Zdjęcie: Sebastian Fiedorek / Rzeszów News

Sytuacja covidowa, brak pieniędzy z tarczy antykryzysowej – jak podaje Res-Drob, to były główne przyczyny upadku Rzeszowskich Zakładów Drobiarskich. – COVID, wojna na Ukrainie i za chwilę będzie „wina Tuska” – komentuje syndyk.

Sąd Rejonowy w Rzeszowie 1 lutego 2023 roku ogłosił upadłość Rzeszowskich Zakładów Drobiarskich. Firma ma ok. 200 mln zł długów. Jej majątek przejął syndyk, a ponad pracowników dostało wypowiedzenia.

Res-Drob bez tarczy

Właściciele firmy do tej pory nie komentowali sytuacji w spółce – nie odpowiadali na maile i nie odbierali telefonów. Teraz wydała oświadczenie skierowane do kontrahentów, pracowników i mieszkańców Rzeszowa.

Jak przekonują – główną przyczyną bankructwa spółki są skutki w przemyśle „horeca” (hotele, restauracje, catering). „Zamrożenie” w trakcie pandemii branży hotelowej i restauracyjnej „drastycznie” pogorszyło finanse firmy i w konsekwencji jej upadek.

„(…) Nasza Spółka nie mogła skorzystać z powszechnie dostępnych produktów w ramach wsparcia tarcz antycovidowych” – czytamy w oświadczeniu. 

Nikt się pod nim nie podpisał, kontakt z firmą wciąż jest utrudniony. – Wygląda na to, że władzom spółki zabrakło cywilnej odwagi, by wziąć odpowiedzialność za zaistniałą  sytuację – komentuje Jan Stanisław Zasada, syndyk zarządzający majątkiem upadłej firmy.

Upadłość, by przetrwać 

W oświadczeniu rzeszowskiej spółki czytamy też, że w dniu, w którym ogłoszono jej upadłość, „kończy się pewna epoka” firmy, która działała na rynku od 70 lat. Res-Drob siedzibę ma przy ul. Konopnickiej, zajmuje się ubojem i przerobem drobiu.

„Pomimo podejmowania wielu działań i prób, podjętych działań restrukturyzacyjnych , nie udało się (…) utrzymać płynności finansowej Spółki” – czytamy dalej w oświadczeniu firmy.

Res-Drob ma nadzieję, że upadłość spółki nie zakończy jej działalności, a postepowanie upadłościowe „stanowi jedynie etap konieczny do kontynuacji ponad 70-letniej historii drobiarstwa w naszym regionie”.

Wina Tuska?

Syndyk, który przeanalizował już większość dokumentów finansowych firmy, przyznaje, że COVID-19 znacznie przyczynił się do upadłości zakładu. W latach 2019-2020 produkcję przekierowano na „horeca”, a z chwilą ogłoszenia lockdownu sprzedaż stanęła.

Potwierdza też, że Res-Drob, jako duże przedsiębiorstwo, nie dostał żadnej pomocy z tarczy antykryzysowej. – Aczkolwiek nie można wszystkiego zwalać na COVID. COVID, wojna na Ukrainie i za chwilę będzie „wina Tuska” – komentuje z przekąsem syndyk.

– Był też i czynnik ludzki, popełniane były błędy i są konsekwencje – podkreśla Zawada.

Wypłaty marzec-kwiecień

Pracownicy kończą pracę 31 marca. Wtedy stanie produkcja, obecnie działa na poziomie 30-40 procent. Wypłaty wynagrodzeń, których pracownicy nie dostawali od połowy listopada 2022 roku, ma zapewnić Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.

Uwzględniono w nich odprawy, odszkodowania i ekwiwalenty za urlopy – na kontach powinny się pojawić na przełomie marca i kwietnia. Mogą to być wpłaty w wysokości siedmiokrotnych poborów. Pracownicy po zwolnieniu dostaną też świadectwa pracy.

W zakładzie przeprowadzono inwentaryzację, syndyk zbiera też wierzytelności, które wciąż spływają przez Krajowy Rejestr Zadłużonych. Jak oszacowano, zadłużenie wynosi ok. 200 mln zł. Biegli spisali też majątek spółki i wstępnie wycenili go na 20-30 mln zł.

– W porównaniu z zadłużeniem… Nie stać by mnie było, aby ludziom wypłacić zaległe pieniądze – mówi Zawada.

Jest chętny dzierżawca

Okazuje się jednak, że jest szansa na to, by zakład znów wrócił na rynek spożywczy. Prowadzone są rozmowy z potencjalnym dzierżawcą, który chce utrzymać produkcję. Zgodę na to wydał już sędzia komisarz.

Firma, która przejmie zakład, będzie musiała jednak sporo zainwestować. Warunki przetargu określi sędzia komisarz. Najbardziej realny termin, to koniec tego roku. Najpierw trzeba dokończyć wycenę i dać obwieszczenie do monitora rządowego.

Możliwe, że decyzja o wystawieniu zakładu na sprzedaż zostanie zaskarżona. – Mam nadzieję, że do tego czasu będzie dzierżawca, który podtrzyma produkcję. Jest nadzieja, że zatrudni większość zwolnionych pracowników – mówi Jan Zawada.

Będzie trudno

Wrócić na normalne tory będzie jednak trudno. Nie każdy „z ulicy” może uruchomić produkcję. Do tego teraz kontrahenci – biorąc pod uwagę skalę zadłużenia i dotychczasową wypłacalność zakładów – mogą żądać przedpłat lub gotówki.

– Biorąc pod uwagę wielkość majątku a skalę zadłużenia, to niewiele odzyskają. Samych hipotek jest 60 mln zł, do tego pracownicy… Pod dużym znakiem zapytania jest, czy pieniędzy wystarczy – ocena sytuację finansową syndyk.

Jana Zawada martwi też to, że wierzyciele, którzy wypożyczyli maszyny firmie, zaczynają żądać ich zwrotu. – Negocjacje i rozmowy trwają, bo jak zaczną nam zabierać maszyny, to firma pójdzie na kawałki całkiem – mówi.

(saba)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama