tego, że każdy pomysł opozycji spotyka się ze sprzeciwem koalicji.
„Trzy dołki z komarami na krzyż”
Konrad Fijołek (Rozwój Rzeszowa), wiceszef Rady Miasta, naśmiewał się z propozycji PiS Nazwał ją koncepcją z „trzema dołkami z komarami na krzyż”, którą chcą uratować Rzeszów od powodzi. – Rzeszów potrzebuje kompleksowego rozwiązania, podobnie, jak inne miasta w naszym kraju – stwierdził Konrad Fijołek.
Uchwałę autorstwa radnych Rozwoju Rzeszowa i PO poparło 15 osób, 7 było przeciw. – Za rok o tej porze spotkamy się w tym samym miejscu i program miejskich dopłat nie ruszy ani o krok do przodu – przewiduje Robert Kultys.
(jg)
redakcja@rzeszow-news.pl