Walka z dopalaczami, to jak walka z wiatrakami. Ale przecież każdy wiatrak też w końcu diabli wezmą. Władze Rzeszowa chcą, aby stało się to jak najszybciej. A jeden taki wiatrak w mieście wciąż działa.

Chodzi o sklep z dopalaczami przy ul. Langiewicza. Jeszcze w ubiegłym roku w Rzeszowie były dwa takie sklepy – drugi przy ul. Mickiewicza. Ten, na szczęście, w maju tamtego roku zniknął już z rynku. Ten przy Langiewicza się ostał. Miasto wytacza wszystkie działa, jakie tylko może, żeby też się go pozbyć.

Trochę historii

W 2008 roku w Rzeszowie działały cztery sklepy z dopalaczami.

– Już wtedy prezydent Ferenc napisał pierwszy list do parlamentarzystów, marszałka Sejmu, ministra zdrowia, aby tak zmienić prawo, żeby uniemożliwić handel dopalaczami – mówi Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta.

Oczywiście „pisał na Berdyczów”. Dwa lata później doszło do sławnej akcji premiera Donalda Tuska.i właściwie w jeden dzień, w całym kraju, wszystkie sklepy z dopalaczami zostały zamknięte. W Rzeszowie też.

– Więcej – dodaje Jaromir Ślączka, powiatowy inspektor sanitarny w Rzeszowie. – Na jakiś czas przestały też działać, oferujące dopalacze, strony internetowe.

Handlarze dopalaczami wzięli na przeczekanie. Najwidoczniej nie wiedzieli, czy rząd przygotował dla nich tylko tyle niespodzianek, czy może ma jeszcze coś w zanadrzu. Nie miał, ale…

– Przez chwilę był spokój – mówi rzecznik prezydenta Rzeszowa. – Problem powrócił jednak w 2013 r. W mieście powstały wtedy dwa takie sklepy. Teraz został jeden.

Właśnie ten przy ul Langiewicza. Dlaczego nie można go stamtąd wykurzyć?

Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz

Z jednej strony „pomaga” polskie prawo.

– Dopalacze to narkotyki. Niepotrzebnie stworzono dla nich w prawie specjalny status: przypisano nazwy dopalacze, czy środki zastępcze. Czyli coś, co wydaje się czymś innym – zauważa Jaromir Ślączka. – A ich efekt narkotyczny bywa nawet mocniejszy, niż znanych od lat narkotyków.

Handlarze dopalaczami czują się właściwie bezkarnie. Za handel nimi trudno trafić za kratki. Służba taka jak sanepid – a to na nią głównie scedowano obowiązek walki z dopalaczami – może co najwyżej, najlepiej jak potrafi, utrudniać handlarzom życie i działalność. No i nakładać kary administracyjne. Wysokie, bo od 20 tys. do nawet miliona złotych.

Jednak i to handlarzy dopalaczami zdaje się specjalnie nie ruszać. Bo co im tam jakiś sanepid. Wytaczając wojnę dopalaczom, zapomniano nawet dopisać do ustawy o inspekcji sanitarnej zapis, że „kto utrudnia, nie wykonuje decyzji państwowego inspektora sanitarnego podlega karze grzywny, czy pozbawienia wolności”.

Wobec innych wykroczeń – a jakże – takie uprawnienia sanepid ma.

Kary są, a pieniędzy nie ma

Co z tym sklepem przy Langiewicza?

– Problem polega na tym… – tłumaczy Jaromir Ślaczka. – Że w tym miejscu działa już 14 spółka.

I co z tego? Ano to, że to jak zwykła zabawa w ciuciubabkę.

– Wchodzimy, znajdujemy podejrzane substancje i je zabezpieczamy. Możemy je zatrzymać na 18 miesięcy – tłumaczy szef rzeszowskiego sanepidu. – Ale w czasie postępowania, na każdym jego etapie, nasze działania są torpedowane przez kancelarię prawną, obsługującą właściciela sklepu.

Kancelaria jest z Łodzi. I to dobra kancelaria.

Ale kiedy mimo to uda się przebrnąć również i przez te mielizny, i prawnicze sztuczki…

– Firma znika z rynku, a w to miejsce pojawia się nowa, o takim samym profilu – mówi Ślączka. – I cała procedura zaczyna się od nowa.

A kary finansowe? Do tej pory na podmioty działające i prowadzące sklep z dopalaczami przy Langiewicza, sanepid nałożył w sumie 180 tys. zł kar administracyjnych. Do dziś nie zobaczył z tego ani złotówki.

Rzeszów rusza na wojnę…

Prezydent Tadeusz Ferenc nie tylko listy pisze… Od kilku lat służby miejskie, sanepid i rzeszowska policja mocniej zwarły szyki, aby obrzydzić życie handlarzom dopalaczami przy Langiewicza..

– W ubiegłym roku zamontowaliśmy tam monitoring. Jego „końcówka” jest w komendzie miejskiej policji – mówi Maciej Chłodnicki. – Nagrania z tego monitoringu, przekazaliśmy dyrektorom szkół.

Jeśliby rozpoznali na nagraniach swoich uczniów, mają zacząć działać.

W ten rejon miasta rzeszowska policja skierowała też więcej patroli. To zresztą potwierdzają okoliczni mieszkańcy.

Na pomoc ruszył wreszcie mobilny oddział Inspekcji Celnej.

– Wchodzą do magazynów spedycyjnych firm kurierskich i przesyłki kierowane na adres sklepu przy Langiewicza są odławiane i zajmowane – mówi Jaromir Ślęczka. – Dzięki temu udaje się przerwać trochę ten łańcuch dostaw.

To działa. W 2014 roku celnicy zajęli 6,5 tys. opakowań dopalaczy. Jak np. TUTAJ. Tylko przez niecałe dwa miesiące tego roku, w ten sposób wyłowiono już 1,5 tys. takich opakowań.

To więcej niż mogą zrobić inspektorzy sanepidu… W czasie jednego nalotu na taki sklep, mogą zabezpieczyć góra 100, sto kilkadziesiąt opakowań z dopalaczami. Więcej po prostu w sklepie nie ma.

Śmierć po dopalaczach

Na wojnę z handlarzami dopalaczami wyruszyła też rzeszowska prokuratura. I ona chce pomóc, choć i dla prokuratury prawo jest tu dosyć niejasne.

W ubiegłym roku w Rzeszowie na Szpitalne Oddziały Ratunkowe trafiło 51 osób. W tym trzy, ale zdarzył się też śmiertelny przypadek. W styczniu, prawdopodobnie po zażyciu dopalaczy, zmarł 29-latek z Rzeszowa.

Prokuratura chce spróbować wykorzystać w walce art. 160 Kodeksu karnego: chodzi o świadome narażenie zdrowia i życia ludzi na działanie substancji niebezpiecznych.

W czerwcu tego roku ma zostać znowelizowana Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, 114 nowych substancji ma zostać dopisanych do listy już zakazanych środków. Za handel nimi można już trafić za kratki.

Tyle tylko, że handlarze dopalaczami zapewne już pracują nad nowymi substancjami. I znów wszystko zacznie się od nowa.

„Wyciągacze wilgoci”

Pozostaje jeszcze oczywiście handel dopalaczami w internecie. Jak mówi Jaromir Ślęczka, także w Rzeszowie są firmy, które to robią. Tu jednak sanepid nic już nie może. Miejski monitoring też raczej nikogo nie odstraszy. W internecie bez kłopotu można zamówić dopalacze, którymi są np. „sole i pigułki piorące”, czy „wyciągacze wilgoci”.

Jeśli mamy walczyć z dopalaczami na poważnie, trzeba zmienić prawo. I dać wreszcie powołanym do tego służbom, odpowiednie narzędzie.

Na dziurawe prawo znów zwrócił uwagę prezydent Tadeusz Ferenc w niedawnym i już kolejnym liście do parlamentarzystów, określając cały system nadzoru nad dopalaczami jako „zupełnie niewydajny”.

„W rezultacie nigdzie w skali całego kraju nie udało się w sposób skuteczny i trwały zamknąć sklepów z dopalaczami” – napisał w liście prezydent Ferenc. Więcej o liście TUTAJ.

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama